Znacie zapewne ulubioną śpiewkę wszelkiej maści malkontentów, że „kiedyś wszystko było lepsze”. Że jedzenie było smaczniejsze, telewizory i pralki wystarczały na 30 lat, a nie na pięć, a samochody były solidniejsze i lepsze pod każdym innym względem. Jeśli też tak uważacie, Mitsubishi ma dla was doskonałą ofertę.

Space Star prezentuje się jak nowoczesne auto, ma nawet kilka modnych gadżetów na pokładzie – więc nie będziecie się musieli wstydzić przed sąsiadami. A za jego kierownicą poczujecie się prawie tak, jakbyście prowadzili „japończyka” kupionego za dolary w Pewexie. Oczywiście, jak zwykle przesadzam, ale uwierzcie na słowo – wcale nie aż tak bardzo.

Mitsubishi Space Star – co oferuje jego nadwozie?

Z racji gabarytów, Space Stara amator mógłby przez pomyłkę zaliczyć do segmentu B – to jednak byłoby dla niego niesprawiedliwe – od modeli takich jak Skoda Fabia, Ford Fiesta czy choćby Hyundai i20, dzieli go zbyt dużo. Lepiej potraktować go jako wyrośniętego malucha, wtedy znacznie łatwiej wybaczyć mu długą listę niedoskonałości.

Wnętrze Mitsubishi Space Star Foto: Auto Świat
Wnętrze Mitsubishi Space Star

Pod względem ilości miejsca dla pasażerów jest przyzwoicie – z przodu nawet wygodnie i przestronnie (choć po fotelach czuć, że priorytetem była niska cena, a nie dobre podparcie dla kręgosłupa), z tyłu byłoby nieźle, gdyby nie skrajnie niewygodna kanapa z zupełnie niewyprofilowanym, płaskim oparciem – coś na kształt ławeczki. Pasażerowie się na niej mieszczą – a jakże, ale już po chwili zaczynają marudzić. No chyba, że są mali i jadą w fotelikach z własnymi oparciami – w takim przypadku niewyprofilowane oparcie to wręcz zaleta.

Tylna kanapa z niewyprofilowanym oparciem Foto: Auto Świat
Tylna kanapa z niewyprofilowanym oparciem

Bagażnik jest przeciętny (235 l), jak to w miejskim aucie, ale jakość jego wykończenia jest po prostu fatalna! Koło zapasowe ukryto pod kawałkiem dykty przykrytej z grubsza dociętym kawałkiem byle jakiego, miękkiego dywanika. Przy każdym hamowaniu bagaże przesuwają się wraz z dywanikiem po dykcie. Taniej się nie dało. Wstyd.

Deska rozdzielcza jest po prostu przeciętna, zupełnie bez polotu, standard wykonania mniej więcej tak, jak w budżetowych autach pokroju Peugeota 301 czy Dacii Logan. Wstawki z czegoś, co bywa dumnie nazywanie lakierem fortepianowym, a w rzeczywistości jest połyskliwym, czarnym plastikiem, mają dodawać klasy...

Space Star jest łatwy w obsłudze

Zalety? Zegary są czytelne, przełączniki od klimatyzacji i radio gwarantują bezproblemową obsługę – nawet emeryt, który nie lubi czytać instrukcji, bo przecież jeździ od pół wieku, odnajdzie się w Space Starze bez problemu. Trzeba przyznać, że pod względem łatwości obsługi małe Mitsubishi bije na głowę nowomodne „multiinterfejsowe” auta, w których wszystkim steruje się joystickami i ekranami dotykowymi.

Punkt dla Space Stara. Niestety, z małym zastrzeżeniem: egzemplarz, którym jeździłem, to odmiana Intense, wyposażona w system bezkluczykowy – to jeden z tych wspomnianych na wstępie gadżetów, które mają upodobnić Space Stara do nowoczesnych aut. To rzeczywiście doskonały dodatek ułatwiający życie – kluczyk można mieć w kieszeni, a żeby otworzyć lub zamknąć auto wystarczy nacisnąć przycisk na drzwiach kierowcy lub klapie bagażnika. Żeby uruchomić silnik, też wystarczy użyć przycisku, który umieszczono po lewej stronie zegarów.

