Znacie powiedzenie: „mniej oznacza więcej”? Lubią nadużywać go specjaliści od reklamy, którym akurat przyszło sprzedać produkt nieco wybrakowany (co często widać już na pierwszy rzut oka!) jako... pełnowartościowy. Czasem jednak ów slogan rzeczywiście ma sens. Weźmy np. samochody z nadwoziem typu coupé: mają mniej drzwi, z reguły oferują niewiele miejsca w środku, a i tak sprawiają swym właścicielom mnóstwo frajdy.
Na pewno więcej niż parkujące na każdym rogu praktyczne, ale nudne sedany i „kombiaki”. „Coupé” po francusku znaczy „ścięty”. A w odniesieniu do samochodów? Przyjmijmy – w dużym uproszczeniu – że jest to sedan (lub ewentualnie hatchback), w którym usunięto tylną parę drzwi, lecz„oszczędzono” kufer.Tyle teorii. A praktyka? Wyjątkowy styl i... zazdrosne spojrzenia wielu innych kierowców.
Wybór modelu zależy oczywiście od naszych indywidualnych upodobań oraz budżetu, jakim akurat dysponujemy. Aby ułatwić rozeznanie, podzieliliśmy opisywane modele na trzy kategorie w zależności od ceny: do 10, do 20 i do 30 tys. zł. Co najmniej kilka modeli„łapie” się do przynajmniej dwóch grup – umieszczaliśmy je więc w tej, w której łatwiej znaleźć zadbany egzemplarz. Unikajmy „okazji” – szybko zmienią się w skarbonki bez dna!
Podczas poszukiwań coupé warto też pamiętać o kilku ważnych kwestiach. Przede wszystkim o tym, że modele zbudowane w oparciu o podzespoły pojazdów wielkoseryjnych są stosunkowo niedrogie w obsłudze. Pasuje do nich bowiem większość części (oprócz np. elementów blacharskich) z tańszych, bardziej popularnych odmian auta. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku coupé „prawdziwych”, tzn. projektowanych od podstaw.
Koszty utrzymania i ewentualnych napraw – nawet tych z pozoru dość prostych – mogą z łatwością przewyższyć wartość całego samochodu. Części nierzadko trzeba we własnym zakresie sprowadzać z zagranicy, a wielu „zwykłych” fachowców, widząc Porsche 944 lub Nissana Skyline’a, tylko bezradnie rozkłada ręce… Inna sprawa, że znalezienie warsztatu specjalizującego się w naprawach nietypowych pojazdów wymaga nieco czasu, ale nie stanowijuż wielkiego kłopotu.
Warto podkreślić też to, że ze względu na dynamiczny (a w kilku przypadkach nawet sportowy) charakter opisywanych aut podczas poszukiwań łatwo natknąć się na egzemplarze powypadkowe. Co gorsza, większość z nich naprawiano niefachowo i za pomocą najtańszych możliwych części. Problemy? Murowane.
Fiat Coupé: namiastka Ferrari w dobrej cenie - Jak mawiają złośliwi, Coupé to dobry Fiat, bo nie ma w nim zbyt dużo... Fiata. Co ciekawe, jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy – produkcją zajmowały się zakłady Pininfariny, nadwozie zaprojektował Chris Bangle (wówczas jeszcze mało znany), a Fiat „tylko” dostarczał podzespoły mechaniczne. Dziś model ten ceniony jest przede wszystkim za design – zarówno karoserii, jak i kokpitu (dzieło Pininfariny). Własności jezdne są przyzwoite, ale raczej nie zachwycające.
Awaryjność? Dość duża (dotyczy głównie układu jezdnego), choć trzeba pamiętać o tym, że najmłodsze egzemplarze mają już ponad 10 lat, a to dla więkoszości włoskich sportowców wiek niemal sędziwy. Lwią część ofert stanowią niestety egzemplarze po przejściach. Uwaga: remont ciężkiej maski (pełniącej jednocześnie rolę błotników) wymaga sporych umiejętności i dużych nakładów finansowych, których żaden handlarz w tak tanie auto inwestował nie będzie.
