W końcu jest! Nowa generacja Forda Mondeo pojawiła się na rynku europejskim po ośmiu latach od premiery poprzednika w filmie Casino Royale. Ale chwileczkę, czy to nie stare-nowe Mondeo? Niektórzy z Was mogą tak twierdzić, ponieważ model zadebiutował w Stanach Zjednoczonych już dwa lata temu. Co prawda nazywa się Fusion i nieznacznie różni się stylistycznie od europejskiej wersji, ale to brat bliźniak Mondeo.
Dlaczego klienci z Europy musieli tak długo czekać na flagowy model Forda? Problem pojawił się w belgijskiej fabryce Genk, która z końcem roku zamknie swoją działalność. Nie bardzo było wiadomo, gdzie powstanie nowa linia montażowa Mondeo na Starym Kontynencie oraz jak rozwiązać kwestie logistyczne. Dziś już wiemy, że najnowszy model Forda, wraz z Kugą, S-Maxem i Transitem Connect, powstaje w Walencji. Samochód jest już dostępny na polskim rynku w trzech pakietach wyposażenia: Ambiente Plus, Gold Edition oraz Titanium. Cennik otwiera kwota 89 000 zł.
Nowe Mondeo zostało zbudowane na zmodernizowanej płycie podłogowej dotychczasowej generacji. Dostępne są trzy wersje nadwozia: podstawowa liftback, droższe o 4000 zł kombi (Turnier) oraz sedan przeznaczony tylko dla hybrydy. Nowe technologie pozwoliły obniżyć masę auta średnio o 25 kg (w zależności od wersji silnika), usztywniono nadwozie, nieznacznie wydłużono karoserię, ale co ciekawe kosztem pojemności bagażnika (- 25 l).
Najbardziej pakowna wersja kombi pomieści 488 l (1605 l po rozłożeniu foteli). Dla porównania nowy Passat może pochwalić o 125 litrów większym kufrem. Mimo tego do Mondeo można zmieścić naprawdę wiele. Wyjazd na wczasy pięcioosobową rodziną nie powinien stanowić problemu.
I nie tylko o bagażach mowa, ponieważ wewnątrz nowe Mondeo oferuje dużo przestrzeni i wysoki komfort podróżowania. Producent poprawił jakość tworzyw, dołożył eleganckie elementy dekoracyjne, przyłożył uwagę do spasowania plastików. Kokpit jest intuicyjny, a to za sprawą systemu multimedialnego Sony z dotykowym 8-calowym ekranem.
Wygląda trochę jak mini wieża hi-fi z połowy lat 90-tych, ale jest przyjazna w użytkowaniu. Testowe modele były dodatkowo wyposażone w 12-głośnikowe nagłośnienie premium, które naszym uszom dało niezły koncert. Zresztą lista dodatków i systemów jest bardzo bogata, np. reflektory przednie full LED, tylne pasy z poduszką powietrzną, MyKey (kluczyk z możliwością ustawień parametrów auta), system ostrzegania o poprzedzających pojazdach, asystent parkowania, system Start Stop, asystent hamowania, aktywny tempomat, automatycznie regulowane wycieraczki, sensor światła.
Zobacz także
- Wygląda jak mini wieża z połowy lat 90-tych, ale jest jest bardzo intuicyjny w obsłudze.
- Zobacz telefon w formie panelu do radia
Najnowsze Mondeo ma także cyfrowy wyświetlacz zamiast analogowych zegarów. Jest bardzo czytelny, można wybrać jedną z kilku informacji, które chcemy aktualnie podglądać (np. nawigację, prędkość, spalanie, ostrzeżenia drogowe, limit prędkości itd.). To poręczne rozwiązanie, które nie dekoncentruje i w miły dla oka sposób dostarcza najważniejszych wiadomości.
Jeśli jednak ktoś nie przepada za sterowaniem z ekranu dotykowego lub z przycisków na kierownicy, może wyposażyć Mondeo w system sterowania głosowego Ford Sync 2. Jak na razie nie obsługuje języka polskiego, ale chętnie porozumie się po angielsku. Sprawdziliśmy jak działa – jeśli lubisz się powtarzać, to rozwiązanie dla Ciebie. Ford musi jeszcze trochę nad nim popracować.
Pisaliśmy wyżej, że Mondeo oferuje wysoki komfort podróży. Składają się na to dobrze wyprofilowane, nisko osadzone, automatycznie regulowane fotele (z dodatkowo płatną funkcją pasażu) obite przyjemnymi tkaninami (np. perforowana skóra lub alcantara). Mają jednak wadę – za krótkie siedziska. Szkoda, że nie ma możliwości wysunięcia dodatkowej poduszki pod uda. Spodobał nam się także prosty system ułatwiający wysiadanie – po wyłączeniu silnika fotel oraz kierownicą odsuwają się automatycznie.
