We wnętrzu niewielkiego Mitsubishi zmieszczą się cztery dorosłe, nawet wysokie osoby. Gorzej będzie z ich bagażem, bo kufer ma pojemność zaledwie 186 litrów. Na jakość wykonania nie można narzekać, chociaż materiały wykończeniowe są do bólu skromne. Deska rozdzielcza tchnie nudą, ale jest prosta w obsłudze. Jedynie przycisk sterowania komputerem pokładowym umieszczono nielogicznie, obok radia, w miejscu utrudniającym znalezienie go.
Oszczędną jazdę zapewniać mają: silnik z systemem automatycznego wyłączania i ponownego uruchamiania, "inteligentny" alternator, zmienione przełożenie główne oraz opony o obniżonych oporach toczenia. Jak się to sprawdza w praktyce? System Stop&Go działa niezbyt subtelnie. Po każdym automatycznym zatrzymaniu ponowne uruchomienie silnika trwa długo, towarzyszy mu donośne jęczenie rozrusznika, a przez pierwsze sekundy pracy jednostce napędowej brakuje wigoru.
W upalne dni, gdy włączona była klimatyzacja, nawiew i radio, elektronika monitorująca stan naładowania akumulatora nie dopuszczała do automatycznego wyłączania napędu. Korzyści widać głównie podczas spokojnej jazdy miejskiej, w takich warunkach auto zużywa wtedy o ok. litr paliwa na 100 km mniej niż wersja bez ekododatków.
Pod względem prowadzenia i komfortu jazdy Colt to najwyżej średniak w swojej klasie. Nie jest ani szczególnie wygodny, ani nie zapewnia sportowych właściwości jezdnych. Elektrycznie wspomagany układ kierowniczy utrudnia wyczucie auta, a w trakcie pokonywania łuków wysokie nadwozie mocno się przechyla.
Mitsubishi Colt Clear Tec kosztuje 42 990 zł, czyli o 2000 zł więcej niż wariant standardowy. Oszczędzanie odbywa się kosztem bezpieczeństwa: auto ma tylko dwa airbagi, ESP (ASTC) w tej wersji nie jest dostępne nawet za dopłatą.