Początkowo w ofercie były tylko silniki R4 (2.0/140 i 2.0T/190 KM), z czasem zastąpiono je pięknie brzmiącymi, choć awaryjnymi (problemy z panewkami korobowodowymi) rzędowymi „piątkami” (2.0/147 i 154, 2.0T/220 KM; w wersjach z turbo montowano szperę). W 1996 r. pojawił się też silnik 1.8/131 KM (słabe osiągi, wysokie zużycie oleju). Warto też podkreślić bogate jak na połowę lat 90. XX wieku wyposażenie standardowe włoskiego auta.
Hyundai Coupé: niezły wybór - Ten model pochodzi z okresu, kiedy Koreańczycy dopiero uczyli się robić porządne samochody, ale... z daleka raczej tego nie widać. Nieco gorzej wypada przy bliższym poznaniu: tu i ówdzie zauważymy zaawansowaną korozję, a po zajęciu miejsca we wnętrzu naszą uwagę zwrócą tandetne i skrzypiące plastiki. I jeśli chodzi o wady, to w zasadzie wszystko. Mechanika jest stosunkowo prosta i trwała, a silnik 2.0/140 KM – dość dynamiczny.
Volkswagen Corrado: nie tak miało być - Ten model już na samym początku produkcji zaliczył sporą wpadkę: w silnikach topowej wersji G60 nagminnie psuły się kompresory. Problemy techniczne i wysoka cena zakupu spowodowały, że Corrado nigdy nie osiągnęło poziomu sprzedaży zakładanego przez VW. Auta, które przetrwały do dziś, też trwałością nie grzeszą.
Opel Calibra: ach, ci tunerzy... - Kiedyś Opel Calibra to był szał: atrakcyjny design, niewygórowana cena, niezłe osiągi (zwłaszcza w wersji 2.0T 4x4). Dziś natomiast można dostać... szału, próbując znaleźć egzemplarz, którego nie poddano by wymyślnym (choć niekoniecznie utrzymanym w dobrym guście) modyfikacjom stylistycznym. Co poza tym? Prosta konstrukcja, tanie naprawy i szybko postępująca korozja.
Audi 80: trzyma fason - Wiele „80-ek” nosi ślady długoletniej eksploatacji, ale mimo tego to Audi wciąż może być konkurencyjne nawet wobec młodszych pojazdów. Z silników polecamy co najmniej R5 2.3. Uwaga: wersje 4x4 świetnie jeżdżą, ale trudno znaleźć dobry egzemplarz.
Renault Mégane Coupé: Francuzi dali sygnał - Mégane odniósł duży sukces i zapoczątkował modę na niedrogie, kompaktowe coupé. Z silników polecamy benzyniaka 2.0 16V (oprócz wersji IDE z bezpośrednim wtryskiem). Wady? Ubogie wyposażenie bazowych wersji i nudnawy kokpit – taki sam jak w hatchbacku 5d.
Honda Prelude: styl czy sport? - Patrząc na to auto, trudno oprzeć się wrażeniu, że projektanci Hondy tak naprawdę nie mogli się zdecydować, czy Prelude z lat 1996-2000 ma być samochodem bardziej sportowym czy raczej eleganckim cruiserem...
Choć Prelude jest przednionapędowe, prowadzi się znakomicie – w topowej odmianie 2.2 zamówić można było system czterech kół skrętnych (4WS), poza tym znajdziemy też wersje wyposażone w niwelujący podsterowność układ ATTS (dynamiczny rozdział momentu między kołami napędzanymi). Motor 2.2 i-VTEC to konstrukcja zaawansowana technicznie, dająca dużo frajdy z jazdy. Niestety, koszty napraw mogą okazać się dość wysokie. Tańszy w obsłudze i eksploatacji (choć dość ospały) jest silnik 2.0 (znany z Accorda). Zadbane Prelude’y kosztują co najmniej 12-13 tys. zł.