I tu pojawia się problem: w innych modelach tej marki znajduje się tam przycisk „info”, który służy do przechodzenia między kolejnymi ekranami komputera pokładowego (przebieg, chwilowe i średnie zużycie paliwa itd.). A tu, ponieważ przycisk zagospodarowano dla „wyższych celów”, żeby zmienić odczyt komputera, trzeba trafić palcem w malutki sztyfcik na środku zegarów – ten sam, który służy do zerowania licznika dziennego przebiegu. Nie próbujcie robić tego w czasie jazdy!

System bezkluczykowego uruchamiana Foto: Auto Świat
System bezkluczykowego uruchamiana

Jak jeździ Space Star 1.2 (80 KM)

A skoro już jesteśmy przy jeździe – naciśnięcie przycisku „start” (tego, który znajduje się tam, gdzie w innych modelach tej marki przycisk „info”), budzi hałaśliwy, trzycylindrowy silnik. W testowanej odmianie mieliśmy do czynienia z jednostką 1.2 o mocy 80 KM. To jedna z największych zalet tego auta – nie brakuje mu dynamiki (oczywiście, jak na autko miejskie, pod warunkiem, że nie podróżujecie z kompletem pasażerów), a zużycie paliwa jest naprawdę niskie – przy spokojnej jeździe bez problemów da się pokonać 100 km spalając ok. 6 l. Hałas panujący we wnętrzu to w tym przypadku wcale nie przypadłość źródła napędu – winne jest marnie wygłuszone nadwozie!

Silnik jest... za dobry do tego samochodu! Z jego temperamentem nie radzi sobie przede wszystkim układ jezdny. Niby zawieszenie jest dosyć sztywne, ale Space Star i tak prowadzi się słabo – zupełnie tak, jak w autach japońskich z lat 80. czy 90. Przy próbie szybszego ruszenia bardzo łatwo zerwać przyczepność, choć auto przecież ma na pokładzie obowiązkowy teraz układ ESP, który m.in. temu powinien przeciwdziałać.

Układ kierowniczy ma mocne wspomaganie. To zaleta w czasie manewrowania w mieście, ale takie zestrojenie nie pozwala wyczuć samochodu. W dodatku, po wyjściu z zakrętu kierownica nie wraca automatycznie do pozycji wyjściowej! Na plus: auto jest bardzo zwrotne. Fatalnie działa za to lewarek skrzyni biegów. Nie dość, że haczy, to kiedy już uda się trafić w wybrany bieg, jego włączeniu towarzyszy donośne stuknięcie, zupełnie jak w starym dostawczaku.

Z możliwościami silnika 1.2 (80 KM) zawieszenie ledwo sobie radzi Foto: Auto Świat
Z możliwościami silnika 1.2 (80 KM) zawieszenie ledwo sobie radzi

Mała anegdotka na marginesie: jedną z przejażdżek odbywaliśmy we trzech. Za kierownicą zawodnik wagi średniej, na fotelu pasażera zawodnik wagi ciężkiej, a za nim drugi, również nielekki. Po wyjeździe na prostą trasę konsternacja: chyba złapaliśmy gumę, bo żeby jechać na wprost, kierownicę trzeba było utrzymywać skręconą o niemal ćwierć obrotu, a walka o utrzymanie kierunku przypominała sterowanie jachtem w czasie sztormu przy halsowaniu pod wiatr.

A może kolega przydzwonił w krawężnik, pogiął wahacze i drążki, przestawił geometrię zawieszenia i nie chce się przyznać? Czujnik ciśnienia powietrza w oponach milczał jak zaklęty (tak, ten nowoczesny i obowiązkowy w nowych modelach gadżet też jest na pokładzie), więc chyba to jednak nie guma...

