Kiedy piszę ten materiał, artykuł „Testy spalania czyli wielki przekręt” ma już 150 komentarzy. Są tam nie tylko Wasze informacje na temat spalania aut, które użytkujecie, lecz także wiele ciekawych wątków. Czas je rozwinąć.

~marcin pisze: „Wreszcie się wezmą za to, ile można oszukiwać ludzi. Podawać testy spalania przy różnych prędkościach, jak i na jakimś odcinku drogi. Druga sprawa: badać spaliny przy obciążeniu auta i na postoju. Badanie powinno być obowiązkowe przy przeglądzie co roku, gwarantuję że liczba złomów i aut, które mają niesprawne katalizatory i FAP-y spadnie drastycznie”.

Przyznam, że ten głos jest dokładnie tym, na co liczyłem, pisząc artykuł o metodach omijania procedur testujących spalanie. Niezmiernie cieszy mnie to, że w Polsce, do niedawna (a może nadal) kraju kopcących autobusów i ciężarówek, pojawiają się symptomy dbałości o czyste środowisko.

Niemniej byłbym tu ostrożnym pesymistą. Lobby ekologiczne jest silne, ale jego wpływy prowadzą przez unijną biurokrację, której animatorzy są często oderwani od rzeczywistości. Niedawno np. wprowadzili nową normę na maksymalną moc domowego odkurzacza, która – jak zbadano w odpowiednim instytucie w Niemczech – nie wystarcza do poderwania piasku z podłogi, a do tego niemal wyklucza możliwość skutecznego odkurzenia np. dywanu.

Dlatego, choć można się cieszyć, że temat wypłynął, to nowe przepisy, które zostaną opracowane przez unijną biurokrację, mogą też napawać pewnym niepokojem. Poza tym producenci samochodów tak łatwo się nie poddadzą, bo techniczna wykonalność spełnienia warunków normy Euro 6 już w warunkach laboratoryjnych jest dyskusyjna, a w rzeczywistych warunkach drogowych – w zasadzie niemożliwa.

I jeżeli miałbym wyrazić moje prywatne zdanie na ten temat, to już lepiej byłoby zacząć inwestować w infrastrukturę i technologię związaną z autami na wodór (mamy już Toyotę Mirai) niż zmuszać silniki spalinowe do pracy w ekstremalnych warunkach przy udziale skomplikowanego i coraz droższego osprzętu.

~Smaro trafnie komentuje: „Niby wszyscy wiemy, że koncerny zaniżają dane katalogowe, podając o 30 proc. niższe dane dotyczące spalania. W zasadzie ten artykuł obnaża metodologię, jak takie wyniki w zasadzie legalnie są fabrykowane. Ale dlaczego do jasnej cholery nikt nie robi z tym porządku?

To ile pali mój samochód wiem i wiem, jaki mam na to wpływ, mam świadomość tego, że im większa masa samochodu tym bezwładność większa i ciężej jest się napędzić, co powoduje większe spalanie, czy to że kiedy mam box na dachu to rosną opory, a to również skutkuje większym spalaniem. Każdy może tych przyczyn wymienić jeszcze co najmniej 4. Ale dlaczego tak koncernom zależy na tym, aby zamazywać rzeczywistość?”

Dlaczego? Moja diagnoza – choć oczywiście mogę się mylić – jest prosta: chodzi o kasę i marketing, a także wpływy lobby ekologicznego. Odkąd zaczęła się światowa masowa nagonka na dwutlenek węgla, każdy producent samochodów chce pokazać się pod względem emisji tego obojętnego dla ludzi a życiodajnego dla roślin gazu jak najlepiej. A emisja dwutlenku węgla jest zazwyczaj wprost proporcjonalna do spalania. I mamy odpowiedź.

 ~Smaro kontynuuje: „Tak czy inaczej, gdyby wszyscy byli uczciwi, to konkurowaliby nawzajem ze sobą tak samo, jak i w sytuacji, kiedy nie są uczciwi, zakłamując dane katalogowe. Konsument finalnie i tak pójdzie i kupi Skodę czy Passata. Może tak jakiś proces zbiorowy. Tylko komu się chce bawić w to i marnować czas. Ps. Zastanawiam się jaka będzie reakcja tego "marketingu szeptanego."