Porsche 944: może to nie „911-ka”, ale za to mało kosztuje - Ten model często bywa mylony z podobnie wyglądającym 924 zaprojektowanym we współpracy z Volkswagenem. Różnica jest jednak zasadnicza: tu nie znajdziemy podzespołów zapożyczonych od VW. Dla fanów marki to ważne, bomodel 944 – w przeciwieństwie do starszego „brata” – śmiało można nazwać prawdziwym Porsche. Nasze typy: 2.5/190 lub 2.5T/220 KM. Trwałość – niestety tylko przeciętna, ponadto kłopoty z częściami.
Peugeot 406 Coupé: sportowy tylko z wyglądu -Gdy w 1997 r. Peugot 406 Coupé trafił do sprzedaży, trudno było się nim nie zachwycać. Urzekało przede wszystkim zaprojektowane przez Pininfarinę nadwozie. Niestety, emocje budziła też wysoka cena. Obecnie jest to już bardziej przystępna propozycja. Zadbane egzemplarze z silnikami benzynowymi można kupić za kilkanaście tys. zł.
Za wersję 2.2 HDI (wywołała w 2000 r. spore zamieszanie, ponieważ była pierwszym w historii coupé z dieslem) zapłacimy nieco więcej. Co poza tym? Cóż, Peugeot jest autem sportowym tylko z wyglądu, a tak naprawdę jeździ się nim jak wygodną limuzyną klasy średniej. Nie może być inaczej, bo auto niemal w całości bazuje na podzespołach sedana i kombi.
Ponadto nawet osiągi najmocniejszej wersji 2.9 V6 wypadają blado na tle typowo sportowych maszyn (przyspieszenie od 0-100 km/h w 7,8 s). Co więc jest fajnego w 406 Coupé oprócz wyglądu? Na pewno przystępne koszty utrzymania (oprócz wersji z dieslem), dobre wyposażenie i komfortowe zawieszenie. 406 Coupé kupimy już za 10 tys. zł, ale zadbane auto może kosztować dwa razy więcej.
Mercedes klasy E coupé (C124): klasyczny wzór elegancji - Odmiany dwudrzwiowe od zawsze cieszyły się u nabywców modeli z gwiazdą na masce bardzo dużą popularnością. W przypadku C124 była ona tak duża, że sprzedano ponad 140 tys. egzemplarzy. Myli się jednak ten, kto sądzi, że samochód będzie dzięki temu łatwo kupić. Zadbanych egzemplarzy nikt przy zdrowych zmysłach łatwo nie sprzedaje, w ogłoszeniach domują więc niestety „trupy”.
Jest jednak i dobra wiadomość: bazę techniczną coupé stanowił sedan typoszeregu W124 – auto bardzo trwałe, przez wielu mechaników uważane za „ostatniego prawdziwego Mercedesa”. Efekt? Niewysokie koszty eksploatacji i szeroki wybór niedrogich zamienników. Pod maską wyłącznie silniki benzynowe: rzędowe „czwórki” i „szóstki” (polecamy!). Wersja AMG napędzana motorem 3.6/265 lub 272 KM to bardzo drogi rarytas.
Toyota Celica: ostatnia tak ładna - Nieprzypadkowo zdecydowaliśmy się na przedstawienie szóstej, przedostatniej generacji Celiki. W przeciwieństwie do swego następcy model ten wygląda dość ładnie i ma sensowne ceny zakupu (od 10 tys. zł). Poza tym to ostatnia Celica, w której stosowano napęd 4x4 (Torsen, rozdział napędu 50/50). Znajdziemy go niestety tylko w topowej, bardzo rzadko spotykanej wersji z silnikiem 2.0T/242 KM (od ok. 30 tys. zł).
