Nazwisko Olszewskiego znaleźć można w Złotej Księdze Politechniki Warszawskiej w gronie wybitnych absolwentów. Od początku wiedział, że nie chce jak jego starsi koledzy czytać gazet, pić herbaty i stać w kolejce po mięso, a z pracy nie mieć ani pieniędzy ani satysfakcji. Dlatego nigdy nie marzył o pracy na państwowej posadzie.

Ręce brudne od smaru

W tym przekonaniu utwierdziła go praktyka w austriackiej fabryce. To wtedy podjął decyzję, że otworzy własny zakład mechaniczny. W czasie studiów pracował w warsztacie samochodowym, przechodząc pełną drogę od ucznia, przez czeladnika, na mistrzu skończywszy. Jak przyznaje, rodzice nawet nie wiedzieli. - Oboje są lekarzami i nie wyobrażali sobie, że zostanę prywaciarzem, a do tego z brudnymi rękami, jak to mechanik. Aż któregoś dnia przyznałem się ojcu, że pracuję w warsztacie i ojciec przyjechał starym Fiatem bym zrobił mu przegląd - wspomina w jednym z wywiadów Krzysztof Olszewski.

Podczas urlopu dziekańskiego wyjechał do Szwecji. Przez rok zarobił tyle, by kupić połowę warsztatu mechanicznego w Warszawie. Biznes prosperował. Gdy Olszewski pojechał do Niemiec po kolejną partię części do remontowanych samochodów, zastał go stan wojenny. Za namową żony został. Niedługo potem przypomniał sobie targi poznańskie, na które jeździł w czasie studiów. To na nich dorabiał i uczył się niemieckiego. Wkrótce zatrudnił się w nowym zakładzie Neoplana w Sztutgarcie jako inżynier. Po roku do Niemiec dojechała reszta rodziny, żona Solange i dzieci.

Po siedmiu latach pobytu w Niemczech otrzymał obywatelstwo. To dawało Olszewskiemu niezależność. Gdy po kilku latach zdał sobie sprawę, że Neoplan to biznes rodzinny i nie mas szans wejść do zarządu, zdecydował się wrócić do Polski i uruchomić tu firmę. Neoplan zezwolił na korzystanie ze swojej marki, ale Olszewscy musieli prowadzić biznes wyłącznie na swoje ryzyko. Sprzedawał używane autobusy rosnącym jak grzyby po deszczu biurom podróży. Po pół roku Olszewscy stali się najlepszymi sprzedawcami w Neoplanie. Wtedy zrozumiał, że przyszłość należy do autobusów niskopodłogowych.

W 1994 r. Warszawa kupiła od Olszewskiego pierwszy taki autobus. Niedługo potem ówczesny prezydent Poznania Wojciech Kaczmarek złożył zamówienie na 150 autobusów miejskich. Połowę z nich miał zrobić Neoplan. Warunkiem przystąpienia do przetargu było zlokalizowanie firmy w Poznaniu.

Powstaje Solaris

Niemiecka firma jednak nie chciała podejmować ryzyka inwestycji w Polsce. Wtedy Olszewski postanowił sam zaryzykować. Wysokie stanowisko w Neoplanie i praca żony Olszewskiego, Solange jako adiunkta na Wydziale Stomatologii Dziecięcej na Uniwersytecie w Berlinie pozwoliły zebrać małżeństwu spore oszczędności. Pieniędzy jednak, co zrozumiałe, nie wystarczyło na budowę fabryki. A żaden z banków nie chciał dać im kredytu. Analitycy podkreślali, że zbyt ryzykowna jest budowa hal, gdy ma się tylko jedno zamówienie. Po długiej batalii udało się jednak uzyskać kredyt z Banku Handlowego.

Produkcja w zakładzie Neoplan Polska rozpoczęła się 22 marca 1996 r. Po realizacji zamówienia dla Poznania, firma w ciągu trzech kolejnych lat zdobyła pozycję lidera polskiego rynku niskopodłogowych autobusów miejskich. Wkrótce potem w Polsce było siedmiu producentów autobusów rywalizujących o polskich pasażerów.

Jednak nastał kryzys, a zagraniczne konstrukcje nie były przystosowane do polskich dróg, zwłaszcza obfitego posypywania solą w zimie. W efekcie szybko rdzewiały. Olszewski postawił na produkcję całkowicie nowej, nierdzewnej konstrukcji. W międzyczasie niemiecki Neoplan przestał istnieć. Przejął go MAN. To również odbiło się na firmie Olszewskich. 30 proc. udziałów w ich firmie, należących wcześniej do Niemców, automatycznie przejął właśnie MAN, który miał ochotę w całości przejąć firmę Olszewskiego. Nie potrzebowali samej firmy, chcieli się tylko pozbyć konkurencji. Olszewscy postanowili, że muszą - i to szybko - odkupić resztę udziałów, by samodzielnie kierować firmą. Niestety żaden bank nie chciał im już pożyczyć pieniędzy. Zdecydowali się na wyjątkowo ryzykowny krok. Pieniądze dali im znajomi.

