Nadwozie to największy atut Lancera. Jego uroda nie podlega dyskusji, podobnie zresztą jak przyzwoita ilość miejsca dla pasażerów. Wszystkie elementy dobrze spasowano, choć widać, że oszczędzano na materiałach – plastiki są nieprzyjemne w dotyku, a w środku auto prezentuje się gorzej niż na zewnątrz. Szkoda tylko, że trudno znaleźć wygodną pozycję za kierownicą regulowaną tylko w jednej płaszczyźnie.
Silnik 1.5 to w przypadku tego modelu optymalny wybór. Oczywiście, napędzany nim Lancer i tak jeździ znacznie wolniej, niż można by sądzić po jego wyglądzie, ale przynajmniej na stacji benzynowej nie wywołuje szoku. Można uzyskać spalanie ok. 8,5-9 litrów na 100 km bez konieczności rezygnowania z dynamicznej jazdy.
To znacznie mniej niż w takich samych warunkach spaliłby wariant z silnikiem 1.8, który jest najchętniej kupowaną wersją tego modelu na polskim rynku.
Układ jezdny Lancera to kolejny argument przemawiający za tym, żeby nie wybierać odmian z mocniejszymi silnikami – oczywiście, nie licząc grającej w zupełnie innej lidze wersji Evo 10. Charakterystyka prowadzenia nie licuje ze sportowym wyglądem auta. Samochód przeciętnie radzi sobie na łukach, a wyraźna podsterowność ogranicza przyjemność z prowadzenia.
To auto dla statecznych kierowców, a nie dla niedzielnych rajdowców. Co ciekawe, niepozorna z wyglądu poprzednia generacja modelu prowadziła się pewniej. No cóż, w życiu nie można mieć wszystkiego.
Na szczęście powyższa zasada nie dotyczy wyposażenia testowanej wersji Invite – obejmuje ono m.in. ABS, ESP (ASTC), przyzwoite radio z CD i MP3 sterowane z kierownicy oraz komplet elektrycznie sterowanych szyb.