Sporo frajdy daje jednak również wolnossący motor 2.0/170 i 175 KM (wersja GT). Bazową odmianę o mocy 115 KM powinni wybrać kierowcy nieprzywiązujący zbyt dużej wagi do osiągów. Wysoka trwałość!
Chevrolet Camaro: muscle car? - Amerykanie od zawsze zakochani byli w autach dwudrzwiowych, zatem nie mogliśmy pominąć przedstawiciela tamtejszej motoryzacji. Nasz wybór padł na czwartą generację Chevroleta Camaro produkowaną w latach 1993-2002 (nieoferowana w Polsce). Mimo to znalezienie ciekawego egzemplarza nie powinno stanowić większego problemu – wiele aut trafiło do nas za sprawą prywatnych importerów.
Co otrzymujemy za 20 tys. zł? Tylny napęd, mocne silniki (3,4-5,7 l) i specyficznie działający układ kierowniczy. Fani motoryzacji „made in USA” będą więc zadowoleni, choć prawdziwym muscle carem Camaro chyba jednak nazwać nie można, bo wydaje się nieco zbyt uładzone.
Ford Probe: amerykanin z japońską techniką - Sportowy Ford z lat 90. XX wieku? „Kiepski pomysł” – powie większość z nas. Cóż, nie da się ukryć, że auta produkowane wówczas przez ten koncern nie były ani zbyt trwałe, ani szczególnie piękne, nie dawały też przesadnie dużo frajdy z jazdy... Trafiały się jednak wyjątki. Weźmy np. model Probe bazujący w głównej mierze na technice dostarczanej przez Mazdę – firmę przez wielu uzanawaną za synonim trwałości i wysokiej jakości wykonania.
Mechanika wytrzymuje w modelu Probe całkiem duże przebiegi i nie strajkuje nawet w razie intensywnej eksploatacji. Nieco kłopotów może na dziurawych drogach przysporzyć wielowahaczowa tylna oś. Zdarzają się problemy z mechanizmem reflektorów i szczelnością bocznych szyb. Korozja, stara znajoma leciwych Fordów, pojawia się niestety i w Probie, choć mając w pamięci problemy Escorta czy Scorpio, możemy stwierdzić, że wielkiego dramatu nie ma. Brązowy nalot występuje na elementach podwozia, a jeśli zauważymy go na karoserii, możemy przyjąć, że dany egzemplarz przechodził już naprawę blacharską. Silnik 2.0/115 KM jest trwały, ale ospały, natomiast 2.5 V6/163 KM – żwawy, ale problematyczny.
Audi TT: coraz trudniej znaleźć je w dobrym stanie -Audi TT cieszyło się swego czasu dużą popularnością. Miało atrakcyjny design, mocne silniki i całkiem rozsądnie skalkulowaną cenę. Mimo to znalezienie na rynku wtórnym czegoś ciekawego (czytaj: „bezwypadkowego”) okazuje się trudne. Starsze „tetetki” są albo zajeżdżone, albo uczestniczyły w poważnych kolizjach, zaś młodsze – kosztują wciąż dużo. 25-35 tys. zł za 7-8-letnie auto to niemało.
Cóż, tak jak wspomnieliśmy, coupé z czterema pierścieniami na masce ma dużo zalet, ale warto się zastanowić, czy na pewno warte jest aż tyle. Tym bardziej, że zdarzają się kłopoty z układem wspomagania kierownicy, często strajkuje „elektryka”, sporych inwestycji może wymagać także zawieszenie... Na plus – szeroki wybór tanich części zamiennych (dzięki pokrewieństwu z Golfem i Audi A3), cały czas stosunkowo niska utrata wartości oraz brak problemów przy odsprzedaży. Polecamy silnik 1.8 Turbo – to trwała jednostka, choć trzeba pamiętać o sporym apetycie na olej i problemach z wałkami rozrządu.