  • Czytaj dalej na stronie 2: Poznań z przypadku...
  • Ohaszujmy całą Polskę! Nowa akcja na Facebooku Ciąg dalszy artykułu...

Dziś firma zatrudnia ponad 2500 ludzi. Solange Olszewska, która jest prezesem zarządu wie, że wiąże się to z ogromną odpowiedzialnością w stosunku do ludzi. - Licząc z rodzinami, odpowiadamy za ponad 10 tys. ludzi i to jest ogromna odpowiedzialność. Zrobimy wszystko, by ci ludzie mieli pracę - mówiła Olszewska podczas jednego z wykładów dla Instytutu Sobieskiego.

- Poznaniacy i mieszkańcy całego regionu znani są z niezwykłej pracowitości i budowania biznesu organicznie. To taka poznańska praca u podstaw, rzemieślnicza solidność. Chodzi o to, by pracować, budować przewagę, ale też, żeby się tym chwalić - kończy Jarosław Sadowski z Demo Effective Launching.

Lokalizacja firmy w Bolechowie pod Poznaniem była zdeterminowana wyłącznie pierwszym zamówieniem. Gdyby go nie było, a firma miała powstać, siedziba pewnie byłaby ulokowana w Gdyni - Marzyłam o tym, bo tam się wychowałam i bardzo kocham to miasto - wspomina Solange Olszewska.

Poznań z przypadku

Jednak lokalizacja w Bolechowie okazała się zbawienna. Pierwszymi pracownikami była część załogi zlikwidowanego Tarpana. Atutem jest wspaniałe połączenie z Niemcami, gdzie swoje firmy mają dostawcy Solarisa.

- W odróżnieniu od wielu polskich miast, Poznań wydaje pieniądze na promocję bardzo mądrze i konsekwentnie, uruchamiając działania dokładnie wie, jaki mają cel krótko i długo terminowy - mówi Jarosław Sadowski z Demo Effective Launching.

Problemem, i to nie tylko dla Solarisa, jest brak specjalistów. Solange Olszewska podaje przykład, że jeśli niemiecka firma zlokalizowana w niewielkim miasteczku chce ściągnąć do siebie wartościowego pracownika, nie ma z tym problemu. Wszystko dzięki rewelacyjnej komunikacji. Wystarczy kilka minut, by dojechać do autostrady. W Polsce jest to nadal problem. Olszewska przyznaje, że kryzys w Europie przyczynił się do tego, że firma zaczęła szukać inżynierów nawet w Hiszpanii. Ci jednak nie garną się do pracy w naszym kraju. Niektórzy nie chcą mieszkać w polskim klimacie, a jeszcze innym niezbyt odpowiada lokalizacja fabryk.

Olszewscy wielokrotnie podkreślali, że ważne są dla nich kontakty osobiste. Dlatego wspierają studentów Politechniki Poznańskiej. I choć prestiż nakazywałby otwarcie choćby niewielkiego oddziału w stolicy, Olszewskim do tego nie jest spieszno.

Dziś Solaris posiada cztery zakłady produkcyjne: główną fabrykę i siedzibę firmy w Bolechowie, gdzie odbywa się montaż końcowy autobusów i trolejbusów, dwa zakłady w Środzie Wielkopolskiej, gdzie mieści się spawalnia szkieletów autobusów i trolejbusów oraz spawalnia tzw. pudeł tramwajowych oraz dzierżawioną w Poznaniu przy ul. Wieruszowskiej halę montażu końcowego pojazdów szynowych.

Obecnie firma chce się rozwijać jako dostawca kompleksowych rozwiązań dla komunikacji. Oprócz autobusów produkuje trolejbusy i tramwaje. To ewenement, ponieważ w produkcję tramwajów zwykle angażują się firmy produkujące wagony kolejowe. Podstawowym produktem są autobusy serii Solaris Urbino.

W 2006 r. firma jako pierwszy europejski producent zaprezentowała seryjnie produkowany autobus z napędem hybrydowym - Solaris Urbino 18 Hybrid. Dzisiaj w ofercie jest już pięć różnego rodzaju autobusów hybrydowych. A Solange i Krzysztof Olszewscy są na 18. miejscu w rankingu najbogatszych Polaków Forbesa.

  • Poznaj Polskę - 16 województw w 16 tygodni