Samochód w cenie roweru jeszcze niedawno wcale nie był czymś nadzwyczajnym. W czasach, gdy jeździło pełno aut z PRL-u, zakup Malucha za 500 zł był dość prosty, bo ludzie chcieli się pozbywać tego typu pojazdów. To samo było nawet z zachodnimi samochodami, choć oczywiście ich stan zawsze pozostawiał wiele do życzenia.
Kilka miesięcy temu i u mnie zaszła potrzeba, by kupić bardzo tani samochód "na chwilę". Warunki? Prawie żadne, auto po prostu miało jeździć, przechodzić przegląd i wjeżdżać do strefy czystego transportu w Warszawie, co ograniczało mnie w kwestii rocznika. Lubię też samochody jakoś wyposażone, więc bardziej przychylnym okiem patrzyłem na auta z klimatyzacją, mimo że zakup auta odbywał się w grudniu. Jak mi poszło?
Uznałem, że będę szukał samochodu z rocznika 2003 i wyższych oraz z silnikiem tylko benzynowym. Wchodząc na popularne portale ogłoszeniowe, ciężko jest znaleźć jakiś sensowny samochód. Choć ogłoszeń w tej cenie jest dużo, to auta raczej są do prac blacharskich — ja od razu takie auta wykluczałem. Zapisałem więc sobie wyszukiwania i zerkałem co jakiś czas, by zobaczyć nowe ogłoszenia, bo okazje się zdarzają, ale trzeba być szybkim.
W końcu pojawiła się ciekawa oferta — Ford Fusion z roku 2004 w wersji Plus, czyli "uterenowionej" za 2700 zł. Na średnich zdjęciach auto wyglądało znośnie, ale było świeżo po myciu, co często ukrywa sporo wad. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie ma jednej z listew nadkola i skorodowany jest jeden z przednich błotników. Zaletą było jednak to, że był praktycznie maksymalnie wyposażony, jak na ten model — najmocniejszy silnik 1.6, klimatyzacja, podgrzewana przednia szyba, fabrycznie przyciemniane tylne szyby i inne dodatki. Szybki kontakt ze sprzedającym z pytaniem, czy przejdzie przegląd? Według niego miał przejść.
Auto do 3000 zł. Co psuje się w tanim samochodzie?
Przy oględzinach szybko się jednak okazało, że przeglądu by nie przeszedł z powodu wycieku z pompy wspomagania. Mimo wszystko auto miało moc, nie kopciło, pracowało równo, a podłoga, progi, podłużnice były w dobrym stanie. Klimatyzacji nie dało się sprawdzić, bo było zimno, a Fordy nie włączają klimatyzacji, gdy jest na dworze mniej niż 5 st. C. Świecił się też check engine, choć zachowanie silnika nie wskazywało, żeby było z nim coś złego.
Przebieg wynosił 162 tys. km i wydawał się prawdziwy, bo prawie od nowości samochód znajdował się w Polsce (kupiony w Niemczech, po roku sprowadzony do naszego kraju i od tamtego momentu miał jednego właściciela). Dodatkowo wszystkie szyby były oryginalne. Zapadła więc decyzja, by samochód kupić, ostateczna cena to 2400 zł. Mam go już od 9 miesięcy. Jak do tej pory się sprawuje?

Tak samochód za 2400 zł wyglądał od razu po zakupieŻródło: Auto Świat / Mateusz Pokorzyński
Jakie naprawy po zakupie używanego auta?
Na początku trzeba było uporać się z kilkoma rzeczami:
- Nie działał przycisk świateł awaryjnych
- Trzeba było naprawić wyciek z pompy wspomagania
- Sprawdzić, z jakiego powodu świeci się kontrolka silnika
Pierwsza z napraw przebiegła szybko, bowiem okazało się, że przycisk od "awaryjnych" był po prostu odpięty. Z kolei check engine świecił się z powodu uszkodzonej sondy lambda przed katalizatorem. Została zamówiona nowa i wymieniona, a kontrolka silnika się uspokoiła. Wyciek z pompy wspomagania także nie był czymś strasznym — nakrętka metalowego węża wchodzącego do pompy miała zużyte uszczelnienia, a nowa kosztowała 50 zł — typowa przypadłość w Fordach z tamtych lat.
Naprawę wszystkich tych rzeczy zrobiłem we własnym zakresie. Przy wymianie nakrętki trzeba było się nieco natrudzić i dokupić świeży płyn do wspomagania, który od razu wymieniłem w całym układzie, co na pewno pomogło, bo był on czarny od brudu. Po wymianie wycieku już nie było, a pompa zaczęła chodzić ciszej.