Volvo C70: tani tylko z pozoru - Przyjemność z podróżowania tym eleganckim i luksusowo wyposażonym coupé może zepsuć kosztowna eksploatacja. Drogie części, niepełna oferta zamienników (problem znany zresztą amatorom innych leciwych aut rodem ze Szwecji), skomplikowana konstrukcja, paliwożerne silniki – zakup produkowanego w latach 1997-2005 Volvo C70 powinien być dobrze przemyślany. Nie należy jednak demonizować: w przypadku zadbanego egzemplarza trzeba z reguły pamiętać jedynie o szybko przegrzewających się hamulcach oraz sporym zużyciu oleju silnikowego. Nasze typy? 2.5/170 KM lub 2.3/240 KM w usportowionej wersji R.
Mercedes CLK: typ komfortowy - Model ten reklamowany był jako następca Mercedesa C124 (opisywanego na poprzedniej stronie), ale do jego budowy wykorzystano podzespoły auta o rozmiar mniejszego – ówczesnej klasy C (W202). CLK zadebiutowało w 1997 r. i zdobyło popularność zwłaszcza wśród bardziej statecznych kierowców. Owszem, pod jego maskę trafiały również i mocne wersje silnikowe (np. 230 Kompressor o mocy 193-197 KM – polecamy), jednak CLK to po prostu wygodny i komfortowy autostradowy „połykacz kilometrów”.
A poza tym? Brak problemów ze zdobyciem zamienników i stosunkowo niedrogie naprawy. Uważać trzeba za to na korozję: atakuje bowiem również auta bezwypadkowe (zwłaszcza tylne nadkola i klapę bagażnika). Problemów mogą przysporzyć też automatyczne skrzynie biegów. Oprócz tego Mercedes CLK sprawuje się nieźle i znosi całkiem duże przebiegi. Efekt? Wysokie ceny zakupu (od 21-22 tys. zł), ale stosunkowo łatwa odsprzedaż.
Nissan Skyline GT-R (R33): ulubieniec drifterów - Nissan Skyline GT-R z lat 1993-98 ma jedną wadę, ale za to dość poważną: mury fabryki opuszczały wyłącznie auta z kierownicą umieszczoną po prawej stronie... Amatorom driftingu to nie przeszkadza, ale jeśli zamierzamy regularnie użytkować Skyline’a na drogach publicznych, powinniśmy doliczyć koszt tzw. przekładki. Warto, bo R33 to rzadko spotykany, emocjonujący i dopracowany pojazd sportowy. Ma 280-konny motor (po modyfikacjach można „wyciągnąć” dużo więcej), napęd 4x4 oraz idealnie zestrojony układ kierowniczy i pod wieloma względami przewyższa europejskich konkurentów.
Alfa Romeo GT: umacnia stereotypy – i te dobre, i te złe - Zapytajcie przypadkowego przechodnia, co sądzi o marce Alfa Romeo. Ładne auta – odpowie zapewne – ale strasznie się sypią. I rzeczywiście, jeszcze do niedawna tak właśnie było. Weźmy np. model GT, który przyciąga wzrok piękną karoserią, ale szybko czyści portfel z pieniędzy ze względu na częste wizyty w serwisach.
Oprócz typowo „alfowskich” bolączek (nietrwałe zawieszenie i „szalejąca” elektronika) pojawiają się też inne problemy: przeciekają uszczelki bezramkowych okien, psują się czujniki odpowiedzialne za opuszczanie szyb podczas otwierania drzwi, a tylna klapa potrafi przeraźliwie hałasować. Cóż, jak większość starszych modeli Alfy, nie jest to więc auto dla każdego. Polecamy topowego benzyniaka 3.2 V6. Ceny zakupu zaczynają się od ok. 20 tys. zł.
