Duży może więcej, więc pcha się bez ostrzeżeniaWykorzystując najmniejszą nawet lukę, wyprzedza z dużym ryzykiem poprzedzające pojazdy. Kończąc manewr, wciska się pomiędzy poruszające się auta. Manewry podejmowane przez pana Janusza są niezwykle niebezpieczne i niezgodne z przepisami - manewr podejmowany jest pomimo całkowitego braku miejsca na jego bezpieczne zrealizowanie, na granicy potencjalnego wypadku. Pan Janusz na to jednak nie zważał, zakładając, że poruszając się znakomitym autem, wyposażonym w wiele urządzeń poprawiających bezpieczeństwo, zawsze bezpiecznie dojedzie do celu, zaś inni ustąpią mu miejsca na drodze. Tym razem jednak te czysto teoretyczne założenia okazały się kluczem do nieszczęścia. Podczas powrotu na dotychczasowy pas ruchu po manewrze wyprzedzania kierujący Mercedesem podjechał na niewielką odległość do pojazdu poprzedzającego. Pojazd ten z kolei zmuszony był do hamowania w związku z sytuacją panującą na drodze -hamowała cała poprzedzająca kolumna samochodów. Pan Janusz, w związku z poruszaniem się z prędkością o prawie 15 km/h większą niż pojazd poprzedzający w momencie rozpoczęcia hamowania, a także z uwagi na brak jakiegokolwiek bezpiecznego odstępu od tego pojazdu, nawet nie zdążył nacisnąć pedału hamulca, uderzając w tył poprzedzającego Renaulta. Kierujący Renaultem nie był w stanie uniknąć zdarzenia i pozostał wyłącznie poszkodowanym, nie ponosząc jakiejkolwiek winy za wypadek. Wina kierującego Mercedesem jest tu bezsporna - brak zachowania bezpiecznego marginesu bezpieczeństwa od pojazdu poruszającego się z przodu, niedostosowanie prędkości do warunków ruchu na drodze, niezapięte - jak okazało się później - pasy bezpieczeństwa, a przede wszystkim balansowanie na krawędzi życia swojego i innych uczestników ruchu. A podobno mówi się, że głupota nie boli...W konsekwencji pan Janusz zamiast na spotkaniu, na którym negocjować miał warunki kontraktu, znalazł się w szpitalu z urazem kręgów szyjnych i ze złamaną ręką. Bez samochodu - jakże panu Januszowi potrzebnego w codziennej pracy -który został poważnie uszkodzony. Z uwagi na posiadane wcześniej punkty karne, dodatkowe - związane z tym zdarzeniem - spowodowały utratę prawa jazdy. Wszystko to stało się przez błędne założenie, że szaleńczą jazdą na pewno zyska się na czasie. Z powodu bezmyślnego szpanu i "nadawania szyku" innym, "gorszym" kierowcom, Mercedes wylądował u blacharza, a jego właściciel w szpitalu.