- Pewne modele najlepiej omijać je szerokim łukiem. Po 300 tys. km są warte niemal zaledwie tyle, ile paliwo w ich baku
- Im młodszy model, tym większe ryzyko, że po 300 tys. km jego dalsza eksploatacja będzie przysparzać problemów
- Zawsze przed kupnem należy do ceny pojazdu dodać koszt niezbędnych zabiegów usprawniających
Żeby dobrze sprzedać samochód, którym ktoś – bez nadmiernego rozczulania się – przejechał 300 tys. km, należy trochę zainwestować. Trzeba wymienić skórę na kierownicy, podmalować odbarwione plastiki, niekiedy wymienić kawałek pianki w fotelu czy pasek materiału, wszystko dobrze wyprać, umyć i nabłyszczyć. Potem cofa się licznik w zależności od tego, jakie wrażenie robi odpicowany samochód: czasem o kilkadziesiąt tys. km, a czasem o połowę. Niestety, odświeżone auto technicznie jest już mocno zużyte i niecałkiem godne zaufania, a do tego po stosunkowo krótkim czasie nabłyszczacze przestają działać i wychodzi na jaw "zmęczony" wygląd.
Nie ma tu żadnej reguły, ponieważ po tak dużym przebiegu wszystkie najbardziej awaryjne i naturalnie zużywające się podzespoły były wymienione lub regenerowane co najmniej raz. Ponadto co innego 300 tys. km przejechane w trasie (wówczas nawet specjalne zabiegi odmładzające nie są specjalnie potrzebne), a co innego po dziurach i w mieście.
Najgorsze są takie usterki, których nie da się usunąć bez pomocy specjalisty i przy użyciu używanych części. Powiedzmy to wprost: w przypadku starego pojazdu bezpieczniejszym finansowo autem jest benzyniak niż diesel – chyba że jest to diesel naprawdę starej daty, pozbawiony większości drogich w obsłudze rozwiązań. Ani pompy wtryskowej, ani wtryskiwaczy sterowanych elektronicznie nie naprawicie sami, a naprawy tych podzespołów kosztują zwykle nie setki, lecz tysiące złotych.
Pewne modele – najlepiej omijać je szerokim łukiem – po 300 tys. km są warte niemal zaledwie tyle, ile paliwo w ich baku. Weźmy starego diesla VW 2.5 V6: zwykle nawet przed osiągnięciem 300 tys. km rozpadają się w nim głowice, pompa wtryskowa, napęd pompy olejowej – łatwiej wymienić części, które się nie psują.
Albo Audi A6 Allroad: do problemów z napędem dochodzą kłopoty z pneumatycznym zawieszeniem – oto powód, czemu te auta są takie tanie. Dla kontrastu przykład starego Golfa 1.6 z ubogim wyposażeniem – po 300 tys. km jest gotów na kolejne wyzwania.
Wbrew pozorom bardzo wiele powie wam o aucie (oczywiście, poza wyglądem nadwozia, komory silnika i podwozia) jazda próbna. Jeśli samochód sprawia wrażenie zwartego, silnik i nadwozie nie wydają podejrzanych odgłosów, nie widać powodów do natychmiastowych wydatków, które uczynią ten zakup bezsensownym, i model nie jest przysłowiową "miną" – to można brać.
Zawsze jednak przed kupnem należy do ceny pojazdu dodać koszt niezbędnych zabiegów usprawniających: jeśli ten rachunek się zgadza, to w porządku. Niejedno bowiem auto po 300 tys. km nadaje się tylko na złom.
- W starych samochodach bez osprzętu wymagającego stosowania oleju o specyficznej (np. niskiej) lepkości można zastosować olej o dużej lepkości wysokotemperaturowej (np. 10W-60 zamiast np. 10W-40). Taki olej wyciszy silnik, ograniczy wycieki i zwiększy ciśnienie smarowania rozgrzanej jednostki.
- Stosowanie zagęszczaczy oleju typu "doktor silnika" jest bardzo ryzykowne. Nie sposób przewidzieć, jakie parametry będzie miała mieszanina powstała z połączenia oleju silnikowego z takim zagęszczaczem – producenci tych środków nie podają, jak zmienia się lepkość oleju po dodaniu zagęszczacza i na ile zależy ona od jego ilości.
- Wymiana oleju na środek o wyższej lepkości nie oznacza, że należy stosować olej mineralny (gorszej klasy) zamiast syntetycznego! Przeciwnie – im wyższą jakość ma środek smarny, tym lepiej znosi pracę w wyeksploatowanej jednostce napędowej.
- Oleje o niskiej lepkości, czyli "rzadkie" (np. 0W-20, 5W-30), co do zasady charakteryzują się wytwarzaniem cienkiego filmu olejowego, który może nie chronić części zużytego silnika w wystarczającym stopniu.