Żeby konkurencja była uczciwa, to wszyscy musieliby grać w otwarte karty. Wystarczy jeden, który uruchomi kreatywną optymalizację testów spalania, a od razu układ sił by się zmienił. Etyczny biznes na nieetycznym rynku to trudne wyzwanie, chyba że jakiś producent dokonałby niemożliwego i zaczął się promować jako uczciwy koncern motoryzacyjny, który podaje rzeczywiste spalanie swoich samochodów (oczywiście w pewnych rozsądnych granicach tolerancji). To jednak wymagałoby ogromnych pieniędzy i mogłoby się spotkać z reakcją prawną ze strony innych producentów.

Wy pytacie, my odpowiadamy – testy spalania czyli wielki przekręt Foto: Szypulski Piotr / Auto Świat
Wy pytacie, my odpowiadamy – testy spalania czyli wielki przekręt

Co do marketingu szeptanego, to jest on dziś tak popularny, a w branżach gwarantujących dobry zarobek wręcz wszechobecny, że często trudno ocenić, czy opinia o produkcie jest prawdziwa, czy napisana za pieniądze przez wynajętą przez kogoś agencję. To bardzo niedobry dla internetu proces, moim zdaniem powodujący, że jego wiarygodność w ostatnich latach bardzo spadła.

~jurek opowiada o tym, jakie kłopoty może przynieść próba zastąpienia katalizatora czymś tańszym w nowoczesnym aucie:  Ibiza 6L 1.4 16V z LPG - katalizator się rozpadł, wspawana strumienica, żeby wyciszyć samochód, wstawiona tuleja dystansowa z wkładem katalitycznym do drugiej sondy, zgasiła check. Ten jednak potrafi się czasem zapalić, być może to pierwsza sonda, auto po odpaleniu dławi się nadmiarem paliwa, nie chce wchodzić na obroty, dopóki się nie nagrzeje. Być może jej wymiana załatwi sprawę, choć szkoda mi pieniędzy, żeby się przekonać, że to jednak coś innego. Jeżdżę, dopóki usterka się nie objawi, jeśli bedzie kosztowna to wstawię inny silnik. Chyba ze zmieni sie moja sytuacja materialna i uzbieram na Octavię kombi lub Mazdę 6.”

~harry przywołuje amerykańskie realia: „W USA test katalogowy spalania polega na jeździe samochodami w normalnych warunkach po drogach, na których odbywa się standardowy ruch. Wystarczy porównać dane techniczne identycznych aut sprzedawanych u nas i tam - różnice w spalaniu sięgają 30%!!! Jest jeszcze jedna różnica - w USA za niegodność danych katalogowych z rzeczywistością (oczywiście powyżej pewnego zakresu) każdy może oddać producenta do sądu, a odszkodowania są gigantyczne! I to jest prosta recepta na uczciwe dane”.

~UE17 ripostuje: „Dobre! Akurat w Stanach takie testowanie mija się z celem bo na północy kraju jeździ się prawie cały rok bez klimatyzacji a na południu prawie cały rok z nią i niby jaka jest wiarygodność tych testów skoro np. w 40-stopniowym upale włączona klimatyzacja w samochodzie ze słabym silnikiem podwyższa spalanie nawet o 20 do 30 procent! W dzisiejszych samochodach prognozowanie zużycia paliwa mija się z celem bo tak naprawdę nie wiadomo kto tym samochodem, gdzie i jak będzie jeździł i jakie gadżety w tym samochodzie będzie sobie włączał!”.

Postaram się rozwikłać te wątpliwości. Obawiam się, że w USA do testów spalania również używa się hamowni podwoziowej, tyle, że przeprowadzany na niej test jest bardziej zgodny z realiami drogowymi. Wedle mojej wiedzy obecnie wykorzystywany w USA test spalania składa się z czterech procedur:

1) Jazda miejska. Auto „przejeżdża” (na hamowni) dystans niecałych 18 km ze średnią prędkością nieco ponad 34 km/h. Test zawiera zimny start silnika, liczne ruszania i zatrzymania, a także gorący start po 10-minutowej przerwie w jeździe. Maksymalna prędkość osiągana podczas tej procedury wynosi około 91 km/h.

