- Na rynek właśnie wchodzi nowy Thermomix TM7, jeszcze droższy od dotychczasowego modelu TM6
- Thermomix to tzw. multicooker, uniwersalne narzędzie kuchenne do obróbki mechanicznej i cieplnej
- Wysoką cenę urządzenia ma usprawiedliwiać to, że może ono zastąpić większość narzędzi kuchennych
- Nowego Thermomixa można kupić na korzystnie oprocentowane raty – kredyty na używane samochody są droższe
- Dlaczego użytkownicy kochają Thermomixa?
- Pierwszy Thermomix trafił na rynek w 1980 roku
- Thermomix TM7 kontra TM6: tym nowy model różni się od poprzednika
- Auto w cenie Thermomixa: jak wyglądają oferty
- Jeśli decyduje rozsądek
- Auto, którym na obiad zawieziesz całą rodzinę
- Kabriolet zamiast Thermomixa
- Czerwone skóry i cztery gary w cenie jednego garnka
- Maluch Elegant: kiedyś byłby za darmo
- Rodzinne kombi za grosze
- BMW w cenie Thermomixa: lepiej dokładnie czytać opis
- Nowy pojazd za cenę Thermomixa? To też możliwe
Niemal 7 tys. złotych za urządzenie, które jest połączeniem elektrycznego garnka z mikserem i z elektroniczną książką kucharską – to brzmi jak rozbój w biały dzień. Ale lepiej nie mówić tego głośno, bo Thermomix ma od lat wierną rzeszę zdeklarowanych zwolenników. Thermomix to urządzenie zaliczane do tzw. multicookerów, czyli robotów kuchennych z funkcją gotowania. Na czym polega więc magia tego urządzenia i za co klienci są gotowi aż tyle zapłacić?
Przeczytaj także: 80 tys. zł lepiej wydać na relatywnie luksusowe Audi A4 czy wielką Skodę Superb?
Dlaczego użytkownicy kochają Thermomixa?
Wielką zaletą Thermomixa jest to, że prowadzi użytkownika "za rączkę", przez cały proces przygotowania potrawy. Wystarczy tylko zrobić zakupy wskazane w przepisie, a następnie postępować zgodnie z instrukcjami wyświetlanymi przez urządzenie i efekt jest w zasadzie gwarantowany. Zwolennicy Thermomixa twierdzą, że pozwala on oszczędzać czas (bo proces przygotowania potrawy jest rzeczywiście technologicznie dopracowany), pieniądze (bo gotowanie jest tańsze niż kupowanie gotowych potraw), no i że kwestia wysokiej ceny jest dyskusyjna, bo taki sprzęt może zastąpić większość akcesoriów kuchennych. Przeciwnicy argumentują, że ktoś, kto ma pojęcie o gotowaniu i ma podstawowe przybory kuchenne, może gotować szybciej, bardziej kreatywnie no i przede wszystkim także w bardziej rodzinnych ilościach, bo podstawowe naczynie ma zaledwie 2,2 litra pojemności – dla singla czy dla pary to wystarczy, ale dla większej rodziny, już nie.
Z Thermomixem jest trochę jak z multitoolem – niby zastępuje wiele narzędzi i ułatwia życie, ale jak ktoś zna się na rzeczy, to raczej woli mieć osobno śrubokręt, osobno kombinerki i osobno brzeszczot. To, co jest zaletą Thermomixa, jest jednocześnie jego największą wadą – kiedy chcemy skorzystać z funkcji blendera, to nie możemy używać urządzenia jako garnka.
Pierwszy Thermomix trafił na rynek w 1980 roku
Thermomix to nic nowego, pierwsze wersje tego urządzenia pojawiły się na rynku na początku lat 60.. Niemiecka firma Vorwerk oferowała je pod nazwą Universalküchengerät VKM5 – bez zmiany nazwy nie było szans na światowy sukces. Pierwotnie sprzęt miał pomagać przede wszystkim przy przygotowywaniu zup. W 1971 r. zadebiutował pierwszy Heizmixer VM 2000, czyli blender z możliwością podgrzewania zmiksowanej zawartości naczynia. W 1980 r. pojawiło się pierwsze urządzenie sprzedawane pod nazwą Thermomix, które wyposażono dodatkowo w przystawkę do gotowania na parze – tak jak współczesne Thermomixy. Najnowszy model to TM7, na razie można kupić wyłącznie w przedsprzedaży, pierwsze urządzenia mają trafiać do klientów w połowie kwietnia. Do mediów trafiły relacje z pokazów premierowych – oglądając je, trudno uwierzyć, że urządzenie kuchenne może wzbudzać aż taki entuzjazm.