Kolejnymi elementami wpływającymi na komfort są: świetne wygłuszenie, linia karoserii, która nie generuje hałasu od wiatru i rewelacyjne zawieszenie. Inżynierowie Forda osiągnęli złoty środek pomiędzy łagodnym wybieraniem wszystkich nierówności, a sportowymi aspiracjami. Mondeo (zarówno liftbackiem jak i kombi) jeździliśmy po krętych drogach w południowej Hiszpanii.
Lokalne trasy to niekończący się rajdowy oes, gdzie samochód może dostać w kość. Ford zawsze słynął z dopracowanego układu jezdnego i w Mondeo niczego nie zepsuli. Auto świetnie wybiera dziury, nie wychyla się w zakrętach, jest dobrze wyważone, sztywne i jedzie tam, gdzie wskaże mu kierowca. Jazda górskimi drogami za kierownicą Forda po prostu bawi i zachęca do coraz ostrzejszego traktowania. A przecież nie jest to samochód sportowy.
I tym sposobem przechodzimy do słabszego punktu nowego Forda – jednostek napędowych. Mieliśmy okazję wypróbować dwie z nich: benzynę 1.5 EcoBoost o mocy 160 KM (skrzynia manual) oraz diesla 2.0 TDCI o mocy 180 KM (również skrzynia manualna). Na początek kilka słów o jednostce benzynowej.
Zanim wsiedliśmy do auta mieliśmy mieszane uczucia wobec tego motoru. Tak mały silnik w tak dużym aucie? To nie może się udać. Pierwsze spostrzeżenie – kompletny brak mocy w niskim zakresie obrotów. Dopiero od 4 tys. zaczyna się coś dziać. Coś, ponieważ to silnik turbo, więc liczyliśmy na dmuchnięcie sprężarki i mocne przyspieszenie.
Tymczasem jednostka zaczyna się wkręcać, wskazówka dobiega do czerwonego pola, a na prędkościomierzu zero efektu. Brakuje też elastyczności, sporo trzeba napracować się lewarkiem zmiany biegów. Wyprzedzanie Mondeo z tym silnikiem nie należy do przyjemności. I choć na papierze 1.5 EcoBoost rozwija 160 KM, czuć że brakuje mu pary. Na krętych drogach przepustnica gazu była cały czas odkręcona niemal do końca z nadzieją, że będzie szybciej. Nie było. W dodatku średnie spalanie zakończyliśmy wynikiem 9,8 l/100 km. (trasa liczyła ok 180 km).
Jesteśmy to jednak w stanie wytłumaczyć dużymi różnicami wysokości, krętymi ścieżkami i chęcią sprawdzenia na co stać ten silnik. Nas rozczarował, dlatego na myśl o trzycylindrowym 1.0 EcoBoost (125 KM) zaczynamy się bać, ale chętnie sprawdzimy dwulitrowe jednostki o mocach 203 i 240 KM. Aha, miał jednak pewną zaletę – bardzo cicho pracuje, co poprawia komfort podróży.
Następnie przyszła pora na najmocniejszego diesla 2.0 TDCi o mocy 180 KM. Po przesiadce z benzynowego 1.5 EcoBoost odetchnęliśmy. W końcu czuć trochę siły, momentu i pracy z niskimi obrotami. Charakterystyka jest zupełnie inna i bardziej nam spasowała. Ważące prawie 1,5 tony Mondeo z tą jednostką rozpędza się bezpiecznie, jest elastyczne, a przy tym nadal ciche.
W dodatku okazało się bardziej ekonomiczne. Przy dynamicznej jeździe udało nam się osiągnąć wynik 7,5 l / 100 km, ale przy normalnym obchodzeniu się z gazem spokojnie można zejść do poziomu 6 l / 100 km. Nadal jednak uważamy, że nowe silniki Forda są mocniejsze na papierze niż w rzeczywistości.
Podsumowując, nowy Ford Mondeo zrobił na nas dobre wrażenie. Podoba nam się stylistyka karoserii (szczególnie przód nawiązujący do nowego Mustanga), wykończenie wnętrza (choć nie widzieliśmy uboższych wersji, a te mogą prezentować inny poziom) i bogate wyposażenie. Wielką frajdę sprawia zawieszenie, układ jezdny i precyzyjna praca skrzyni biegów.
To najmocniejsze cechy tego auta. Do gustu nie przypadł nam natomiast silnik 1.5 EcoBoost, który jest po prostu słaby. 180-konny diesel daje sobie radę z flagowcem Forda, ale spodziewaliśmy się po nim więcej. Zachęcamy do odwiedzenia salonów Forda, gdzie będziecie mogli przekonać się jak wygląda nowy Ford Mondeo.