2) Jazda na trasie. Auto z rozgrzanym silnikiem pokonuje 16,5 km ze średnią prędkością nieco ponad 77 km/h. Najwyższa osiągana prędkość to 97 km/h.

3) Jazda dynamiczna (agresywna). Ta procedura obejmuje kilka „pętli” dynamicznego rozpędzania i hamowania samochodu. Podczas testu w ciągu 10 minut auto „przejeżdża” 13 km ze średnią prędkością 77 km/h i maksymalnie osiąga 130 km/h. Cztery razy się zatrzymuje, a podczas rozpędzania osiąga przyspieszenie rzędu 14 km/h w ciągu sekundy jazdy.

4) Opcjonalny test z włączoną klimatyzacją w upalny dzień. Temperatura podczas tej procedury wynosi około 35 stopni Celsjusza, a test trwa 10 minut na dystansie 5,8 km. Średnia prędkość to 35 km/h (maksymalna: 88 km/h), procedura obejmuje pięć zatrzymań. 19 procent czasu zajmuje silnikowi praca na wolnych obrotach.

Wyniki tych czterech procedur są potem odpowiednio przeliczane i tak powstaje plakietka informacyjna z danymi na temat spalania miejskiego, pozamiejskiego, szacowanym rocznym kosztem paliwa (dla założonego przebiegu rocznego oraz cenie paliwa) oraz granicami tolerancji spalania, w których powinna się zmieścić większość kierowców.

W komentarzach zadaliście tyle fachowych pytań, że część z nich wymaga odpowiedzi w dedykowanych artykułach – być może kiedyś jeszcze do nich wrócę, ale teraz pora na to, co zapewne najbardziej Was interesuje, czyli odpowiedzi na pytanie:

Ile palą Wasze samochody? Oto lista z komentarzy:

~jurek: „Ibiza 1.4 16V z LPG, na trasie jak sie postaram 6,5 w miescie 9 z kawałkiem, 10 nie osiągnąłem nigdy (mowa o LPG)”.

~hj: „A w mojej Hondzie Civic 2009 r licznik zużycia paliwa zaniża o ok 0,7 l na 100 km”.

~lubuskie: „Tiguan 2.0 TSI 210KM, średnio 12l/100km”.

~R realista: „Golf 1.6 TD - 4-5 l/100 km, Golf 1.9 TD – 5 l/100 km. Era Golfów skończyła się na Golfie IV, potem było gorzej i tylko gorzej. Więcej paliwa i pojawiło się zapotrzebowanie na olej. Teraz Golf potrzebuje 6-7 l ON/100 km oraz 1-2 l oleju silnikowego na 1000 km więc gdzie to Euro?”.

~JORK: „Nissan P10 1,6 102 KM. Trasa (autostrada 4 osoby z bagażem ) 5,5 l/100 km przy 140 km/h. Miasto i 'zabawa' MAX 12 l/100 km”.

~fit: „Lexus ES350 z USA - ma palić na trasie 10 pali 9, w mieście 11 zamiast 12, duzo ale coś za coś”.

~Szimi Szuja potwierdza, że benzynowe silniki turbo z wielkim trudem mieszczą się w obietnicach producenta: „Passat B7 1,4 TSI z końca 2014 r. - miasto 12 l, trasa – 7 l. Przebieg 8 tys. km. Delikatna eko-jazda. Do 5 tys km. palił odpowiednio: 16 i 10, więc i tak jest lepiej. Oczywiście mam świadomość naciągania i że katalog jest dla naiwnych (u mnie w katalogu odpowiednio 7 l i 5 l).

Niemniej jak słyszę komentarz, że jak stać mnie na nowego paska czy audi A6, to nie powinienem narzekać na kilka litrów większe spalanie, to mnie trafia szlag! Rozumiem, że jak kogoś stać, to powinien akceptować, za przeproszeniem, dymanie na spalaniu? Otóż nie. Napisałem już do dealera, że jak przekroczę 10 tys. i spalanie nie spadnie do okolic katalogu, to złoże skargę do talibów ekologicznych :-). Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie...”.

