Pracował na siebie już od 10. roku życia, choć w domu niczego nie brakowało. W college'u jako najlepszy uczeń wraz z dwoma innymi prymusami pochodzenia żydowskiego spotkał się z obrzydliwymi przejawami rasizmu. Oczywiście, głównie ze strony typowych przedstawicieli tego sposobu myślenia, tj. niezdolnych do nadążenia choćby w jednej trzeciej za jego zdolnościami i umiejętnościami. Doświadczenia te zaciążyły na jego późniejszym życiu. Już jako prezes Forda zatrudniał na najwyższych stanowiskach ludzi o "niewłaściwym pochodzeniu", co akurat w firmie założonej przez fanatycznego antysemitę musiało doprowadzić do spięć. Mimo więc dokonań i zasług (jeden z największych hitów wszech czasów, Ford Mustang, to jego dziecko) Henry Ford II go wyrzucił. Lee przyjął prezesurę Chryslera, firmy według "wiedzących bez wątpienia" skazanej na zagładę. Wywalczył 1,5 mld dolarów gwarantowanych rządowo kredytów i wprowadził drastyczny program uzdrowienia, tnąc koszty bezlitośnie - np. najpierw sobie, a potem wszystkim wiceprezesom i dyrektorom zmniejszył pensję do... 1 dolara rocznie! Nie miał więc już problemów z wynegocjowaniem ze związkami zawodowymi 15-procentowej obniżki płac, a zmiany w marketingu i organizacji pracy sprawiły, że już w roku 1983, notując zysk netto w wysokości prawie 2,5 mld dolarów, Chrysler spłacił wszystkie swe długi i wrócił na pozycję jednej z lokomotyw gospodarki amerykańskiej. Nic więc dziwnego, że Lee Iacocca stał się jednym z najważniejszych wzorów w amerykańskiej filozofii życia.
Zaklinacz Mustangów
Oto człowiek, który całym swym życiem dowodzi, iż stawianie prognoz na zasadzie "tu nie ma najmniejszych wątpliwości" jest bez sensu. Urodził się w rodzinie włoskich imigrantów.