Bo dawało poczucie jazdy dużym autem, niemal vanem - wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami typu miejsce na nogi, schowki, możliwość kształtowania wnętrza, a jednocześnie umożliwiało zmieszczenie się na parkingu w luki niewiele większe od potrzebnych motocyklom.
Od tamtej pory wiele się w świecie samochodowym zmieniło, ale mała, "wyłupiastooka renówka" wciąż jest wielbiona. Choć jej następcy innych marek atakują jej pozycję bardzo ostro - i skutecznie.
Skutecznie, bo absolutnie nie można powiedzieć, jakoby byli jej epigonami
Z całego świata pochodzą twórcze rozwinięcia francuskiej idei. Jak choćby Daihatsu Move, Hyundai Atos czy Opel Agila. Oczywiście, są one młodsze od Twingo i pod wieloma względami je przewyższają, ale wciąż nie są w stanie go zdetronizować jako minivana, tym bardziej że design jednobryłowy dla wielu potencjalnych klientów pozostaje szczytowym pomysłem w tej klasie.
Ale przyjrzyjmy się po kolei ich zaletom i wadom
Daihatsu jest tu przedstawicielem najbardziej "dalekowschodniej" szkoły, a więc samochodem najciaśniejszym i najmniejszym. Po prostu niemal ideał na niewyobrażalnie przepełnione ulice miast w krajach, gdzie budowa ciała przeciętnego obywatela zbliżona jest do postury pana Wołodyjowskiego.
Niemniej wciąż cztery osoby mogą w nim bezboleśnie podróżować po mieście, mając do dyspozycji przyzwoite wyposażenie i całkiem dobrą dynamikę, opłacaną stosunkowo niewielkim spalaniem (5,8 l/100 km).
Niestety, o komforcie jazdy nie bardzo da się tu mówić - foteliki są wąskie, za krótkie i za niskie, materiały zastosowane w kokpicie reprezentują delikatnie mówiąc niewysoką jakość
Za to absolutnie żadnych zastrzeżeń nie wzbudza wyposażenie wnętrza, podobnie jak podejście do możliwości swobodnego kształtowania kabiny. Mimo że samochód jest mały i dość tani (w Niemczech 18 200 DEM, w Polsce Daihatsu nie jest na razie oficjalnie oferowane), znajdziemy tu elektryczne sterowanie szyb i lusterek, centralny zamek, wspomaganie układu kierowniczego i przemyślne dodatki w rodzaju specjalnych kieszonek, nadających się np. na wożenie telefonu komórkowego.
Dość duży bagażnik daje się swobodnie powiększać, ponieważ tylne fotele są całkowiecie rozdzielone funkcjonalnie, a na dodatek dają się przesuwać w przód lub tył. Ciekawostką w tym samochodzie jest fakt, że kufra nie otwiera się przez podniesienie klapy, ale otwarcie na bok piątych drzwi.
Jak w mikrobusie
Hyundai Atos Prime to młodszy i - nie oszukujmy się - ładniejszy brat Atosa "zwykłego". Na operacji plastycznej polegającej na zgrabniejszym wymodelowaniu tyłu stracił sporo pod względem pojemności bagażnika, ale to było wliczone w koszty, jako że auto wyraźnie wyładniało.
Gorzej, że oprócz zmniejszonej przestrzeni bagażowej mamy tu do czynienia z wielkimi wystającymi półeczkami do montażu głośników. Ponadto tu składa się tylko oparcie kanapy tylnej, podłoga po jej złożeniu ma wystający stopień.
Dzielenie oparcia stanowi w tym samochodziku już opcję, podobnie zresztą jak poduszka powietrzna kierowcy czy wspomaganie układu kierowniczego. Interesujące jest tak daleko idące zubożenie wyposażenia przy jednoczesnym zachowaniu w standardzie np. elektrycznego sterowania szyb przednich.