I to jest informacja od Czytelnika, za którą jako portal konsumencki jesteśmy bardzo wdzięczni. Dzięki niej potencjalni klienci będą mieli świadomość tego, czego mogą się spodziewać, kupując nowe auto. Wezmą pod uwagę to, że przynajmniej przez pierwszy rok – zanim silnik się dotrze – wyłożą na paliwo bardzo konkretną dodatkową kasę.

~bravo po części potwierdza dobrą opinię o niedocenianych silnikach JTD: „Mój Fiat Bravo II 1,9 l Multi-Jet (w/g instrukcji spalanie średnie 5,4 l) podczas eksploatacji pali średnio 4.9 do 5.2 l więc nie narzekam. Myślę, że liczy się też technika jazdy - przemyślana i płynna”.

~jasiu odpowiada: „Przez takich jak Ty to się robią korki na drodze krajowej”.

~lukasz851011 popiera ~bravo: „Linea 1.3 MultiJet 90 KM spalanie książkowe trasa 3,9 L/100km, rzeczywiste 4,1L/100km przy prędkości do 120km/h. Cykl miejski książkowo 5,4 L/100km, rzeczywiście 5,2L/100km. Odpowiednia technika jazdy i można się zbliżyć do wyników producenta”.

~olo nie owija w bawełnę: „Nie patrzę na to, co podaje producent auta, bo to po prostu sci-fi. Spalanie zależy głównie od stylu jazdy i prędkości. Jeżdżę citroenem C5 , 2.0 HDI 163 KM, ostatni rok przejechałem autem 70 tys. km i średnie spalanie 6,8 l/100 km. Przy ekonomicznej jeździe do 120 km/h można spokojnie zejść poniżej 6 l ale też problemem nie jest podejść ze spalaniem pod 8 l/100 km jeżdżąc dynamicznie i szybko.

Kwestia co kto lubi, jak mam czas to jadę 300 km autostradą na tempomacie 120 km/h, a jak mi się spieszy to powyżej 150 km/h. Różnica w spalaniu 1,5-2 l/ 100 km. Z Poznania do Warszawy około 5 l czyli ponad 20 zł, w 2 strony to już 40 zł za zaoszczędzoną godzinę. Kwestia przeliczenia czy ta godzina warta była 40 zł :)”.

~DD napisał: „Tylko niewysilone hybrydy Toyoty zapewnią oszczędność i małą awaryjność. Dawno już zrezygnowali z diesli”.

Mimo że ten wpis brzmi jak reklamowy, to pozwoliłem sobie odpowiedzieć ~DD, iż po pierwsze na schyłek ery Diesli trzeba będzie jeszcze poczekać nawet u Toyoty, a po drugie hybrydy są dobrodziejstwem głównie w mieście. Na autostradzie, kiedy nie ma przyspieszeń i hamowań, spalanie będzie podobne jak przeciętnego auta z silnikiem benzynowym i długimi przełożeniami skrzyni biegów. Szybko doczekałem się reakcji…

~Kiero do MK: Gdzie ty znalazłeś te dane o zużyciu paliwa przez hybrydy Toyota w ruchu autostradowym, ze niby nie osiagną ekonomiki diesla? No chyba, że porównasz 5.0 l Lexus hybrid z 1.5 l diesel”.

Podtrzymuję swoje zdanie, dane znam z autopsji i pośrednio z praw fizyki. Niskie spalanie hybrydy w mieście wynika z magazynowania energii hamowania i wykorzystywania jej podczas przyspieszania. Jazda ze stałą prędkością w zasadzie uniemożliwia systemowi hybrydowemu – choćby był doskonały – przyniesienie właścicielowi oszczędności.