BMW serii 3 (E46): pożądane - Właśnie jesteśmy świadkami zmiany warty: popularne wśród młodych kierowców coupé zbudowane na bazie BMW serii 3 o kodzie E36 powoli zaczynają się wykruszać... i to dosłownie. Tymczasem ceny kolejnej generacji, oznaczonej kodem E46, stają się coraz bardziej przystępne – na egzemplarz w przyzwoitym stanie wystarczy niewiele ponad 20 tys. zł. Za te pieniądze dostajemy ładne i dobrze prowadzące się auto, choć nie pozbawione kilku bolączek.
Mitsubishi Eclipse: tylko design? - Użytkownicy starszych Eclipse’ów wypowiadają się o generacji oznaczonej kodem 4G z pewną rezerwą. Cóż, trzeba przyznać, że wersja z mało udanym silnikiem 2.4 – oprócz designu – rzeczywiście nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Co innego odmiana z potężną jednostką 3.8 V6 Mivec/267 KM – tak duża moc przenoszona wyłącznie na przednią oś to zwiastun dużych emocji i… problemów z trakcją. Ceny sensownych aut oscylują wokół 25-30 tys. zł.
Zaufanie plus kontrola! - Do tego, że samochody coupé pobudzają zmysły nie trzeba nikogo przekonywać, natomiast do megaostrożności podczas zakupu – zdecydowanie tak! Pamiętajmy, że właśnie w przypadku aut tego typu – gdy emocje przeważają nad zdrowym rozsądkiem – ryzyko zakupu pojazdu w złym stanie technicznym jest ogromne. Gdy przychodzi „otrzeźwienie” okazuje się, że nasze wymarzone coupé jest zespawane z dwóch aut, ma zajeżdżony silnik i mocno zaniżony przebieg. Podczas zakupu kierujmy się więc zasadą: zaufanie plus kontrola! Marcin Matus
Ta przyjemność wcale droga być nie musi - Coupé nazywane bywają za kwintesencją dynamiki i sportowego stylu. A że większość z tańszych modeli ma pod maską względnie słaby silnik? Żaden problem. Liczy się też przecież styl, a tego z pewnością żadnemu z prezentowanych przez nas samochodów nie brakuje. Wystarczy więc tylko wybrać jakąś ciekawą propozycję i... sięgnąć po oszczędności. Choć, jak widać, wcale nie muszą być duże – wystarczy kilka tysięcy złotych. W przypadku starszych modeli nie zapomnijmy jednak o rezerwie na naprawy rozruchowe.Piotr Wróbel
Niedrogie, młode i całkiem dynamiczne (ale tylko w wersji 3.8 z „manualem”!) japońskie coupé rodem z USA. Główny problem stanowi oczywiście znalezienie egzemplarza bezwypadkowego, niełatwe bywa też zdobycie części zamiennych. Bardzo dobra relacja ceny do wieku.
Koreańskie auto to jedna z najciekawszych propozycji w przedziale cenowym do 10 tys. zł. Hyundai wciąż wygląda atrakcyjnie, nieźle jeździ (ale tylko w wersji 2.0!) i jest prosty w naprawach. Ceny – zachęcające. Auto w niezłym stanie kupimy już za 7-8 tys. zł.
Jak nazwać model, w którym przy okazji wprowadzenia każdej kolejnej generacji testowane będą nowe rozwiązania technologiczne? Oczywiście „Prelude” (ang. „wstęp”, „preludium”). Honda sama z siebie psuje się rzadko, usterki wynikają najczęściej z zaniedbań użytkowników.
Czas płynie nieubłaganie i liczba zadbanych „tetetek” maleje... Szkoda, bo to ciekawe i udane auto, które – paradoksalnie – cierpi przede wszystkim ze względu na swój sportowy charakter, bo często trafia w ręce niezbyt odpowiedzialnych użytkowników.
Peugeot 406 Coupé nie jest autem kosztownym w utrzymaniu pod warunkiem, że... w nic nie uderzymy. Części blacharskie okazują się drogie. Uwaga na wersje z silnikiem Diesla: awaryjność i koszty napraw mogą być dużo większe niż w przypadku 2.9 V6.
