Masywna karoseria Captivy stanowi doskonały przykład powściągliwej stylizacji. Nie sposób w niej znaleźć odrobiny ekstrawagancji. Captiva to po prostu duży samochód… A jednak przyciąga spojrzenia. Duża w tym zasługa białego koloru nadwozia, który efektownie kontrastuje z czernią tylnych szyb i plastików ochronnych.

Kształt tylnej części nadwozia zdradza, że w bagażniku znajdują się dodatkowe siedzenia. Zajmowanie miejsca w trzecim rzędzie nie należy do łatwych, zaś ilość dostępnej tam przestrzeni jest przeciętna. Mimo tego dodatkowe siedzenia można uważać za pełnowartościowe. Sprawdziliśmy to, sadzając na nich pasażera o wzroście 190 centymetrów. Po pokonaniu kilkudziesięciu kilometrów nie zgłaszał większych uwag.

Wnętrze samochodu wykończono ciemnymi materiałami. Tworzywa sztuczne są twarde i prosto stylizowane. Dzięki precyzyjnemu montażowi całość sprawia przyzwoite wrażenie oraz nie trzeszczy na nierównościach. Kabinę próbowano nieco ożywić wstawkami imitującymi aluminium. Ich uroda jest jednak dyskusyjna.

Dużą oraz ciężką karoserię Captivy napędza turbodiesel opracowany przez włoską firmę VM Motori. Dwulitrowy silnik produkuje maksymalnie 150 KM i 320 Nm, co w zupełności wystarcza do spokojnej jazdy. O nadmiarze emocji za kierownicą można jednak zapomnieć. Możliwość rozpędzenia się do "setki" w 11,5 sekundy oraz prędkość maksymalna na poziomie 180 km/h są przeciętnymi wartościami. Trzeba mieć na uwadze, że Captiva jest w stanie udźwignąć 670 kilogramów. Przy pełnym wykorzystaniu dużej ładowności manewry wyprzedzania trzeba będzie więc dobrze rozplanować w czasie i przestrzeni.

Kierowca powinien dokładać starań, by obroty silnika nie spadały poniżej 2000 obr./min. Inaczej doładowany diesel zapozna prowadzącego z pojęciem turbodziury. Konieczność stosunkowo częstego sięgania do dźwigni zmiany biegów rekompensuje niezbyt wysokie spalanie. 1,8-tonowy SUV potrzebował średnio 8,5 l/100km. Zmaganie się z obszarem zabudowanym podnosiło spalanie do 9,5 l/100km. Znaczna wysokość karoserii sprawia, że podobnym wynikiem kończyły się próby dynamicznej jazdy w trasie.

Jak przystało na SUV-a, Captiva otrzymała napęd na cztery koła. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana od suchych danych technicznych. W optymalnych warunkach moc trafia na przód. Jeżeli elektronika stwierdzi poślizg kół, porcja momentu obrotowego zostanie skierowana na tył. Maksymalnie może tam trafić połowa siły napędowej. Proces jest całkowicie zautomatyzowany i przebiega płynnie. Na ośnieżonej nawierzchni opóźnienie w przekazywaniu mocy jest wyczuwalne, jednak w żaden sposób nie przeszkadza w jeździe. W takich też warunkach Captiva czuje się najlepiej. Napęd na cztery koła sprawia, że jazda po śniegu jest pewna i stabilna - nawet gdy kierowca postanowi utrzymywać na nieodśnieżonej jezdni maksymalną dopuszczalną przepisami prędkość.

Podwyższony prześwit zachęca, by sprawdzić jak Captiva radzi sobie poza utwardzonymi drogami. Całkiem dobrze, o ile kierowca nie cierpi na przerost ambicji. Auto nie boi się kolein i nie ugrzęźnie w luźnym piasku nad brzegiem jeziora. Teoretycznie pokona także wodę o półmetrowej głębokości. Nie sprawdzaliśmy, podobnie jak nie sprawdzi tego żaden z posiadaczy Captivy…

Sprężyste zawieszenie przyzwoicie wybiera nawet duże nierówności i nie dopuszcza do przechyłów karoserii na szybko pokonywanych zakrętach. Niestety przyjemność płynącą z pokonywania krętych fragmentów trasy jest nikła. To wina układu kierowniczego. Duża kierownica pracuje zbyt lekko, przez co kierujący dysponuje tylko pobieżnymi informacjami o poczynaniach przednich kół.

Captiva najlepiej sprawdza się w trakcie dostojnego przemieszczania się po drogach. Obszerne fotele w połączeniu z dobrym nagłośnieniem ułatwiają delektowanie się jazdą. Prezentowany samochód otrzymał radio ze zmieniarką CD oraz ośmioma głośnikami, które producent określił mianem "DeLux". Adekwatnie do ich możliwości. Równie dobrego dźwięku nie doświadczymy w wielu droższych samochodach.

W chwili rynkowego debiutu Captiva nie kusiła niską ceną. Po dwóch latach sytuacja wygląda inaczej. Podstawowy model ze 127-konnym silnikiem diesla wyceniono na 80 800 zł. Aktualna sytuacja gospodarcza sprawia, że dealer prawdopodobnie zaproponuje potencjalnemu klientowi dodatkowy rabat lub pakiet wyposażenia dodatkowego. Za samochody o zbliżonej wielkości konkurenci żądają wyższych kwot. Szali na ich korzyść nie były w stanie przeważyć nawet obniżone ceny.

Według aktualnego cennika prezentowana Captiva jest warta 107 750 zł. W tym przypadku trudno mówić o okazji. Za podobne pieniądze można kupić Mitsubishi Outlandera albo Nissana X-traila. Wrażenia z jazdy nimi są porównywalne, ale wspomniane samochody będą traciły na wartości wolniej od Chevroleta…