Kabina jednak pozostała taka sama jak w większym Atosie, a więc jak na ten rozmiar pojazdu obszerna, z wygodnymi fotelami (ale jako nadmierny optymizm należy ocenić homologowanie auta na 5 osób)
Materiały przyzwoite, choć wszechobecną szarość łamie tylko oryginalne umieszczenie zegarów i nawiewów w głębokich lejkach. Najcichszy w tym porównaniu silnik nie rzuca na kolana dynamiką, ale nie jest zbytnio paliwożerny (5,7 l/100 km), poza tym jest połączony z miękko i precyzyjnie pracującą, dobrze zestopniowaną skrzynią biegów, co doskonale poprawia samopoczucie w ruchu miejskim.
Na tle konkurentów, a szczególnie Renault Twingo, trzeci z rywali, Opel Agila 1.0, wygląda niemal jak mobilny domek kempingowy z działki podmiejskiej. Auto nie jest jednak konstrukcją niemiecką, to adaptacja znanej już od 1997 Suzuki, sprzedawanej od 1998 roku w Europie pod nazwą Wagon R+.
Od czasu decyzji Opla o przejęciu tego autka do własnej palety nadal sprzedawane Suzuki przeszło lifting karoserii i kokpitu, jako że teraz elementy wyposażenia wnętrza produkowane są przez Opla.
Agila wytwarzana jest w fabryce Opla w Gliwicach, stąd też pochodziło testowe auto
Do porównania wystawiono bardzo dobrze wyposażony egzemplarz (zdecydowanie najlepiej spośród trzech dostępnych w Polsce aut), co w normalnych warunkach oznaczałoby bardzo duży wydatek (łącznie około 10 000 zł). Miał ABS, klimatyzację, dwie poduszki powietrzne i radioodtwarzacz, a także obrotomierz.
Proszę się pochopnie nie śmiać z tej ostatniej opcji (kosztuje 300 zł u Opla), bo najwyraźniej w tej niszy klasy mini obrotomierz jest urządzeniem uważanym za niepotrzebne - konkurenci nie oferują go nawet za dopłatą. W porównaniu z pozostałymi "maluchami" Agila jest nie tylko największa gabarytowo, ale też ma najobszerniejsze wnętrze.
Tu nawet czterech koszykarzy nie ma szans na styk z podsufitką (nie licząc tych z uczesaniem afro), choć już na kolana tyle miejsca nie znajdą. Niemniej dla normalnie zbudowanych przeciętnych Europejczyków miejsca jest aż nadto, choć o jakiejś specjalnej wygodzie foteli mowy już być nie może.
Są twardo obite i nie profilowane, w związku z czym ostrzejsze pokonanie zakrętu łączy się tu z łapaniem uchwytów lub kierownicy, żeby się nie zsunąć.
Ergonomia deski rozdzielczej jest tu zdecydowanie najlepsza w teście, podobnie jak materiały użyte do wykończenia
Bardzo ciekawym patentem ułatwiającym życie użytkownika jest konstrukcja tylnej kanapy. Ma ona składane tylko oparcie, choć także siedzisko jest dzielone. W chwili składania odpowiadający oparciu fragment siedzenia przesuwa się trochę w przód i opada do wysokości podłogi.
Oznacza to mniej pracy i wielkie walory użytkowe. Kompletnym nieporozumieniem jest silnik w Agili - nie dość że jest najsłabszy i absolutnie niechętny żwawej jeździe, to jeszcze najwięcej pali (6,1 l/100 km). Pozytywnie odcina się od niego skrzynia biegów - wyrób Suzuki.
Najstarsze w tym teście Twingo jest najmniejsze, właściwie nie jest nawet minivanem
Jest zdecydowanie najżwawsze, ma też najlepsze własności jezdne i najmniej pali (5,5 l/100 km). Jeśli nie liczyć okropnej kolorystyki wnętrza (straszny odcień szarości i pokrętła w kolorze brudnoczerwonym daleko odeszły od początkowej awangardy), Twingo wydaje się jak wino - im starsze, tym lepsze.
Jest jedynym w tej chwili autem na rynku, które wyposażone w elektryczne wspomaganie układu kierowniczego nie rozczarowuje "czuciem" jezdni. Mimo tylko dwojga drzwi i najmniejszego bagażnika w teście zachowuje wysoki poziom praktyczności użytkowej.
Deska rozdzielcza nadal nie wywołuje entuzjazmu, podobnie jak skuteczność układu hamulcowego, ale i tak Twingo wciąż potrafi w kilka chwil podbić serce swego użytkownika.