Zagadka została rozwiązana, kiedy w drodze powrotnej dwóch pasażerów przesiadło się do innych aut – kierownica w czasie jazdy na wprost znów wróciła do właściwego położenia. Tylko niesmak pozostał... Po prostu, ten typ tak ma, zawieszenie jest tak niedopracowane, że nierówny rozkład obciążenia w kabinie doprowadza je do granic możliwości. To nie jest samochód do szybkiej jazdy - i tyle!

Jeśli myślicie, że Space Star może być namiastką Lancera Evo, będziecie rozczarowani, na krętej drodze Skoda Citigo czy Toyota Aygo zostawią małe Mitsubishi daleko w tyle. Auto prowadzi się równie niepewnie jak wspomniane wcześniej Peugeot 301 czy Dacia Logan, ale znacznie gorzej od tych modeli znosi nierówne nawierzchnie.

Przy krótkich (i spokojnych!) przejażdżkach po mieście czy na działkę to przecież nie problem. Dłuższe, autostradowe trasy będą jednak katorgą, bo samochód, nawet przy równomiernie rozłożonym obciążeniu w kabinie ma tendencję do myszkowania i jest wrażliwy na boczne podmuchy wiatru – w dziedzinie konstruowania zawieszeń specjaliści z Mitsubishi najwyraźniej mają duże zaległości. Czy Space Star jest niebezpieczny? Nie, po prostu lepiej od niego zbyt dużo nie wymagać.

I tu kolejna anegdotka: kiedyś jeden z kolegów sprawił sobie bardzo drogi kask motocyklowy. Drugi z kolegów, redakcyjny filozof, słysząc ile ten pierwszy zapłacił za kask, zadumał się na dłuższą chwilę po czym stwierdził:

– To teraz będziesz musiał bardzo ostrożnie jeździć. Świeżo upieczony posiadacz drogiego kasku nie był w stanie nadążyć za tokiem myślenia filozofa, więc ten wytłumaczył:

– Bo wiesz, taki drogi ten kask, szkoda byłoby go rozbić.

Co to ma wspólnego ze Space Starem? Otóż, wbrew pozorom, może mieć całkiem dużo. Niedawno, w lutowym Poradniku AŚ, zrobiliśmy porównanie, ile kosztują części potrzebne do naprawy auta po niewielkiej stłuczce. Porównywaliśmy różne modele w cenach ok. 40 tys. zł.

W przypadku Space Stara ceny części zamiennych okazały się zadziwiająco wysokie – zwykły (bardzo przeciętnie świecący) reflektor na żarówkę H4 kosztuje ok. 2 tys. zł, mały halogenik w zderzaku 1200 zł, skorupa zderzaka kolejne 2 tys. zł, oczywiście na rynku zamienników brak. Być może, jeśli kierowca dowie się, ile warte są te niepozorne części, będzie się obchodził z autem jak z jajkiem. To służy bezpieczeństwu!

Czy warto kupić Space Stara?

Podsumowując: samochód jeździ, skręca, trąbi, hamuje. Ma klimatyzację, poduszki powietrzne, elektryczne szyby, ABS/ESP, system bezkluczykowy, łatwe w obsłudze radio, pięć miejsc i bagażnik. Z zewnątrz wygląda nie najgorzej. Na głowę w nim nie pada.

To Mitsubishi, bez wodotrysków i technicznych nowinek, z wolnossącym silnikiem, więc powinien służyć długo i bezproblemowo. Jest prosty w obsłudze, zwrotny i poręczny, a przy tym relatywnie oszczędny. Jeśli nie oczekujecie od auta niczego więcej, zapewne będziecie zadowoleni. Na wszelki wypadek, zanim podejmiecie decyzję o zakupie, przejedźcie się kilkoma konkurencyjnymi modelami - to może być bardzo pouczające doświadczenie, które może wpłynąć na wasze plany.

Space Star ma być następcą modelu Colt Foto: Auto Świat
Space Star ma być następcą modelu Colt