Wy pytacie, my odpowiadamy – testy spalania czyli wielki przekręt Foto: Auto Świat
Wy pytacie, my odpowiadamy – testy spalania czyli wielki przekręt

Co innego, kiedy kierowcy na autostradzie są niesforni i trzeba często hamować, bo ktoś zajeżdża drogę, wtedy hybryda może się wykazać. Ale podczas jazdy ze stałą maksymalną dozwoloną w Polsce prędkością autostradową, benzynowa hybryda osiągnie ekonomikę diesla tylko przy bardzo sprzyjającym wietrze w plecy. Gdy dodamy do tego różnicę w cenie zakupu, z ekonomiką będzie hybrydzie jeszcze trudniej. Ale to nie zmienia faktu, że napęd hybrydowy jest bardzo roztropnym pomysłem, bo pozwala nie marnować energii hamowania. Poza tym kolejny komentarz podważa moje doświadczenia z benzynowymi hybrydami:

~derek do ~MK: „Auris HSD na autostradzie przy prędkości 130km/h na odcinku ok. 500 km wypalił 4,7l/100km. Uważam, że to świetny wynik biorąc pod uwagę, że gdybym wjechał w korek, to jeszcze bardziej byłbym ‘do przodu’. Hybrydy to przyszłość, ale w Polsce, bo krajach rozwiniętych to już historia”.

Po powyższym poście wypadałoby jeszcze rozwinąć myśl o klasyfikację krajów jako rozwinięte. Obawiam się, że ktoś mógłby się lekko obrazić :) Ale mam nadzieję, że fani niemieckiej motoryzacji nie obrażą się za ten wpis:

~tom: „Panowie. Jeżdżę naprawdę różnymi modelami i markami samochodów. I jeśli mam być szczery to każda benzynowa japońska jednostka względem niemieckiej pali przynajmniej te 2 litry mniej. Z dieslami już takiej rozbieżności nie ma. A propos słynnego VW to oni już nie robią niezawodnych aut. Nimi się tylko dobrze jeździ a i tak wybiorę japońca, bo jest lepiej dopracowany mechaniczni,e a o to przecież chodzi. Mam poczucie bezpieczeństwa I pewności, że dojadę tam, gdzie chcę”.

~fizyk dodaje: „Mam stare zadbane Audi A6 na LPG (10,5 litra/100km) za nowe samochody dziękuję”.

~jax: „Kiedyś mój ojciec miał Fiata Regata chyba 1.7 ropniak. Palił okolo 6 l/100 km. Teraz mam C-Maxa 1.6 diesel, który spełnia wszystkie normy i… pali kolo 7”.

~Robert z Oslo: „Wg danych producenta mojego samochodu, minimalne spalanie poza miastem to 5,9 l/100 km. I tez tak jest w rzeczywistości a co ciekawe, najniższe spalanie, jakie udało mi się osiągnąć to 5,6 l/100 km. Gorzej jest z danymi w miescie: producent podaje 8 l/100 km a w rzeczywistości jest ok. 9 l/100 km”.

~BK: „Ford Fokus 1,8 TDCi trzyma się podanego spalania producenta”.

~rgs pisze: „Renault Grand Scenic III 1,4 TCe; katalogowo 7,4 l/100 km w cyklu mieszanym; przejechałem tym autem od nowości 90 tys. km ze średnim spalaniem 6,78 l/100 km. Wcześniej przejechałem prawie 0,5 mln km różnymi autami (2 diesle, 2 benzyniaki; wszystkie kupowane jako nowe) i każdym miałem niższe spalanie niż podaje producent o 10-15 %. NIE JESTEM ZAWALIDROGĄ”.

~inżynier to fan silnika 1.8 TSI: „Ale też jest prawdą, że nowoczesne samochody, mimo że duże, mniej palą niż te kiedyś. Mam Oktawię kombi 1.8 tsi. Silnik 180 koni mechanicznych. Bardzo elastyczny, powoli kręci. Dopiero przy 100 km/h przekracza 2000 obrotów. A efekt? Z Warszawy do Giżycka i z powrotem do nie spala mi więcej niz 6.4l/100 km przy jeździe do 140 km/h (wiem, to zakazane :) ).

Na autostradzie, kiedy daję 150-160, nie dociąga do 8. Dopiera kiedy regularnie jadę 200 lub lepiej to dochodzi do 11. Ale to i tak bardzo dobry wynik. A że w papierach piszą bzdury? Jeżeli można reklamować kredyt, który "jest za darmo" i jest ok, to czemu nie samochód, który nic nie pali? Pewien znany niemiecki polityk doktor JG stwierdził że "prawda nikogo nie obchodzi". I widocznie miał rację”.