Thermomix TM7 kontra TM6: tym nowy model różni się od poprzednika
Model TM7 wygląda zupełnie inaczej od poprzednika, czyli modelu Thermomix TM6. Teraz obudowa jest czarna, złośliwi twierdzą, że nowe naczynie wygląda jak urna na prochy. Poza tym "lifting", a w zasadzie zmiana modelu, przypomina to, co znamy z rynku motoryzacyjnego: urządzenie dostało jeszcze większy wyświetlacz (10 cali zamiast 6,8 cala), zlikwidowano fizyczne pokrętło-przycisk, dodano podświetlenie LED, zwiększono moc (2kW zamiast 1,5 kW), nowy model ma też znacznie większe naczynie do gotowania na parze (to zapewne odpowiedź na zarzuty, że Thermomix nie nadaje się dla większych rodzin), jest lepiej wyciszone od poprzedniej wersji, a naczynie ma teraz izolację termiczną. Nowy Thermomix ma też "Tryb Otwartego Gotowania" – czyli może działać jak normalny garnek, pozwalający na gotowanie bez pokrywy i z wyłączonymi nożami blendera, dzięki czemu można podczas gotowania zaglądać do garnka, samodzielnie dodawać składniki czy przyprawy. Kolejną innowacją ma być "inteligentne ważenie" – TM7 ma odznaczać w przepisie wagę dodawanych składników. W nowej wersji udoskonalona ma być też elektroniczna książka z przepisami Cookidoo, przepisy będzie można przesyłać do urządzenia wprost z telefonu, a poprzez aplikację na smartfonie będzie można zdalnie monitorować proces gotowania. No i oczywiście zmieniono też kształt "kopystki", czyli łopatki do mieszania w kultowym garnku, nazwaną, nie wiedzieć czemu, jak przyrząd do czyszczenia końskich kopyt z łajna i błota.
Przeczytaj także: Przejechaliśmy 100 tys. km japońskim SUV-em, a później go rozkręciliśmy. Faktycznie jest taki pancerny?
Auto w cenie Thermomixa: jak wyglądają oferty
Skoro już wiecie, czego można się spodziewać po najnowszej wersji Thermomixa, zobaczmy, co za jego równowartość można kupić na rynku motoryzacyjnym, dla uproszczenia w cenie ok.6,5-7 tys. złotych. W największym serwisie z ogłoszeniami motoryzacyjnymi w Polsce, czyli na OTOMOTO.pl, po wpisaniu kryteriów "cena: 6500-7000 zł" i status pojazdu "bezwypadkowy", "zarejestrowany w Polsce", "przebieg do 250 tys. km", z ok. 240 tys. aktywnych ogłoszeń o sprzedaży aut osobowych, uzyskaliśmy zaledwie 143 trafienia. Czyżbyśmy byli zbyt wybredni? Jeśli zrezygnujemy z dodatkowych kryteriów, pozostawiając tylko przedział cen, liczba propozycji rośnie nam do 1147 sztuk. Wróćmy jednak do ambitniejszych kryteriów – w końcu nie chcemy porównywać nowego, czarnego, eleganckiego Thermomixa TM7 z autem powypadkowym, czy skrajnie wyeksploatowanym. Przy tak ustawionych kryteriach wyszukiwania w wynikach dominują auta miejskie, jest też trochę kompaktów, większe auta to rzadkość. Nic w tym dziwnego, bo auta klasy średniej pokonują z reguły większe przebiegi. Oto kilka przykładowych fert.