Uwaga: zanim zdecydujecie się na zmianę oleju z powodu spalania go i dymienia na niebiesko, postarajcie się zdiagnozować usterkę. Wymiana np. uszczelniaczy zaworowych nie jest droga, a często rozwiązuje problem.
Im młodszy model, tym większe ryzyko, że po 300 tys. km jego dalsza eksploatacja – nawet przy użyciu części kupionych przez internet – nie będzie opłacalna. Coraz częściej nie wystarczy prosta wymiana podzespołów. Trzeba je skalibrować, ustawić i zaprogramować elektronicznie, by działały. Albo cały silnik poddać obróbce, żeby założyć nowe części – a to oznacza koszty.
Galeria zdjęć
Oto auto, którego nie opłacało się już picować. Przebieg? Ok. 300 tys. km, ale gromadzeniem papierów właściciel dawno przestał zawracać sobie głowę. Widać korozję, wnętrze ma przetarcia, pęknięcia i braki. To taki stan, że przebieg przestaje mieć znaczenie. Liczy się umiejętność oceny: jak długo jeszcze da się pojeździć?
Rzadki widok w komisach samochodowych: najczęściej tak zużyte kierownice maluje się albo obszywa, by odmłodzić auto
W rzadkich przypadkach farbka schodzi z kierownicy po niewielkim przebiegu. Z reguły następuje to w trzeciej „setce”
Usterki wnętrza: trudno je naprawić niskim kosztem, lepiej się przyzwyczaić
Taka korozja w aucie z przebiegiem 300 tys. km to norma i – w większości przypadków – nie ma się co nią przejmować. Szkoda pieniędzy! Ważniejszy jest stan progów i ramy
Zardzewiałe śruby? W praktyce utrudniają lub całkiem wykluczają naprawę we własnym zakresie, jednak dla warsztatu to żaden problem
Co robić, gdy oryginalny wydech jest drogi? Są warsztaty, które mają wybór zamienników, a w razie potrzeby dopasują tłumik od innego auta. Nie będzie ładnie, za to tanio
Pod warstwą starego zabezpieczenia gromadzi się woda i powoduje korozję. Wizję naprawy oddali wyczyszczenie miejsca, nałożenie podkładu reaktywnego, a na niego – „baranka” w spreju
Korozja przykręcanych elementów (np. przednich błotników): jeśli nie przeszkadza wam ze względów estetycznych, nie trzeba się spieszyć z naprawą, tym bardziej że najtańsze zamienniki blacharskie nie gwarantują trwałości naprawy. Znacznie lepszy efekt dają... używane elementy oryginalne – byle były proste i niezardzewiałe. Doraźnie można spowolnić postępowanie korozji poprzez nałożenie na nią podkładu reaktywnego
Cieknie, a czas na przegląd? Trzeba umyć! Na niewielkie wycieki pomagają specjalne oleje do starszych aut, ale nie zawsze da się uniknąć naprawy
Dymienie z rury wydechowej nie zawsze jest spowodowane zużyciem silnika – może być to problem osprzętu
Niektóre firmy proponują specjalne oleje do aut po większym przebiegu. 100 tys. km to jednak – naszym zdaniem – za wcześnie
Dbasz o auto? Po większym przebiegu warto zastanowić się nad zmianą oleju. Alternatywy są różne (lepiej zasięgnąć porady mechanika, bo silniki mają różne wymagania): specjalny olej do starszych aut hamujący wycieki albo np. olej o większej lepkości niż dotychczas
Klimatyzacja jest tania w obsłudze, dopóki serwis polega na wymianie lub uzupełnieniu czynnika chłodniczego oraz wymianie filtrów. Każde wycie wiąże się już z kosztowną diagnostyką, wymianą części oraz osuszacza – zwykle w serwisie zostawicie kilkaset zł. Zwlekanie z naprawą niezbyt się jednak opłaca – kompresor pracujący na sucho z reguły się zaciera, a to droga część. Nowy kosztuje nawet kilka tys. zł, a używany i sprawny na tyle, by dało się go zamontować – przeważnie nie mniej niż tysiąc. Oczywiście, zawsze można klimatyzację odłączyć i traktować ją tak, jakby nie istniała, ale czy naprawdę o to chodzi?
Im młodszy model, tym większe ryzyko, że po 300 tys. km jego dalsza eksploatacja – nawet przy użyciu części kupionych przez internet – nie będzie opłacalna. Coraz częściej nie wystarczy prosta wymiana podzespołów. Trzeba je skalibrować, ustawić i zaprogramować elektronicznie, by działały. Albo cały silnik poddać obróbce, żeby założyć nowe części – a to oznacza koszty.