Myślałem początkowo o Datsunie 240Z, ale jakoś nie było akurat nic ciekawego na rynku. I wtedy trafiłem na Mitsubishi Celeste, które było na sprzedaż w Holandii. Przyznam się, że niewiele o nim wiedziałem, ale stylistyka auta bardzo mi się spodobała. Samochód miał niewielki przebieg i znajdował się u pewnego kolekcjonera w Holandii. Do ideału było mu jednak daleko.
Przez wiele lat stał w hali, nieużytkowany i nawet nieotwierany, co oszczędziło co prawda blachę, ale okazało się niestety zabójcze dla innych elementów auta – mówi Łukasz Hrabczak, właściciel Celeste. Niestety, wszystkie materiałowe elementy tapicerki po prostu spleśniały i nie nadawały się do naprawy. Wiele lat bezczynności nie wpłynęło też dobrze na silnik. Mimo to decyzja zapadła i auto trafiło do mnie, do Nowego Sącza.
Skąd w ogóle Mitsubishi Celeste wzięło się w Europie? Aby dobrze odpowiedzieć na to pytanie trzeba najpierw przestudiować trochę historię firmy, która jako pierwsza w Japonii zaczęła w 1917 roku seryjnie produkować auta osobowe – Toyota z modelem AA „spóźniła się” aż o 19 lat (patrz też historia). Wytwarzanie samochodów było tylko jedną z niewielu rzeczy, które robiło Mitsubishi. Od 1870 roku, gdy koncern powstał, zajmował się m.in. handlem, usługami bankowymi, nieruchomościami i transportem.
Mitsubishi Motors utworzono dopiero w 1970 roku, by skupić się na przynoszącej coraz wyższe zyski działce samochodowej. Na jej czele stanął Tomio Kubo – inżynier z części lotniczej koncernu, ale też zdolny menadżer, który doskonale zdawał sobie sprawę, że japoński rynek jest za ciasny dla tylu firm motoryzacyjnych.
Potrzebne było wyjście na zewnątrz. Samodzielna ekspansja poza Azję kosztowałoby krocie, więc strategia Kubo przewidywała łączenie się w sojusze z dobrze ulokowanymi miejscowymi partnerami. W 1971 roku Mitsubishi sprzedało 15 proc. akcji Chryslerowi. Dzięki temu rynek USA, za sprawą sieci dystrybucji Amerykanów, stanął dla firmy otworem i rozpoczął się okres prosperity. Jego efektem ubocznym był zamęt z nazwami aut – Mitsubishi Galant w Stanach było sprzedawane jako Dodge Colt, a później także jako Dodge Challenger i Plymouth Sapporo. Z Celeste było z resztą podobnie.
Kasa jednak się zgadzała i przez wiele lat wszyscy byli zadowoleni. W 1967 roku koncern wytwarzał 75 tys. aut, zaraz po wejściu na rynki Ameryki Północnej już 250 tys., a w 1973 roku – 500 tys. samochodów rocznie. Pięć lat później było to już 965 tys. samochodów. Nie była to jednak łatwa współpraca. Dlatego też w Europie Japończycy postanowili działać samodzielnie. W 1977 roku pierwsze auta Mitsubishi trafiają na Stary Kontynent. Do sprzedaży wchodzą trzy modele – Galant, Lancer i właśnie Celeste.
To ten trzeci samochód staje się wizytówką marki. Ponieważ nazwa Celeste po łacinie znaczy tyle co niebiański, pochodzący z nieba, do lansowania modelu wybrano dwa kolory – niebieski i mający kojarzyć się ze słońcem jaskrawo żółty, taki jak ma nasz zdjęciowy egzemplarz. Choć auto nie miało dziur, lakier nie był w najlepszym stanie i w dużej części jest położony na nowo.
Żeby jednak nie wchodzić w jałowe dyskusje ze „znawcami tematu” czy kolor na pewno jest oryginalny, maska została jedynie spolerowana i jest na niej nadal pierwotna powłoka – mówi Łukasz. Model był produkowany od 1975 roku. Pod maską mogły znaleźć się dwa silniki: 1.6/73 KM oraz 2.0/98 KM (na lokalnym rynku był także motor 1.4).
