- Toyotę MR2 da się kupić już za 10 000 zł!
- To najtańszy sposób obok Pontiaca Fiero, żeby stać się posiadaczem takiego auta
- Nie polecamy tego auta osobom, które nie mają wprawy w prowadzeniu
Ten samochód z pewnością jest najmniej klasyczny wśród tu prezentowanych. Jakby tego było mało, jego niska cena nijak ma się do wartości, jaką prezentują opisane wcześniej modele. Dlaczego więc tu trafił? Odpowiedź wbrew pozorom jest łatwa – druga generacja MR2 to jeden z najtańszych sposobów na to, żeby stać się posiadaczem sportowego modelu z centralnie umieszczonym silnikiem.
Historia Toyoty z tak nietypowo dla tej marki ułożonym motorem zaczęła się w 1984 r. Wtedy w produkcji znajdowała się już przednionapędowa Corolla (poza coupé GT, które miało napęd na tył), a mimo to Japończycy postanowili poszaleć i stworzyli sportowca z napędem na tył, dwoma miejscami i silnikiem w centralnej części pojazdu (nazwa pochodziła zresztą od tych cech: M to mid engine, R – rear wheel drive, a „dwójka” to two seater). MR2, po francusku czytało się jednak jako merde, czyli „kupa” – z tego powodu na tamtejszym rynku Toyota nazywała się po prostu MR.
Auto zostało na tyle dobrze przyjęte, że po 4 latach Toyota zaprezentowała następcę – i właśnie tę 2. generację prezentujemy na zdjęciach. To ona jest najłatwiej dostępna w tej chwili, może być w niezłym stanie i wciąż nie kosztuje majątku. Od 1999 r. była jeszcze trzecia i zarazem ostatnia odsłona MR2, którą oferowano jedynie w otwartej wersji, tyle że nie zdobyła ona już takiej popularności. Wracając zaś do MR2 drugiej generacji, wśród wielu wersji silnikowych (od 133 do 245 KM) w Europie można było wybrać jedynie kilka: 128- (tylko UK), 156- , 170- oraz 175-konną. Topowe turbodoładowane były dostępne jedynie w Japonii (moc: 225, 240 i 245 KM) oraz w USA (204 KM). W Kraju Kwitnącej Wiśni była też bardzo pożądana odmiana 200-konna z wolnossącym silnikiem 2.0 VVT-i.
Dzisiaj na rynku zdarza się, że pojawiają się turbodoładowane Toyoty z kierownicą po prawej stronie. Jeśli mamy być szczerzy, szukajcie raczej aut wolnossących, które są bardziej przewidywalne podczas jazdy poślizgami od agresywnych wersji turbodoładowanych. Pamiętajcie jednak, że tylko nieco, jeśli bowiem przesadzicie, spora masa silnika, umieszczona w środku samochodu, zadziała jak wahadło i nie opanujecie pojazdu.
Zdała sobie z tego sprawę też Toyota i w ramach liftingu z 1993 roku zmodyfikowała tylne zawieszenie, tak aby MR2 trochę bardziej dawało się kontrolować podczas jazdy w poślizgu. Prawda jest jednak taka, że nie jest to driftowóz w stylu AE86 czy też współczesnego GT86, które są łatwe w prowadzeniu bokiem i potrafią wiele wybaczyć niedoświadczonemu „drifterowi”.
Ale Toyota MR2 opisywanej generacji często ma coś, co daje nam namiastkę jazdy kabrioletem, bez konieczności wprowadzania ustępstw związanych z użytkowaniem pojazdu tego typu, czyli dach typu targa. W Toyocie nazywa się to „T-Bar” i było dość często zamawiane, na rynku wtórnym też jest więc popularne. Pytanie tylko: dlaczego MR2 nie odniosło spektakularnego sukcesu, przecież w momencie debiutu w 1990 r. w Niemczech na pniu sprzedano 2,5 tys. egzemplarzy?
Odpowiedź wydaje się banalnie prosta: bo na rynku pojawił się o 9000 marek tańszy japoński roadster, zbudowany według najlepszych brytyjskich wzorów, czyli Mazda MX-5. Wiadomo, że model ten nie ma centralnie umieszczonego silnika, ale mimo to daje bardzo dużo frajdy z jazdy. Jeśli jednak zależy wam na czymś klasycznym, co lepiej nada się na zmienną aurę, a do tego pozwoli na zabranie ze sobą większej ilości bagażu niż MX-5, to Toyota MR2 drugiej generacji może być ciekawą alternatywą. Tym bardziej że jej ceny są bardzo atrakcyjne i często niższe niż w przypadku Mazdy.
MR2 jest w zasięgu niemal każdego, ale nie jest to kolejna poprawna i nudna Toyota
z hybrydowym napędem. Nie, MR2 to auto dla kierowców lubiących prowadzić.
Toyota okazuje się dość przyjaznym i bardzo dobrze wyważonym samochodem, dającym dużą frajdę. Niestety, próby jazdy bokami mogą się tutaj dość tragicznie skończyć.
Wnętrze MR2 bardzo przypomina Celicę T20 – podobnie jak w niej, koło kierownicy jest stanowczo za duże.
Fotele nieźle trzymają w zakrętach.
Wiele egzemplarzy ma demontowaną część dachu.
Rozpórki poprawiają prowadzenie, ale są dodatkowym utrudnieniem dla mechaników.
Najsłabsza wersja tego silnika „na Europę” rozwijała moc 156 KM, Toyota z nią przyspieszała do „setki” w 7,9 s.
Wloty nie są atrapą.
Nie polecamy tego auta osobom, które nie mają wprawy w prowadzeniu, ale każdy kierowca lubiący sportowe fury doceni bardzo dobre wyważenie tego modelu oraz tylny napęd. Rzecz jasna, relatywnie niewielka moc nie pozwala na szaleństwa na suchej nawierzchni, za to gdy spadnie deszcz, jest zdecydowanie lepiej.