- Jeżeli weryfikujesz przebieg w dokumentach i bazach danych, nie skupiaj się wyłącznie na ostatnim wpisie – przebiegi muszą się układać w logiczny ciąg
- CEPiK to przydatna baza, jednak zawiera dane tylko od 2014 r. wzwyż
- Większość producentów ma bogate bazy danych, w których są gromadzone informacje na temat wizyt w serwisach dilerskich
Cała historia jest, proszę pana, wszystko wymieniane na czas, przebieg do zweryfikowania. Nie mam nic do ukrycia – przekonuje sprzedający, po czym z dumą wyciąga plik dokumentów z pięknymi pieczątkami, stos autentycznie wyglądających faktur i wydruk z badania technicznego, potwierdzający kilometraż widniejący na liczniku interesującego cię auta. „Okazja stulecia” – myślisz i już wyjmujesz z kieszeni portfel. Pamiętaj jednak o tym, że wśród sprzedawców nie brakuje spryciarzy, a ta ponoć piękna historia serwisowa może być jednym wielkim oszustwem.
Im droższy samochód, tym bardziej opłaca się kombinować i ukrywać niewygodne fakty z jego przeszłości, np. takie, jak nieco za wysoki przebieg. Licznik trzeba więc cofnąć, a potem pomyśleć, jak oszukany przebieg uwiarygodnić lub „zalegalizować”.
Jak najczęściej kombinują oszuści? Manewr ze „zgubioną” książką serwisową nie zawsze działa, handlarze łapią się innych metod. Po pierwsze: nowa książka. Wystarczy kupić szablon, np. przez internet, spreparować pieczątki i... gotowe. Jeśli kupujący nie porówna książki z bazą danych danej marki (nie zawsze jest to możliwe, nie każdemu się chce...), to oszustwo się nie wyda.
Po drugie: warsztatowa „legalizacja” przebiegu. Metoda polega na tym, żeby najpierw odwiedzić serwis dilerski, zlecić jakąś prozaiczną naprawę (musi być tanio!), a na koniec dopilnować, by oszukany przebieg trafił do bazy danych. Kupujący przyjdzie do serwisu, zapyta o przebieg i w teorii wszystko będzie się zgadzać. To samo dotyczy „legalizacji” w ramach okresowych badań technicznych.
Po trzecie: tzw. nieruchomy przebieg. Oszust sprawdza bazy, cofa licznik do najwyższej znanej wartości i udaje Greka. Od kilku lat w danym aucie przybyło kilkaset km? Bo ktoś mało jeździł...
Co nam o samochodzie powie historia serwisowa z ASO?
Większość producentów ma bogate bazy danych, w których są gromadzone informacje na temat wizyt w serwisach dilerskich. Dobra wiadomość jest taka, że zwłaszcza za granicą do ASO trafiają przynajmniej od czasu do czasu samochody nawet stosunkowo leciwe, będące już dawno po gwarancji. To najprostsza i najbardziej wiarygodna metoda weryfikacji stanu licznika.
Pamiętaj też o tym, że w wielu nowoczesnych modelach przebieg jest zapisywany w elektronicznym kluczyku, a także w różnych modułach (np. sterownik airbagów, układu audio itd.) – można go odczytać w ASO, ale też i w dobrym niezależnym serwisie, dysponującym odpowiednim sprzętem. Zła wiadomość: warsztaty dilerskie zdalnie raczej żadnych informacji nie udzielają, trzeba się stawić osobiście, na dodatek najczęściej w towarzystwie właściciela danego pojazdu.
W przypadku niektórych marek możesz spróbować skorzystać z usług niezależnego serwisu, mającego wykupiony dostęp do oficjalnej bazy danych danego producenta. Uwaga: za granicą też zdarzają się próby „legalizacji” cofniętego licznika!
Czy warto sprawdzić przebieg auta w bazie CEPiK?
Baza obejmuje przebiegi odnotowane podczas przeglądów technicznych od 2014 r. wzwyż. Narzędzie jest dostępne pod adresem historiapojazdu.gov.pl, żeby jednak z niego skorzystać, należy mieć pod ręką następujące dane: datę pierwszej rejestracji, numer rejestracyjny i VIN.
Uwaga: tych informacji raczej nie uda się uzyskać bez wiedzy i zgody osoby sprzedającej auto. Niekiedy dane są umieszczane w ogłoszeniu, ale i to nie powinno uśpić twojej czujności: jeżeli np. w przypadku auta z zagranicy dostępny jest tylko jeden przebieg, to koniecznie trzeba go zweryfikować jeszcze w inny sposób. Handlarz mógł cofnąć licznik, a potem pojechać na przegląd i zalegalizować oszustwo.
Weryfikacja przebiegu w serwisach zagranicznych
W internecie działa wiele stron umożliwiających wstępną weryfikację przebiegu. Odpowiedniki naszego CEPiK-u mają m.in. Dania, Szwecja, Wielka Brytania, a dostęp do tych baz jest możliwy na podstawie numeru tablic/VIN-u. W przypadku aut z USA absolutny mus to któraś z płatnych baz, np. Carfax – oprócz przebiegu znajdziesz tam też historię ubezpieczeniową.
Jak rozpoznać książkę serwisową z internetu?
Świeża i wypełniona w podobny sposób książka serwisowa musi wzbudzać podejrzenia. Czyste szablony (w dowolnym języku) można kupić np. przez internet i wielu handlarzy nie waha się z takiej możliwości skorzystać. „Przeglądy” są wpisywane metodą „na rympał”, byleby zgadzały się z aktualnym przebiegiem. Podróbkę można poznać po braku naklejki z numerem VIN czy wyposażeniem (nie każdy producent je stosuje!).
Carpass, NAP, TÜV, dokumenty z badań technicznych - co nam powiedzą o używanym aucie?
Przekręty licznikowe w autach z zagranicy to smutna norma. Jak się bronić? W przypadku pojazdów z Niemiec i Szwajcarii pytaj sprzedającego o dokumenty z badań technicznych – wielu kierowców je gromadzi, nie tak łatwo je podrobić. Pojazdy sprowadzone z Beneluksu też są – przynajmniej w teorii – dość dobrze zabezpieczone.
W Belgii podstawowy dokument zawierający dane na temat m.in. przebiegu to CarPass – sprzedający może (ale nie musi!) go udostępnić, więc jeżeli dokumentu nie ma, powinieneś bardzo ostrożnie podchodzić do zakupu. Dane z bazy CarPass można zweryfikować przez internet, ale trzeba znać numer certyfikatu danego auta.
Często można liczyć na raport z badania technicznego (biało-zielony), zawierający m.in. dane na temat przebiegu odnotowanego na ostatnim i przedostatnim przeglądzie. Odpowiednikiem CarPass jest holenderski NAP (Nationale Auto Pass), ale przebiegi są też gromadzone przez instytucję zajmującą się badaniami technicznymi (RDW).
Z naszego doświadczenia wynika, że w przypadku aut pochodzących z Francji oraz Włoch dokumenty z badań technicznych częściej „się gubią”, ale zawsze warto sprzedającego o nie zapytać.
Naszym zdaniem
Weryfikacja przebiegu bywa trudna i czasochłonna – nie ograniczaj się do jednej bazy lub dokumentu. Uwaga na CEPiK: łatwo natknąć się na auta, w których ktoś od razu po sprowadzeniu cofnął licznik, a potem nieświadomy niczego właściciel przez kilka lat jeździł na badania techniczne i nieświadomie „legalizował” przekręt.