Projekt wnętrza i10 jest bardzo poprawny. Siedzi się wygodnie, wszystko jest na swoim miejscu, niczego nie brakuje. Wykonanie, a w szczególności użyte plastiki są kiepskie, jak... w większości aut tej klasy. Trzeba oszczędzać, aby produkt był tani. Dziwne są biały prędkościomierz (obok pozostałych wskaźników w kolorze czarnym) i włącznik spryskiwacza, który nie uruchamia automatycznie wycieraczek (!). Ale to szczegóły, które nie zmieniają faktu, że i10 ma czworo drzwi dla pasażerów i cztery pełnowymiarowe miejsca do siedzenia (z opcją przewożenia nawet pięciu osób), normalny bagażnik i typowe piąte drzwi (w przeciwieństwie do np. Citroëna C1, Toyoty Aygo i Peugeota 107) oraz duże lusterka - inaczej niż np. Fiat Panda. Silnik 1.1 wystarcza do normalnej jazdy po mieście, a na autostradzie (jeśli ktoś się tam "idziesiątką" wypuści) pozwala jechać 140 km/h. Auto przyspieszając, hałasuje, ale gdy już nabierze prędkości, dźwięk jest do zniesienia. Samochód na krętej drodze prowadzi się dobrze, zupełnie po europejsku, w każdym razie nie gorzej niż modele konkurencji. W Polsce za ok. 35 tys. zł dostaniemy i10 z "klimą", radiem, dodatkowymi halogenami oraz "elektryką" szyb i lusterek. Być może oferowana będzie także "biedniejsza" wersja bez klimatyzacji za ok. 30 tys. zł, ale sprzedawać ma się głównie bogatsza odmiana.
Hyundai i10 - Europejski maluch z Korei
Stało się! Koreańczycy zrozumieli, że to co da się sprzedać w Europie, znajdzie nabywców także w Stanach i Korei, ale w drugą stronę - już niekoniecznie. Dlatego Hyundai i10 ma wbudowane w konsolę radio z odtwarzaczem CD i RDS-em oraz wejściem AUX - to rzecz do niedawna niespotykana nawet w sztandarowych modelach koncernu.