Projektanci strony internetowej pięciodrzwiowego Renault Clio za najważniejszy w hierarchii cech modelu uznali design, a tuż za nim w menu znalazł się komfort wnętrza. Jak na dzisiejsze standardy auto wyróżnia się dużą powierzchnią szyb bocznych. To rzeczywiście wpływa na komfort, poczucie swobody, a zapewniając dobrą widoczność – na mniejsze zmęczenie kierowcy i ogólną przyjemność podróżowania.
Idźmy jednak dalej za wskazówkami. Po kliknięciu na kolejną pozycję menu można obejrzeć wnętrze z zaznaczonymi ciekawymi elementami wyposażenia. Widać np. regulator i ogranicznik prędkości, automatyczną klimatyzację – ani jedno, ani drugie nie znalazło się w naszym testowanym Renault Clio w wersji Alizé, więc podążamy dalej.
Druga odsłona wnętrza kusi „plusikami” na fotelach. „Odkryj wysoką jakość wykończenia” – głosi podpis. Zatem odkrywamy, oczywiście w naszym testowym aucie. Twarde, plastikowe boczki drzwi, niezbyt miłe w dotyku obicia foteli. Znamy przyjemniej wykończone pojazdy tego segmentu. Kolejny opis na stronie Clio: „Nowe Renault Clio jest uznawane za jeden z najbardziej komfortowych samochodów w segmencie...” – nie jest napisane przez kogo, ale czytamy dalej: „...dotyczy to zarówno miejsc z przodu, jak i z tyłu”.
Nie wiemy, jakimi kryteriami oceniano ów wysoki komfort, ale pasażerów, gdy już wsiądą do auta, nie da się oszukać. O ile z przodu można usiąść wygodnie (jeśli kierowca nie będzie za wysoki, bo kierownica ma regulację tylko na wysokość), o tyle na tylnej kanapie miejsca jest zwyczajnie mało. Co więcej: gdy prowadzący maksymalnie odsunie fotel, to pasażer za nim nie zdoła nawet wcisnąć stóp.
Skoro rozbieżności między reklamą a rzeczywistością okazały się tak znaczne, zostawmy (skądinąd udaną) stronę internetową nowego Renault Clio i zajmijmy się wyłącznie prawdziwym autem oraz jego cechami. Wizualnie samochód nie ma się czego wstydzić, a ubocznym efektem liftingu jest podobieństwo przodu do „twarzy” Twingo. „O, jaki podobny z przodu do Twingo” – to najczęstsza reakcja na nasze niebieskie Renault.
Do plusów nowego Renault Clio zaliczamy przyzwoitą ilość miejsca nad głowami pasażerów z tyłu, a także ustawny jak na swoją pojemność bagażnik.Przydałoby się więcej mocy, ale jest nieźle jak na najsłabszą wersję. Nasza „testówka” za 42 450 zł nie miała co prawda najsłabszego silnika w gamie, jednak w testowanej wersji wyposażenia 75-konne 1.2 to najmniejszy motor.
Gdy na pokładzie Renault Clio przebywa tylko kierowca, jazda po mieście nie sprawia kłopotów. Jednak pierwsza podróż z kompletem pasażerów podpowiada, że ten motor mógłby być mocniejszy. Po przesiadce do przeciętnie żwawego kompaktu poczuliśmy się jak w sportowej rakiecie – to potwierdza, że dynamika Clio jest niewielka. Pasuje do niej miękko zestrojone resorowanie, co jest dobrą wiadomością, biorąc pod uwagę tempo remontów dróg.
Na deser rodzynek w tym francuskim cieście: układ kierowniczy. Zupełnie jak w poprzedniej generacji Mégane’a – wrażenia z prowadzenia sztuczne, a co jakiś czas czuje się niepotrzebną ingerencję elektroniki w siłę wspomagania, co utrudnia wyczucie drogi. Co ciekawe, obecny Mégane nie ma tej przypadłości. Poprawcie też Clio. Przecież potraficie!
Podsumowanie
Mam nieodparte wrażenie, że nowe Renault Clio „Samochód Roku 2006” mimo liftingu nadal pozostaje nieco rozdmuchany. Zbyt wiele tu rzeczy, które można by poprawić. Jedne trudniej, jak np. ciasnotę na tylnej kanapie, inne łatwiej, jak chociażby utrudniające wyczucie drogi wspomaganie kierownicy. Niewątpliwy plus Clio to wysoki komfort podróżowania.