Celeste z Nowego Sącza ma słabszą jednostkę pod maską. Technicznie samochód bazuje na pierwszym Lancerze A70, ale nadwozie, choć trochę podobne do 2-drzwiowej wersji, zostało zaprojektowane zupełnie od nowa. I choć oficjalnie twórcą samochodu jest Japończyk Ichon Masataka, to jednak z całym szacunkiem dla designerów z Dalekiego Wschodu wydaje się mało prawdopodobne, by jego projekt był czysto autorski.
Po doprowadzeniu do ładu elementów mechanicznych i lakieru kolejnym krokiem była renowacja wnętrza. To akurat nie było dla mnie trudne, bo tapicerowanymi meblami zajmuję się zawodowo – mówi Łukasz. Poza kilkoma przeszyciami i wyszywankami nadwozia na boczkach drzwi jej wygląd jest prawie identyczny jak w oryginale. Różnica to zastosowanie alcantary. Za to zegary, deska rozdzielcza, włączniki nie wymagały dodatkowych prac, poza oczyszczeniem. Co ciekawe, auto Łukasza nie jest „obiektem muzealnym” i jest użytkowane niezależnie od warunków pogodowych, przez okrągły rok. Oczywiście, do każdego sezonu jest starannie przygotowywane.
Z myślą o zimowej eksploatacji Łukasz Hrabczak zlecił wykonanie do samochodu plastikowych nadkoli, które są naprawdę świetnie dopasowane i gdybyśmy nie wiedzieli, że zostały dorobione, bylibyśmy skłonni przypuszczać, że są fabryczne. Koszt to tysiąc złotych, ale bez wątpienia był to dobry pomysł.
Auto zostało kupione 4 lata temu, po czym przeszło stosowany remont. Bez wsparcia Marcina, który pomagał przy renowacji, i mojego zaufanego mechanika Maćka, pewnie nic by z tego nie wyszło. Słowa uznania należą się też mojej, żonie, która wykazała się naprawdę anielską cierpliwością – mówi Łukasz. O jakości wykonanych prac niech świadczy fakt, że na żadnym elemencie nie pojawiła się rdza.
A jak Mitsubishi Celeste jeździ? Dziś większą moc mają małe auta miejskie, ale nie zapominajmy, że coupé Mitsubishi waży 920 kg, więc 4-cylindrowy, 73-konny silnik całkiem przyzwoicie radzi sobie z napędzaniem samochodu. O sportowych osiągach mowy być nie może, ale auto bez problemu porusza się w dzisiejszym gęstym ruchu. Jeżdżąc po drogach wokół Nowego Sącza mieliśmy nawet wrażenie, że skądś już znamy takie zachowanie samochodu.
Po chwili przyszło olśnienie – no tak, przecież podobnie prowadzi się Fiat 125p, który ma identyczny układ napędowy (silnik wzdłużnie, sztywny tylny most na resorach). Podobne zachowanie na zakrętach, ta sama reakcja na wyboje, słowem – stary znajomy! Różnica to bez wątpienia głośność w kabinie. W Celeste jest naprawdę cicho, nawet jeśli jedziemy z większą niż miejska prędkością. Po części to pewnie efekt wygłuszenia, ale też nie bez znaczenia jest znacznie wyższa kultura pracy jednostki Mitsubishi.
Silnik 4G32 został wprowadzony do produkcji w 1970 roku i był wówczas jednostką nowoczesną. Ma pojedynczy, górny wałek rozrządu, głowica jest aluminiowa, a blok żeliwny. Wał podparto 5 panewkami, co dobrze wpłynęło na jego żywotność. Z resztą o tym, że była to udana konstrukcja niech świadczy fakt, że znalazła ona zastosowanie w wielu innych modelach Mitsubishi, a jako konstrukcja licencyjna trafiła także do Mazdy i Hyundaia.
I właśnie dzięki temu ostatniemu pokrewieństwu nie ma problemu z częściami do jednostki Celeste. Jeśli jakiś element oryginalny nie jest już sprzedawany albo jest zbyt drogi, zawsze należy sprawdzić, czy nie był on stosowany w produkowanym do 1994 roku Hyundaiu Pony.