Jeśli decyduje rozsądek
Według deklaracji sprzedającego (osoba prywatna) auto (Toyota Yaris, rocznik 2003, przebieg 170 300 km) miało trzech właścicieli (dwóch w Polsce), ma sprawną klimatyzację, wymienione sprzęgło, a nawet rozrząd, mimo że w tym modelu jest on łańcuchowy. Ma mieć kilka wgniotek, ale żadnych śladów poważniejszych kolizji czy wypadków. To wersja z litrowym silnikiem o mocy 65 KM, z manualną skrzynią biegów. Yaris tej generacji uchodzi za auto solidne i bardzo oszczędne, chociaż w tym wieku już dosyć podatne na korozję. Na zdjęciach auto wygląda na w miarę czyste i zadbane, choć do stanu perfekcyjnego sporo mu brakuje. Ale jako samochód do miasta, na zakupy, czy żeby skoczyć szybko na kebaba – czemu nie!
Auto, którym na obiad zawieziesz całą rodzinę
Jeśli dla kogoś Yaris jest za mały, to za podobną kwotę można też kupić znacznie większego Forda Focusa C-Maxa z tego samego rocznika. Nad przyszłością tego egzemplarza zbierają się jednak ciemne chmury, bo to diesel. Wprawdzie sprzedawca deklaruje, że auto ma zaledwie 150 tys. km przebiegu, co jak na dwulitrową jednostkę (to jeden z najlepszych silników w tym modelu) jest przebiegiem symbolicznym, ale widmo stref czystego transportu sprawia, że może być to pojazd, którym nie będzie można jeździć po miastach – w Warszawie już takie przepisy obowiązują, wkrótce mają też wejść w życie w Krakowie. Poza tym mankamentem auto prezentuje się nieźle – ma klimatyzację, 6-biegową skrzynię, dwa komplety opon, z czego jedne na 17-calowych alufelgach.
Kabriolet zamiast Thermomixa
O ile kupowanie podstarzałego, nudnego auta rodzinnego czy miejskiego zamiast modnego Thermomixa na pewno żony czy partnerki nie zachwyci, to już w przypadku propozycji zakupu zgrabnego, poręcznego kabrioletu zamiast "garnkomiksera", wynik rodzinnych negocjacji nie jest wcale oczywisty. Za 6900 zł znaleźliśmy Opla Tigrę ze składanym, blaszanym dachem (o ile działa i jest szczelny, to jest to auto całoroczne), z deklarowanym przebiegiem 190 tys. km. Auto wyprodukowano w 2008 roku, a od 2016 roku ma się znajdować w jednych rękach. Ma klimę!
Czerwone skóry i cztery gary w cenie jednego garnka
Za cenę Thermomixa można kupić nawet całkiem atrakcyjnie wyglądającego klasyka, choć wymaga to sporo odwagi. Na 6500 zł wyceniono np. Alfę Romeo 156 z 2001 roku, z silnikiem Twin Spark 1.8 16V o mocy 144 KM. Sprzedający obiecuje, że auto jest w bardzo dobrym stanie technicznym, blacharskim i wizualnym, ale... w tym przypadku zasada ograniczonego zaufania jest niezbędna.
Na plus: piękne, czerwone skóry we wnętrzu i oryginalne felgi aluminiowe o kultowym wzorze. Nawet gdyby się okazało, że auto nie jest tak dobre, jak obiecuje sprzedawca, to może być to... piękna nieruchomość. O ile od spodu nie buszuje już rdza.
Maluch Elegant: kiedyś byłby za darmo
Jeszcze nie tak dawno temu dla Malucha w tym stanie nikt nie miałby litości – auto poszłoby na żyletki. Dziś jednak przez modę na "polskie klasyki", ceny maluchów są zadziwiająco wysokie. Maluch z 1996 roku ma niski deklarowane przebieg, ale jak niemal wszystkie Eleganty jest już poważnie zaatakowane przez korozję. Opis zamieszczony przez sprzedającego: "Miał być to prezent na osiemnaste urodziny. Niestety, nie udało się znaleźć Magika, który podjąłby się odpicowania cacuszka. Od 1,5 roku stoi i czeka na szczęśliwego nabywcę. Raz w miesiącu odpalany. Silnik bez zarzutu. Rdza w ilości dopuszczalnej. Nadkola w stanie b. dobrym. Progi jak widać. Żal by niszczał." Z nowego Thermomixa, jeśli kupicie go teraz, będziecie mogli korzystać już od połowy kwietnia – doprowadzenie tego Malucha do stanu używalności potrwa znacznie dłużej, ale to może być niezła inwestycja.
