W zasadzie niewiele brakuje, aby oglądając zdjęcia w internetowym ogłoszeniu, klient nie zorientował się, że ten samochód jest dziwny. Dziwny, bo... zoptymalizowany pod kątem komfortu pasażera i pełen „wynalazków”. Np. na prawym boczku ktoś zmajstrował instalację: dwa niezależne przyciski do sterowania jedną szybą.
W każdym razie pojechaliśmy do Konina po bardzo ładnego Renault Lagunę II, wyposażonego w 120-konnego diesla, reflektory ksenonowe, alufelgi, fabryczny system nawigacji, półskórzaną tapicerkę. Jako że 10-letnie „renówki” nie mają dobrej prasy, nie zdziwiła nas atrakcyjna, jak za auto w bardzo dobrym stanie, cena: 11 tys. zł.Pojazd –twierdził sprzedawca – sprowadzono z Francji.
Wracając do wynalazku na drzwiach pasażera –choć przycisków sterowania szybami jest więcej niż drzwi, da się nimi operować tylko z miejsca kierowcy. Oglądamy auto dalej, macamy wnętrze, które tylko na zdjęciach wygląda ładnie – bo jest brudne, zdemolowane i nic się nie trzyma tak, jak powinno, i widzimy... regulację podparcia lędźwiowego w prawym fotelu.
Kierowca nie ma do dyspozycji takich luksusów. Idziemy do budki sprzedawcy i upewniamy się: auto sprowadzono z Francji? Jak najbardziej! Zresztą sprzedawca nie do końca się orientuje w szczegółach, bo to nie jego auto, tylko wstawione w komis. Wracamy do wnętrza już z pozwoleniem na fotografowanie. Chcemy pokazać auto żonie przed kupnem, aby zaakceptowała nabytek – sprzedawca nie robi trudności. Zauważamy, że nie działa nawigacja – ekran się nie włącza.
W miejscu fabrycznego radia zamontowano jakieś inne – to właśnie jest przyczyną usterki. Oryginalny odbiornik znajdujemy w bagażniku, domyślamy się, że przerabiacze aut po prostu nie zdołali go podłączyć i wstawili w dziurę to, co mieli pod ręką.
Widzimy, że slot do kluczyka-karty „hands free” znajduje się po prawej stronie konsoli, a nie po lewej– jak w kontynentalnych egzemplarzach tego modelu. Pod maską już świadomie szukamy śladów przekładki z „anglika”. I znajdujemy: pęknięcia podszybia i plastików, dziury po różnych przewodach (np. od „klimy” i ogrzewania) w wygłuszeniu przegrody czołowej i w samej przegrodzie itp. Przerabiacze przełożyli wycieraczki szyb na właściwą stronę – to się chwali. Gdy uruchamiamy silnik, na wyświetlaczu pojawia się napis „Service”, który nas już wcale nie dziwi, bo ktoś podczas przekładki walczył z instalacją elektryczną. Dobrze, że da się w ogóle włączyć motor!
Na wyświetlaczu auto melduje stan licznika 117 050 – nie 100 tys. km, jak w ogłoszeniu, ale to i tak nieprawdopodobne. Z lewarka zmiany biegów całkiem zlazła skóra, fotele i całe wnętrze są wyświechtane jak po 300-400 tys. km. Sprzedawca zaprasza na przejażdżkę, ale dziękujemy, przyjdziemy potem. Nie mamy wątpliwości: cokolwiek jest zepsute (a we wnętrzu połowa wyposażenia nie działa) i cokolwiek się zepsuje, ciężko to będzie naprawić. Kto połapie się w gąszczu skomplikowanej, przerabianej instalacji?
Oglądamy jeszcze drugą Lagunę stojącą obok, która wygląda zdrowiej, ale pod maską ma ślad po wybuchu układu chłodzenia. Włączenie silnika wyjaśnia wszystko: gdy wyciekł płyn chłodniczy, samochód jeszcze długo jechał. Dziękujemy! Wracamy do „anglika”. Zauważamy teraz, że licznik jest wyskalowany w milach, co rozwiewa resztę wątpliwości – ale upewnia nas też, że kupujący, który już, już widzi się za kierownicą nowego samochodu, takich rzeczy może albo nie zauważyć, albo nie zinterpretować prawidłowo.
Na koniec dzwonimy do właściciela samochodu, mówimy, że ogólnie auto nam się podoba, ale pytamy o „wynalazek” na drzwiach pasażera. On, jak na prawdziwego handlarza przystało, nie wie, o co chodzi. W ogóle mało jeździł tym samochodem, nie zauważył. A licznik wyskalowany w milach skąd się wziął? Właściciel nie wie, zachowuje się, jakby i o tym dopiero się dowiedział.
A samochód nie został czasem przerobiony z „anglika”? Nie, skąd, został sprowadzony z Francji w takim stanie, w jakim jest. Ta odpowiedź też nas wcale nie dziwi, bo przywykliśmy już, że polscy handlarze nie mają pojęcia, czym handlują, sprzedają auta w takim stanie, w jakim kupili, a oglądali je po ciemku i nie mieli możliwości, żeby dokładnie sprawdzić.
Jeśli ktoś przed Wami, drodzy czytelnicy, nie skorzystał z okazji i nie kupił Laguny, którą ktoś sprowadził z Francji, a ktoś inny (nie wiadomo kto) przemontował w niej kierownicę z prawej strony na lewą, szukajcie jej w Auto Handlu na ul. Poznańskiej 208 w Koninie.
PS Baza danych firmy Renault podaje, że na ostatnim przeglądzie w serwisie w sierpniu 2008 roku nasz „anglik” miał na liczniku 170 tys. mil. Oznacza to nieco ponad 273 tys. km. przebiegu już 3,5 roku temu! Auto fabrycznie miało kierownicę zainstalowaną po prawej stronie.