Wyłącznie rzędowe „czwórki”, kiepskie osiągi bazowych wersji, nieco dziwny design... Mimo wszystko to Porsche z krwi i kości. Kiedy trzeba, pokazuje pazury i na krętej drodze rozprawi się z mocniejszymi rywalami. Na sensowny egzemplarz w wersji 2.5/190 KM wystarczy 20 tys. zł.
Produkowany w latach 1988-1995 VW Corrado to ciekawe auto: z jednej strony zaawansowane technologicznie (wersja G60), z drugiej – wykorzystujące podzespoły Golfa II. Choć zachowało się już niewiele egzemplarzy, klasykiem Corrado raczej nie zostanie. Ceny od 5-6 tys. zł.
Jak już płacić, to... dużo. I cieszyć się przyjemnością z jazdy. Polecamy więc wybór jednej z mocniejszych wersji – słabsze „nie jeżdżą”, a palą niewiele mniej. C70 można kupić już za 15 tys. zł, ale to kiepski pomysł. Sensowne auta kosztują co najmniej 22-24 tys. zł.
„Meganka” nie jest wzorcem trwałości – trzeba liczyć się z korozją, wyciekami oleju i „głupiejącą elektryką” – ale okazuje się prosta w naprawach i w sumie niezbyt droga w utrzymaniu. Sensowny egzemplarz kupimy za 5 tys. zł, warto szukać aut poliftingowych (po 1999 r.).
Ford Probe z lat 1992-98 (produkowany w amerykańskich zakładach Mazdy) naprawdę wyróżnia się dobrą jakością wykonania i przyzwoitą trwałością. Ceny: od 4-5 tys. zł (nie polecamy aut za te pieniądze) do co najmniej 12-13 tys. zł za egzemplarze warte uwagi.
Ferrari dla ubogich? Nie do końca. Fiat nie kosztuje dużo, ale jego utrzymanie może niejednemu dać się we znaki. Kłopotliwe są zwłaszcza naprawy blacharskie. Unikać trzeba najtańszych egzemplarzy za 3-4 tys. zł – to skarbonki bez dna.
Pozory mylą: mimo podobieństwa do Audi 80 model ten stanowi odrębną konstrukcję. Wcale nie wiąże się to jednak z wysokimi kosztami eksploatacji – „80-ka” Coupé jest popularna i znalezienie tanich zamienników nie stanowi problemu. Zadbane auta mogą kosztować nawet 10 tys. zł.
To w zasadzie ostatni model Alfy, który sprawia tak duże problemy podczas eksploatacji. Dobra wiadomość jest jednak taka, że właściciele zadbanych egzemplarzy zdążyli usunąć większość usterek – tak więc jeśli Alfa GT, to z pewnych rąk. Np. od fana marki.
Auto z początku produkcji można kupić w Anglii już za ok. 10-15 tys. zł. Co najmniej drugie tyle pochłonie doprowadzenie go do stanu (względnej) używalności i przełożenie kierownicy. Drifterzy mogą ponadto chcieć… odłączyć napęd przedniej osi. Wrażenia – niezapomniane.
Psuje się wyraźnie rzadziej niż bratnia klasa C (W202). Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w tym, że CLK użytkowany był głównie przez starszych wiekiem i majętnych kierowców, którzy nie szczędzili pieniędzy na serwis. Uwaga na auta z cofniętym licznikiem!
To jeden z najtańszych pomysłów na klasycznego „amerykanina”. Pamiętajmy jednak o tym, że sam zakup auta to nie wszystko: Camaro do wzorców trwałości nie należy, a zdobycie części zamiennych może okazać się kosztowne i czasochłonne. Wiele aut jest powypadkowych.
Zapomnijcie już o serii E36, jej czas minął. Dziś o wiele lepszym wyborem będzie generacja E46 – jeszcze dość świeża, a już nieprzesadnie kosztowna. Uwaga jednak na drogie części zamienne (nie wszystkie występują jako zamienniki) i auta powypadkowe.