Rodzinne kombi za grosze
Gdyby w 2002 roku nabywcy tego nieźle wyposażonego (klimatyzacja, automat) i niegdyś nietaniego Volvo V40 ktoś powiedział, że w przyszłości będzie ono warte tyle, co zardzewiały Maluch starszy o dobrych kilka lat, albo blender z podgrzewaną misą, zapewne by w to nie uwierzył. A jednak tak właśnie dziś jest. Rodzinne kombi z benzynowym silnikiem 1.8, według sprzedawcy w świetnym stanie, bez rdzy, luzów, za to ze sprawnym automatem. No i ze śladowym przebiegiem (czy może stanem licznika?), wynoszącym zaledwie 132 tys. km. Nawet w Warszawie, z jej Strefą Czystego Transportu, takim autem będzie można swobodnie jeździć do 2028 roku.
BMW w cenie Thermomixa: lepiej dokładnie czytać opis
Przy założonych kryteriach wyszukiwania ("thermomioxowa" cena, przebieg do 250 tys. km, bezwypadkowość, polska rejestracja), do naszego zestawienia załapały się nawet trzy auta marki BMW. Jedno, na pierwszy rzut oka wygląda nadspodziewanie atrakcyjnie: BMW 116i z 2009 roku, silnikiem 2.0 i przebiegiem wynoszącym zaledwie 139 tys. km. Na zdjęciach auto prezentuje się świetnie, ma pochodzić z polskiego salonu, ale... Nasz entuzjazm znika po przeczytaniu w opisie jednego zdania: "Silnik odpala, ale nie pracuje na wszystkie cylindry." To nie wróży niczego dobrego, gdyby to była błahostka, handlarz by sobie z tym poradził i dał wyższą cenę. To oferta dla odważnego majsterkowicza.
Kolejne BMW to "trójka" z 2002 roku, którą sprzedający reklamuje tak: "Bmw e46 316i w bardzo dobrym stanie. Auto posiada instalacje gazową co w połączeniu z prostą i bezawaryjną jednostką 1.8 daje duże oszczędności. Samochód w moim posiadaniu od 4 lat w ciągłym użytku. Pojazd jak na swoje lata wygląda bardzo dobrze i nie wymaga na chwile obecną żadnego wkładu finansowego." Jeśli na żywo to auto wygląda rzeczywiście bardzo dobrze, to sprzedawca nie ma talentu do robienia zdjęć.
Za podobne pieniądze można też kupić Compacta w wersji 316 Ti z 2004 roku – samochód ma ślady użytkowania, wnętrze nosi ślady przewożenia psa, silnik mimo remontu kilka lat temu "wyrzuca check engine", ale przynajmniej ma działającą klimatyzację. To jedno z tych aut, w przypadku których, zamiast przy garnkach w kuchni, raczej spędzimy trochę czasu w garażu.
Nowy pojazd za cenę Thermomixa? To też możliwe
Za niespełna 7 tys. złotych można kupić np. fabrycznie nowego Quada z silnikiem o pojemności 200 cm3, ale ta oferta ma pewien haczyk. Takie maszyny z reguły nie mają homologacji, więc nie da się ich zarejestrować, więc nie wolno jeździć nimi po drogach publicznych. Takich problemów nie ma z motocyklami i motorowerami – za niespełna 7 tys. złotych można wybierać spośród wielu nowych "pięćdziesiątek", znaleźć można nawet jednoślady z silnikami 125 cm3, ale tu wybór jest zauważalnie mniejszy. Przy czym, nawet jeśli sprzedawane są one pod polsko czy włosko brzmiącymi nazwami, to wyjechały z fabryk w Chinach. A jeśli ktoś chce się poruszać ekologicznie, to przy odrobinie wytrwałości da się za taką cenę znaleźć elektryczny motorower z homologacją drogową.