Mało tego, nowy model sprawia wrażenie, jakby ludzie skupieni wokół głównego inżyniera Micka Mohana wymyślili pojęcie brytyjskiej limuzyny zupełnie na nowo. Optyka, technika, spasowanie elementów we wnętrzu, właściwości jezdne i bezpieczeństwo - w tych wszystkich dziedzinach XF ma wyznaczać nowe standardy. Tak przynajmniej zapewniają jego pewni siebie konstruktorzy. Wiadomo także, z kim przyjdzie XF-owi walczyć. Główny konkurent nazywa się..."ABM", czyli Audi A6, BMW serii 5 oraz Mercedes klasy E. Po pierwszych jazdach musimy szczerze przyznać, że "wielka trójka" powinna potraktować próbę ataku "Jaga" całkiem serio. Zewnętrznie samochód urósł w stosunku do S-Type'a o 6 cm na długości i szerokości i tylko o 1 cm na wysokość. W efekcie auto ma sportową, płaską sylwetkę, która świetnie współgra z charakterem dzikiego kota i wyróżnia samochód na tle wymienionych konkurentów. Tak naprawdę XF chce być 4-drzwiowym coupé, więc do grona rywali powinniśmy zaliczyć także Mercedesa CLS-a. Designerzy koncernu chcieli jednak, by auto było zdecydowanie bardziej dynamiczne. Dlatego też tył przypomina Astona Martina, a przedni grill... wlot powietrza do silnika odrzutowego.Kto otworzy drzwi, ten od razu zauważy delikatną skórę, którą obszyte są siedzenia, boczki drzwi, a nawet wierzch deski rozdzielczej. Wszystko oczywiście seryjne! Włączamy zapłon i pierwszy bieg: przycisk START/STOP zaczyna pulsować światłem - zbędny, ale bardzo miły gadżet. Pod przednią maską może kryć się diesel lub jedna z 3 jednostek benzynowych. W naszym aucie od razu wyczuliśmy najmocniejszy, 416-konny, doładowany motor V8. Pierwsze wrażenie: układ jezdny, który współpracuje z takim silnikiem, poradzi sobie ze wszystkim. Przy rozruchu wychodzi na jaw jeszcze jedna specjalność XF-a - pokrętło Drive Selector (sterujące automatyczną skrzynią) bezszelestnie wysuwa się z centralnego panelu. Aluminiowy przycisk jest niewiele większy od wielofunkcyjnych urządzeń znanych z niemieckich limuzyn (np. MMI w Audi czy iDrive w BMW). Tyle, że tu ma naprawdę sens, bo zastępuje całkowicie dźwignię zmiany biegów - wybierane przez kierowcę polecenia drogą elektroniczną docierają do przekładni (biegi można zmieniać też łopatkami przy kierownicy). Jaguar cicho i bardzo delikatnie zabiera się do pracy, a elektrycznie regulowane przednie fotele wygodnie otulają kierowcę i jego pasażera. Na 20-calowych "łapach" auto dostojnie toczy się przed siebie, a silnik V8 (znany z XKR-a) jest prawie niesłyszalny. Oczywiście, sielanka trwa do momentu, dopóki kierowca nie wciśnie mocniej gazu - 560 Nm przenoszonych na tylną oś rozpędza ważące 1,9 tony auto w 5,4 s do "setki". Efektem dodatkowym jest "krzyk" wydobywający się spod maski, spowodowany pracą mechanicznej sprężarki, która tłoczy powietrze do 8 komór spalania poprzez 16 zaworów dolotowych. Układ jezdny w żadnej drogowej sytuacji nie wydaje się przeciążony. Każda próba wyprowadzenia samochodu z równowagi kończy się natychmiastową reakcją wszystkich możliwych elektronicznych "aniołów stróżów". Nawet Understeer Control Logic, który poprzez ingerencję w pracę silnika i układu hamulcowego utrzymuje auto w wypadku podsterowności na właściwym torze, jest w wyposażeniu seryjnym. Oczywiście, system działa, gdy rozwijana prędkość nie przekroczy pułapu, w którym zwyciężą prawa fizyki. Wtedy pasażerom pozostaje tylko zdać się na... komplet poduszek powietrznych. Ale klasyczny "angielski lord" chce po prostu jeździć, a nie tylko gnać ślepo przed siebie, więc silnik Diesla (pochodzący ze współpracy z PSA; oczywiście, z filtrem cząstek stałych) wydaje się tu równie dobrym wyborem. Producent obiecuje średnie spalanie oleju napędowego na poziomie 7,5 l/100 km - przy 2 razy mocniejszej wersji benzynowej potrzeba będzie aż 12,6 l/100 km. Podczas przyjemnego "wożenia się" XF-em docenimy także świetny, dopasowujący się do prędkości układ kierowniczy, duży, zapewniający należyty komfort rozstaw osi czy prostą obsługę urządzeń pokładowych.
Jaguar XF - Jaguar ostrzy pazury
Każdego dnia gazety mogą przynieść wiadomość, że Jaguar nie należy już do Forda i ma nowego właściciela. Ale w firmie najwyraźniej nic sobie z tego nie robią i praca całą parą idzie do przodu.