W listopadzie 1989 roku sprzedano pierwsze Infiniti na rynku amerykańskim, na który te japońskie samochody były pierwotnie przeznaczone. Obchody jubileuszu firma rozpoczęła jednak w Europie. Od zeszłego roku Infiniti prowadzi ekspansję na rynkach Starego Kontynentu, nic więc dziwnego, że Japończycy skorzystali z nadarzającej się okazji i zaprezentowali swoje możliwości. A są one imponujące. Podczas marcowego salonu samochodowego pokazano model Essence studium luksusowego coupé, które nie tylko zachwyca estetów, lecz także przekonuje pasjonatów wyrafinowanej techniki i zwolenników ekologicznych rozwiązań. Infiniti Essence to jednak przede wszystkim piękna forma. Proporcje – długa maska, spłaszczona kabina pasażerska i krótki, zamaszysty tył – odpowiadają klasycznemu samochodowi sportowemu, ale kształty karoserii są niezwykłe. Nadwoziu o długości 4,72 m nadano płynne linie (mające kojarzyć się z pociągnięciami pędzelka w japońskiej kaligrafii), dzięki czemu auto wygląda tak, jakby wiatr ukształtował wygięcia i przetłoczenia blachy.
Próżno szukać wymyślnych szczegółów. Projektantom Infiniti Essence najwyraźniej wydały się zbędne – postawili na spójność i dekoracyjność całości. Zrezygnowano z lusterek wstecznych na rzecz kamer w przednich słupkach, a klamki zastąpiono wtopionymi w karoserię przyciskami służącymi do automatycznego otwierania drzwi.
Ta formalna dyscyplina pozwala w pełni zaistnieć nielicznym ozdobnym detalom, na które pozwolili sobie designerzy. Uwagę zwracają tylne słupki okien w kształcie fali, obramowane stalą szlachetną, i filigranowe boczne wloty powietrza, stylistycznie zainspirowane kanzashi – spinką kimona noszonego przez Japonki.Przednia szyba harmonijnie łączy się ze szklanym dachem, przez który można zajrzeć do oryginalnego wnętrza.
„Artystyczne wykonanie ręką człowieka przewyższa mechaniczną precyzję” – to twórcze kredo głównego stylisty Nissana Shiro Nakamury wydaje się pozostawać w sprzeczności zarówno z samą ideą samochodu, jak i z tradycyjnie japońską dokładnością. Wnętrze Infiniti Essence jest jednak w dużej mierze podporządkowane wizji artysty, co stało się możliwe w niejeżdżącym modelu studyjnym. Kabinę podzielono na dwie strefy – czarną dla kierowcy i utrzymaną w kolorach ziemi dla pasażera, a elementy obsługi zredukowano do niezbędnego minimum. Mimo wysiłków designerów, żeby Infiniti Essence nie wyglądało agresywnie, samochód nie tchnie łagodnością. Kto zajrzy do danych technicznych, ten będzie wiedział dlaczego. Zgodnie z duchem czasu studyjne Infiniti ma przyjazny środowisku naturalnemu napęd hybrydowy, tyle że 600 KM zapewnia potężną rezerwę mocy. Hybryda składająca się z 440-konnego, 3,7-litrowego V6 biturbo i 160-konnego motoru elektrycznego napędza tylne koła. Producent wprawdzie nie podaje, jak szybko ani jak dynamicznie można by pojechać modelem Infiniti Essence, ale szacuje za to przeciętne spalanie na 8 l na 100 km. Zwraca także uwagę, że silniki mogą pracować razem lub każdy z osobna, dzięki czemu na obszarach miejskich możliwa jest wolna od emisji spalin, czysto „elektryczna” jazda.
Tak wyrażona esencja wizjonerstwa designerów i inżynierów Infiniti jest dla fanów samochodów łatwa do zaakceptowania – nie tylko od święta.