Celeste było produkowane do 1981 roku, ale na rynku europejskim nie odniosło olśniewającego sukcesu, podobnie jak pozostałe modele Mitsubishi pierwszego rzutu. Auta z Japonii były początkowo traktowane jak jednorazówki, na co wpływ miała pewnie także powstająca dopiero sieć serwisowa. Nie pomogła nawet konkurencyjna cena – Celeste w 1978 roku było o 2,5 tys. marek tańsze od porównywalnego VW Scirocco.
Mitsubishi Celeste - plusy i minusy
Jeśli marzysz o wyjątkowym aucie i nie chcesz spotkać drugiego egzemplarza na zlocie – Mitsubishi Celeste jest dla ciebie. W Polsce jest tylko kilka egzemplarzy (my wiemy o 4, w tym tylko dwa jeżdżące), więc prawdopodobieństwo, że w tym samym czasie i miejscu się spotkają jest raczej niewielkie.
Niestety, jak przy każdym nietypowym pojeździe trzeba się liczyć z tym, że problem, który właściciele typowych klasyków rozwiązują w jeden dzień, nam może zająć nawet tygodnie. Pod względem konstrukcji do Celeste nie można się jednak przyczepić – japońskie auto jest dobrze wykonane i nawet po latach odwdzięczy się niezawodnością, jeśli tylko o nie odpowiednio dbamy.
Oczywiście, podstawowym problemem jest rdza. Pod względem mechaniki auto raczej nie będzie specjalnym wyzwaniem, ale jeśli nie decydujemy się na naprawy samodzielne, największym problemem może być przekonanie mechanika, żeby zajął się naszym autem.
Mitsubishi Celeste - części zamienne
W Polsce praktycznie ich nie ma, w przypadku silnika można ratować się (z dobrym skutkiem) elementami od Hyundaia Pony, choć oczywiście nie wszystko jest współzamienne. W Niemczech i Holandii, gdzie Celeste jest najwięcej, w ofercie także dominują części eksploatacyjne.
Jeśli już pojawia się coś w sprzedaży, są to elementy z rozbiórki egzemplarza, którego remont był nieopłacalny. Emblematy, wnętrze, blachy, a nawet tylne lampy – to wszystko jest bardzo trudno dostępne. Przednie reflektory produkuje Hella (zarówno do aut sprzed jak i po liftingu) i kosztują ok. 40 euro.
Żadnego ratunku nie otrzymamy także w Mitsubishi, bo firma ta nie prowadzi żadnego zaopatrzenia w części do pojazdów klasycznych. Rozwiązaniem jest też szukanie części w Ameryce Północnej, gdzie aut sprzedano znacznie więcej.
Mitsubishi Celeste - sytuacja rynkowa
Jeśli ktoś ma ładne Celeste to nie chce go sprzedawać. W Europie znaleźliśmy tylko kilka egzemplarzy do kupienia. Żaden z samochodów nie nadawał się do natychmiastowego użycia, większość wymagała gruntownego remontu.
Mimo to auta dość szybko znikają z rynku, bo właściciele jeżdżących Celeste robią „zapasy” części wiedząc, że nowych już nie będzie. A jeszcze kilka lat temu prawie idealne auto można było kupić za 5 tys. euro. Dziś 3 tys. kosztuje samochód do remontu, często niekompletny. Nie podejmujemy się nawet określić, ile powinien kosztować nasz zdjęciowy egzemplarz.
Mitsubishi Celeste - nasza opinia
Najbardziej polecamy cierpliwość. Pośpiech przy poszukiwaniu klasycznego auta jest złym doradcą, a przy Celeste może okazać się fatalnym – co z tego, że uda nam się upolować względnie dobre auto, jeśli np. nie jest kompletne? Dlatego od razu odrzucamy oferty samochodów, z których ktoś coś już wymontował – te zostawmy właścicielom jeżdżących Celeste. Oczywiście, cenniejsza jest wersja przedliftingowa, ale przy tak małej dostępności nie ma to wielkiego znaczenia.