Nie wszyscy uwierzyli w zapewnienia o niskim spalaniu Skody z silnikiem 1.8 TSI. Znalazło się przynajmniej trzech oponentów:

~stan do ~inżynier: „Moja astra 1,6 benzyna na autostradzie przy prędkości 180 km/h spala 15 l/100 km. To prawda ,że trudno ją rozpędzić do takiej prędkości, ale jest to możliwe, jednak powoduje spalanie na poziomie ciężarówki”.

~I tyle w temacie do ~inżynier: „Panie inżynierze, proszę sobie zatankować ten swój wóz do pełna, przejechać minimum 500 kilometrów i zatankować z tego samego dystrybutora do pełna, a potem policzyć zużycie i dopiero pisać o tym na forum. Wskazania komputera są zawodne!”.

~magister do ~inżynier: „Taaak, wiadomo, że Skody palą mniej niż inne samochody. A jak stoją w korku, to wystarczą jej spaliny z silnika TDI przed nią”.

~marhol ma auto małolitrażowe: „Jeżdżę fordem K z 2014 r, teraz ma 23 000 km. Pali w mieszanym systemie, więcej miasta, 5,8 do 6,2 komputer zaniża spalanie o 0,5. Na długiej trasie, 600 km, potrafił zejść do 4,8 l, ale auto było nowiutkie, przejechane wcześniej 600 km i jechałem góra 110 do 120 i to na autostradzie. W mieście bardzo przydatny jest auto start/stop, bez niego zużycie byłoby o 0,4 większe. Ważne, jeżdżę bez myślenia o oszczędnej jeździe, ale spalanie sprawdzam przy prawie każdym tankowaniu /do pełna/ tyle, że jeżdżę już 40 lat i mam pewne dobre i złe nawyki”.

~super chwali swojego Peugeota: „Jeżdżę Peugeotem Partnerem 1.6 hdi 75 kM. Przejechałem 100 000 km , spalanie takie jak podaje producent. Średnie spalanie wyliczam z całego roku, aby było wiarygodne 5,4 l/100km”.

~xyz pisze o Mercedesie: „W 2013 r kupiłem nowego mercedesa CLA 250, który miał palić w mieście 7,9 l /100 km, a palił 12,5 l i gdybym wiedział że tak będzie to i tak bym go kupił, tylko dlaczego robią z nas balonów?”

~realista ma Scenika: „Ja jeżdżę nowym Scenikiem - przejechałem 4000km. Średnie spalanie w katalogu: 4,8 l/100km. Ja nie przekraczam 3000 obrotów - wiec nie szaleję (trzeba dotrzeć silnik)... A średnie spalanie wychodzi 7,0. 95% dystansu to jazda na trasie. Po doświadczeniach z poprzednimi autami wiedziałem, że na autostradzie będzie palił ok. 8 l a na zwykłej trasie 6. A poprzednie auto było właśnie z VAG... Znajomi opowiadali, że pali im 5 l :) Zapominali powiedzie,ć że w czasie jazdy z górki na luzie :) ”.

~waldek twierdzi, że jego Mustang jest oszczędny, ale w mieście luby „wypić”: „Ja mam Forda Mustanga V6. Katalogowe spalanie jest osiągalne, nawet daje się zejść poniżej, jeżeli się człowiek uprze. Masakra zaczyna się w korkach. Jak jest naprawdę duży korek, to spalanie potrafi sięgnąć 30 l/100 km. No ale Mustanga nie kupuje się po to, żeby oszczędzać paliwo”.

~asd: „Moje auto pali więcej, niż pokazuje komputer pokładowy. Po zatankowaniu może przejechać 1300 km a muszę go tankować po 800. Podobnie obliczone na podstawie zatankowanej ilości zużycie jest 0,4 do nawet 0,5 l wyższe niż średnie podane przez komputer”.