Używany Ford Fusion kosztował 2400 zł. Kilka napraw było wymaganych, ale udało się nim już przejechać 8000 km bez problemuŻródło: Auto Świat / Mateusz Pokorzyński
Co psuje się w tak tanim samochodzie?
Mimo wszystko już po kilku dniach ujawniła się pierwsza usterka — jedna z opon zaczęła puszczać powietrze. Choć miały one dużo "mięsa", szybko okazało się, że mają... 15 lat! Postanowiłem więc, że wymienię całe koła, żeby poprawić nieco wygląd samochodu, bowiem stał on na... 14-calowych "stalówkach". Udało się znaleźć ofertę z oryginalnymi alufelgami na w miarę świeżych oponach zimowych za 400 zł. Do tego trzeba było kupić zestaw nakrętek, przeznaczonych do alufelg za ok. 60 zł. Koła były ściągnięte z innego samochodu, zatem od razu założyłem je na swojego Forda bez wyważania.
Inna usterka samochodu także pojawiła się szybko — auto co jakiś czas traciło moc, ale po wyłączeniu i włączeniu silnika wszystko wracało do normy. Winnym okazał się pedał gazu, a raczej jego potencjometr. Nowy zamiennik pedału kosztował 250 zł, a wymiana była bardzo prosta, więc nie było potrzeby jechania do mechanika. Oczywiście w międzyczasie silnik dostał nowe świece, przewody, filtry i olej. Doszła do tego nowa antena radiowa, bo stara była urwana. Samochód jeździł bez problemu, zawsze odpalał, nawet w największe mrozy.

Chwilę po zakupie wymiany wymagały opony. Zdecydowałem wówczas o zakupie całych alufelg, by choć trochę poprawić wyglądŻródło: Auto Świat / Mateusz Pokorzyński
Nabijanie klimatyzacji w starym samochodzie
Wiosną w końcu przyszedł czas na sprawdzenie, czy klimatyzacja działa. Jak można się domyślić, nie działała, a układ klimatyzacji był pusty. Wtedy uznałem, że spróbuję ją uruchomić klimatyzacją z puszki, o czym już pisałem.
Wówczas okazały się dwie rzeczy: klimatyzacja nie uruchamiała się nawet z czynnikiem, co było spowodowane luźnym przekaźnikiem pod maską. Poruszanie nim sprawiło, że sprężarka wystartowała, co pokazało mi, że wszystkie najważniejsze elementy układu są sprawne. Niestety, po trzech tygodniach klimatyzacja przestała się włączać, więc samochód został podłączony do profesjonalnej maszyny, nabijającej klimatyzację.
Po tym zabiegu okazało się, że cały układ jest szczelny, utrzymał próżnię przez 20 min, został oczyszczony, a po napełnieniu czynnikiem klimatyzacja pracuje już bez zarzutu przez kilka miesięcy. Okazało się więc, że jest to ten mityczny egzemplarz, który rzeczywiście był tylko "do nabicia". Z klimatyzacją nie dzieje się nic złego do tej pory.

Klimatyzacja z puszki za 70 zł nie dała rady na dłuższą metę. Pokazała mi jednak, że cały układ działa i nie ma awarii najważniejszych komponentówŻródło: Auto Świat
Ford w cenie roweru miał jedną awarię na trasie. Nie zatrzymała go
W samochodzie zostały wymienione też tylne amortyzatory — stare były już w agonalnym stanie i w ogóle nie zapewniały bezpieczeństwa. Dobre zamienniki kosztowały ok. 450 zł, a wymiana także została przeprowadzona we własnym zakresie. Samochód w ciągu całej mojej eksploatacji zaskoczył tylko raz — po szybkiej jeździe autostradą zaczęło się odzywać łożysko. Ford dojechał jednak na miejsce, a naprawa u mechanika zamknęła się w kwocie 300 zł.

