Logo
TestyTesty nowych samochodówLamborghi Diablo 6.0 GT vs. Kawasaki Ninja ZX-12R - Diabelski wyścig

Lamborghi Diablo 6.0 GT vs. Kawasaki Ninja ZX-12R - Diabelski wyścig

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki

Manetka gazu jest tylko lekko przekręcona. Silnik przyjemnie pomrukuje, amaszyna toczy się po asfalcie tak spokojnie, jakby szybowała do nieba. Amoże jednak w kierunku piekła?

Krótkie spojrzenie na prędkościomierz i już wiemy dlaczego: strzałka wskazuje 200 km/h.

Już kilka sekund na autostradzie uświadamia, z jak wielką mocą mamy do czynienia

Dotychczas najmocniejszy seryjnie produkowany motocykl: Kawasaki Ninja ZX-12R ma 178 KM. To więcej niż potrzeba 1,5-tonowej limuzynie. Czterocylindrowe Kawasaki waży jednak z pełnym bakiem zaledwie 245 kg. Oznacza to, że na każdego konia mechanicznego przypada tylko 1,38 kg. Kierowcy nie da się odciągnąć od takiej maszyny.

To tak jakby zabronić diabłu palić

Tylko najszybszy seryjnie produkowany samochód na świecie ma szansę dotrzymać takiego tempa: to Lamborghini Diablo 6.0 GT. Najbardziej bezkompromisowy i radykalny brutal na czterech kołach.

Tam, gdzie Ferrari stawia na estetykę i zmysłowe okrągłości, Lamborghini pokazuje nieokiełznane konie mechaniczne. Jedynie jazdy po mieście Lamborghini boi się jak diabeł święconej wody.

Nawet spokojna jazda przypomina lawinę przetaczającą się po ulicy. W porównaniu z ognistym Lamborghini srebrne Kawasaki sprawia dość oziębłe wrażenie.

Potężny dwunastocylindrowy silnik Diablo GT osiąga 575 KM

Można powiedzieć, że to ogromna moc, lecz każdy koń mechaniczny musi sobie poradzić z 2,66 kg. To prawie dwa razy więcej niż w przypadku Kawasaki. Nie ma jednak problemów z przejawami piekielnej mocy. Wystarczy lekkie naciśnięcie gazu, by dwunastocylindrowe Diablo pomknęło z szatańską siłą.

Już po 4,7 sekundy przekroczona zostaje granica 100 km/h. 9,1 sekundy później jest się już przy 200 km/h. Już przy tej prędkości, dużo niższej od prędkości maksymalnej przekraczającej 300 km/h, pomarańczowe Diablo przypomina wyglądem bojowy odrzutowiec, lecący na małej wysokości.

Kierowca, rozdarty pomiędzy strachem a zachwytem, nie wie, czy ma jeszcze przyspieszać, czy też powinien już hamować. Monstrualny silnik za plecami zachęca, aby zwiększyć tempo, cichy głosik rozsądku w głowie szepcze, że już wystarczy.

Ile by jednak kierowca Lamborghini nie dodawał gazu - poniżej prędkości 300 km/h nie dogoni Kawasaki

Przyspiesza ono tak, jakby nie istniały żadne prawa fizyki. Niewinne dodanie gazu - motocykl rusza jakby wystrzelony z procy. W porównaniu z tym lot odrzutowcem jest diabelnie nudny.

Ledwo kierowca zdąży wrzucić pierwszy bieg i puścić sprzęgło, ZX-12 mknie już 100 km/h (po 2,7 sekundy). 7,1 sekundy wystarcza na osiągnięcie 200 km/h. Dalej Kawasaki rozpędza się tak swobodnie, jakby prędkość maksymalna wynosiła nie 308 a 408 km/h. 400 km/h?

Być może jest to następny cel? Już 300 km/h to zdecydowanie więcej niż potrzeba. Tej prędkości nie da się przetrwać na motocyklu w pozycji siedzącej. Kierowca musi przytulić się do maszyny i schowany za małą szybką stawiać opór nadciągającemu sztormowi.

Wokół hełmu kierowcy wieje prawdziwy orkan. Mięśnie karku sztywnieją, czaszka zaczyna wibrować. Krótkie spojrzenie na barierkę oddzielającą pasy autostrady po lewej i ciężarówkę po prawej i dalej w szalonym tempie do przodu.

O wymijaniu i szybkich reakcjach można już zapomnieć

W przeciwieństwie do Lamborghini tu tak duża prędkość jest prawdziwym szaleństwem. Mimo wszystko nie prędkość maksymalna przekraczająca 300 km/h jest najistotniejszym zagrożeniem. Największe ryzyko związane jest z szalonym przyspieszeniem.

W przeciągu chwili możliwe jest osiągnięcie każdej prędkości. Dla Kawasaki i jego diabelskiego brata prędkość 100 km/h to jak stanie w miejscu. Te pojazdy są jakby z innego świata, w którym chmury mkną po niebie, dzień łączy się z nocą, a dzieci bawią się meteorytami.

Nawet na dużo lepszych od polskich drogach zbyt długie naciskanie gazu może się skończyć koniecznością interwencji policji, pogotowia. Zakręty, nawierzchnie dróg nie są przystosowane do tak wielkich prędkości. Ludzie i ich reakcje zresztą też nie.

Podsumowanie

Nigdy dość mocy - słowa te nie mają już zastosowania

Nawet podczas kilkusekundowej jazdy z prędkością 300 km/h cały czas towarzyszy strach. Diabelska jazda lub raczej lot ma więc wiele wspólnego z pracą sapera. Lęk przeplatający się z zachwytem, a jednocześnie ze świadomością, że jeden fałszywy ruch i ...

Ciśnienie tętnicze wzrasta do wartości "600 na 300", czoło opływa potem, każdy mięsień ciała napięty do granic możliwości, a skupiona mina kierowcy przypomina twarz wściekłego mordercy. Można zapytać: po co? Tu nie liczy się szpan, wszystko po to by podnieść poziom adrenaliny!

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki
Powiązane tematy: