Piękny, sportowy model wygląda świetnie? Tyle że ma niezbyt popularny kolor nadwozia, mały bagażnik i wielki silnik, który spala hektolitry paliwa. Po jakimś czasie pewnie stwierdzisz, że 20 l/100 km w mieście to za dużo, ale na rynku wtórnym brak chętnych na taki wóz. Nie dajmy się więc ponieść emocjom i kupując nowe auto podejmujmy pragmatyczne decyzje. Wskazujemy, na co zwrócić uwagę zanim udamy się do dilera.
Wybór nowego samochodu to sprawa koszmarnie skomplikowana. Nawet dysponując określonym budżetem można zastanawiać się nad rodzajem nadwozia, napędem, poziomem wyposażenia, w końcu także rozważyć, na którą markę najlepiej się zdecydować. Warto dokładnie przemyśleć, czy dla nas ważny jest wizerunek danego modelu, czy raczej stosunek jakości do ceny. Czy bardziej cenimy bezpieczeństwo, czy komfort? Czy wolimy auto napakowane technologiami, czy raczej w starym stylu? I na koniec zostaje kolor. Gdy już wszystko wiemy, można iść dalej.
To bardzo ważny moment, bo na zakup samochodu, nawet pozornie bardzo taniego można ostatecznie wydać bardzo dużo. To zaskakujące, ile może kosztować ostatecznie auto, które w reklamach kosztuje „od 39 900 zł”. W praktyce 60 tys. zł i więcej (czasem znacznie więcej) to nie problem. Najgorsze jest to, że cena naszego wymarzonego wozu zwykle rośnie małymi kroczkami. A to zmienimy silnik na 10 KM mocniejszy, bo to przecież tylko 3 tys. zł różnicy, czyli mniej niż 10 proc. Potem dorzucimy ładniejszy lakier, lepsze radio, a może i fabryczną nawigację. Sprzedawca na pewno pomoże nam w podjęciu decyzji o dorzuceniu kilku „niezbędnych” dodatków. W końcu z tego żyje. Ustalmy więc na samym początku nieprzekraczalną sumę. Tak, by nie dać się wciągnąć w niechciany, zbyt wysoki kredyt albo niepotrzebne prywatne pożyczki.
Na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których pozostawienie samochodu w rozliczeniu będzie opłacalne. Przecież diler też musi na tym zarobić, więc siłą rzeczy nie zaproponuje takiej sumy, jaką możesz uzyskać samodzielnie sprzedając swój samochód. Inna rzecz, że zdarzają się promocje, w ramach których importer danej marki wraz z dilerem zrzucają się na rabat, który nie jest odliczany od ceny nowego samochodu, lecz doliczany do sumy, jaką diler zaproponuje za stary, zostawiany w rozliczeniu. Wtedy mamy szansę uzyskać cenę rynkową.
Oczywiście, pozostawienie samochodu u dilera to metoda najszybsza i najłatwiejsza na pozbycie się poprzedniego samochodu. Samodzielna sprzedaż z całą pewnością wymaga cierpliwości i pewnej dozy szczęścia. I albo zmusza nas do odłożenia zakupu nowego wozu do czasu znalezienia klienta na stary albo na dłuższy czas zamraża spore pieniądze, które musimy gdzieś znaleźć – np. zaciągając kosztowny kredyt.
Dla osoby fizycznej najbardziej bezbolesne jest oczywiście wyłożenie gotówki – nie ma żadnych dodatkowych opłat na ubezpieczenia, odsetki, prowizje. Jeśli brak gotówki, pozostaje kredyt. Szczególnie pod koniec roku można znaleźć całkiem dobre oferty związane z tą formą finansowania: np. bez prowizji, z niskimi odsetkami, z tańszym ubezpieczeniem. Warto zapoznać się zarówno z propozycjami dilera, jak i przejrzeć ofertę wiodących na naszym rynku banków.
Jest jeszcze możliwość wzięcia auta w leasing konsumencki. Jednak po pierwsze, nie wszyscy proponują tę formę finansowania, po drugie zaś w jej ramach jest tak dużo „kruczków”, że nie polecamy jej osobom, które nie lubią czytać długich umów napisanych drobnym maczkiem. Mieliśmy już przypadek znanego ekonomisty, który mówił, że poległ na instytucji leasingu konsumenckiego dając się wciągnąć w nieprzewidziane, spore wydatki. Oczywiście leasing dla firm to zupełnie inna bajka. Jeśli płacimy VAT, a oferta jest korzystna, nie ma co się zastanawiać. To o wiele bardziej opłacalne niż wydanie firmowej gotówki.
Często się zdarza, że na placach importerów stoją samochody, których cena wydaje się bardzo atrakcyjna. Fakt, czasem można trafić na niezłą okazję, ale częściej chodzi po prostu o nietypowo skonfigurowany samochód, którego nikt nie chce kupić. Także z tego względu, że potem nikt by go nie odkupił na rynku wtórnym. Jeśli więc bierzemy samochód nie po to, by go zajeździć i oddać na złom, lecz z myślą o odsprzedaniu, zwróćmy uwagę na rynkowe trendy.
Co jest ważne? Na pewno silnik (np. teraz mało kto kupuje SUV-y z benzynową jednostką), wyposażenie (np. bez klimatyzacji i Bluetootha może być ciężko) oraz kolor lakieru. Oczywiście jaskrawo-żółte auto będzie wyglądać znakomicie i pewnie przez chwilę będziecie zachwyceni swoim wyborem, ale na co dzień wóz zwracający uwagę się nie sprawdza. Także dlatego, że łatwiej w nim o mandat. Ludzie to wiedzą. Spójrzcie dookoła: ile jest czerwonych, żółtych, czy jasno-zielonych aut?
W sklepach internetowych ze sprzętem elektronicznym do ostatniego momentu starają się nam wcisnąć ubezpieczenie, poszerzoną gwarancję i szybszą wysyłkę – za jedyne 5 zł (i gwiazdka – a na dole: miesięcznie przez 2 lata). Podobnie jest u dilera. Sprzedawca na pewno wspomni o poszerzonej gwarancji, czy tańszym ubezpieczeniu. O ile w tym drugim przypadku nie ma co kombinować, bo diler zwykle proponuje najlepsze stawki za pakiet AC/OC/NW (czasem także w kolejnych 2-3 latach eksploatacji), to jeśli chodzi gwarancję lepiej się dobrze zastanowić i przeczytać jej warunki. Co faktycznie będzie pod ochroną, a co jest wykluczone z dodatkowego gwarancyjnego pakietu? Jakie są obostrzenia dotyczące przeglądów (np. spóźnimy się o miesiąc lub o 500 km i po umowie) i rocznych przebiegów. Nie dajmy się zaskoczyć – dokładnie czytajmy umowy!