Stare amortyzatory w Fordzie były w stanie agonalnym. Prawdopodobnie pamiętały jeszcze fabrykęŻródło: Auto Świat / Mateusz Pokorzyński
Co jeszcze trzeba naprawić w starym samochodzie? Trochę tego jest...
W międzyczasie dokupiłem również brakującą listwę na nadkole, ale jeszcze nie zdążyłem jej założyć. Opony letnie miałem po starym samochodzie, co odjęło mi spory koszt (z tego powodu poszukiwałem kół w rozmiarze 15 cali, a nie 16, jak wychodził oryginalnie ten model). Okazało się również, że silnik jednak ma apetyt na olej, choć nie jest on przerażający. Wynosi ok. 0,4 l/1000 km. Nie jest to oczywiście norma, ale ze względu na to, że samochód wcześniej robił po 3000 km rocznie, podejrzewam, że poprzedni właściciel niezbyt często wymieniał olej, a silnik jest mocno zanagarowany.
W planach jest więc zastosowanie płukanki długodystansowej, by spróbować oczyścić silnik z nagarów nazbieranych podczas eksploatacji. Czy to się uda? To się jeszcze okaże. Przed zimą w aucie zostanie również przeprowadzone zabezpieczenie podłogi przed solą, a jeśli auto dalej będzie się dobrze sprawować, pomyślę nad eksperymentami z naprawą lakierniczą zderzaka. Niedługo również pokuszę się o regenerację wieńca kierownicy, który jest pokryty skórą, ale jej wygląd pozostawia sporo do życzenia i po dłuższej jeździe klei się do rąk. W niedługiej przyszłości zostaną również wymienione miedziane przewody hamulcowe. Poza tym już 21-letni Ford Fusion nie stwarza żadnych problemów i zawsze dowozi do celu w komfortowych warunkach dzięki sprawnej klimatyzacji.

Klimatyzacja w aucie za 2400 zł? Tak i choć na początku nie działała, to naprawdę była tylko "do nabicia"Żródło: Auto Świat / Mateusz Pokorzyński
Ile kosztuje eksploatacja starego samochodu?
Ile więc wydałem na samochód i naprawy? Sumując koszt samego samochodu i części oraz ewentualnej robocizny, w ciągu dziewięciu miesięcy wydałem na samochód 5170 zł, zatem same naprawy wyniosły w sumie ok. 2800 zł. Warto przy tym jednak dodać, że zakup kilku rzeczy wcale nie był potrzebny, jak m.in. alufelgi, ale poza tym miałem też bardzo świeże opony po poprzednim samochodzie. Czy takie wydatki to dużo? To już zależy od tego, jak traktujemy samochód.
Czy warto kupować stary samochód?
Trzeba bowiem spojrzeć prawdzie w oczy — to stary samochód, więc nie każdy będzie miał ochotę w niego inwestować. Spełnił jednak oczekiwania z nawiązką, choć pełen sukces uzależniony jest od tego, czy płukanka pozytywnie wpłynie na pracę silnika. Oczywiście, dla kogoś, kto poszukuje samochodu dla rodziny, taki pojazd może być bardzo ryzykowny, ale jako drugi wóz w rodzinie albo jako pierwszy samochód zaraz po zdaniu prawa jazdy, to dobra opcja. Takiego pojazdu aż tak nie szkoda, a okazuje się niezawodnym środkiem transportu. Fusion bez problemu jeździł po mieście i pokonał długą trasę autostradową (jazda przy licznikowych 140 km na godz.), wynoszącą w sumie 1400 km.
Warto jednak zaznaczyć, że poszukiwanie tak taniego samochodu zawsze obarczone jest dużym ryzykiem. Nie ma też co liczyć na to, że uda się nam kupić auto, przy którym nic nie trzeba robić. Stan zależy bowiem od podejścia poprzedniego właściciela, a dobre i sprawne samochody zazwyczaj są po prostu droższe. Czy się da? Owszem. Czy warto? Ja uważam, że tak, ale poszukiwania wymagają czasu, szczęścia i przy kupowaniu "niechcianych" samochodów trzeba wiedzieć, co nieco o autach, bo w takim przypadku łatwo wpakować się w duże wydatki. Ja na razie jestem zadowolony ze swojego zakupu.