Jeżeli chodzi o wskazania komputerów pokładowych, to dane o chwilowym i średnim zużyciu paliwa są podawane z pewną tolerancją, której pole niestety rośnie wraz z wiekiem samochodu i zużyciem jego elementów. O ile jednak da się to obejść, licząc spalanie samodzielnie między dwoma tankowaniami do pełna, o tyle kwestia zasięgu jest już trudna do rozwiązania. Komputery potrafią bardzo szybko zmieniać zdanie o zasięgu do tankowania w zależności od warunków ruchu.

Ze 150 km zasięgu może się zrobić 70, za kilka minut znowu 100, a potem nagle znowu mniej. Dlatego wskazania o zasięgu do tankowania warto traktować wyłącznie orientacyjnie, w nowych autach wypalenie całego paliwa z baku może doprowadzić do kłopotów z układem zasilania silnika.

~MAG podaje spalanie Focusa: „Ford Focus II, średnie jazda miejska: 7,8 po przejechaniu ok 3000 km w trasie (w tym autostrady i stromizny) spada do 6,7 l/100 km”.

~randzit tęskni za dobrymi autami z końca lat 90-tych ubiegłego wieku: „Moje auto pali tyle, ile deklarował producent. 5,5 l/100 na trasie i 6,5-7.0 w mieście. Oczywiście klima na auto, podgrzewane fotele zimą wykorzystywane, światła włączone. Moc moment się zgadza z katalogowym. Tylko jedno ALE... Auto z roku 1999 ;) I nie zamieniłbym go na nowoczesny quasi eko luksus”.

~mc2 stawia na technikę jazdy: „Moja Honda Accord 2,0 2011 pali tyle, ile podaje producent. Tak było z Avensis 1,8, Passatem 2,0. Mondeo 1,8. Wszystkie kupione nowe, w polskim salonie. Moja żona każdym wymienionym notowała 0,5 do 1 litra/100 więcej. Po prostu technika jazdy. Gdy ktoś ma "ciężką" nogę, kręci silnik, aby za chwilę przed światłami deptać hamulec, to będzie notował większe spalanie. To jest po prostu wybór. Sprawny samochód, ciśnienie w kołach zalecane + trochę dostojeństwa za kierownicą i nie będzie tak źle”.

~Rewolucjusz potwierdza, że kiedyś jednak przynajmniej niektóre marki nie mijały się z prawdą w swoich zapewnieniach: „Ze zdumieniem stwierdzam, że przynajmniej w 2007 r. Subaru nie kłamało: w książeczce mam w mieście 12.3 l/100 km (po raz pierwszy w ogóle zaglądnąłem na te tabelki) i faktycznie tyle mi pali :-) To wersja z najsłabszym silnikiem. Oczywiście LPG spala 20% więcej, wiadomo”.

~dziadek może się pochwalić dobrym wynikiem: „Opel Zafira 2013.11.28. 1,8 benzyna - średnie spalanie po przejechaniu 22 000km- 6.8l/100km.....90% jazda poza miastem 10% miasto. maksymalna prędkość jazdy 100 km/h. Ciśnienie kół 2,4 bar”.

Na koniec krótka część rozrywkowa. ~3d pisze: „Tylko głupi baran myśli że jego 2l auto spali 5l/100 km”. No dobrze. Głupi baran. A mądry baran? :)

Z kolei ~XLO rozpracował temat z innej perspektywy: „Najmniej palą samochody moich kolegów z pracy. A im bliżej daty zakupu i sprzedaży, tym mniejsze spalanie”.

Natomiast pięknego i rzeczowego podsumowania tematu dokonał wnikliwy – jak podpowiada jego czeski nick – obserwator. ~Pozorovatel: „Stworzyliśmy system, w którym termodynamika, chemia i technologia przemieszały się polityką. To ‘dzięki’ politykom, dufającym, że dysponując odpowiednią większością głosów można manipulować prawami przyrody. W takim świece inżynierowie muszą lawirować i oszukiwać. Gdy politycy zapragną określonych parametrów technicznych, łatwiej jest sfałszować pomiary jak spełnić ich pragnienia. Ot i cała tajemnica. Oczywiście motoryzacja nie jest tu wyjątkiem”.

Dziękuję wszystkim serdecznie za komentarze – dzięki nim inni użytkownicy aut poznali odpowiedzi na istotne tematy i dowiedzieli się o rzeczywistym spalaniu Waszych samochodów.