- Średni wiek aut jeżdżących po polskich drogach po ubiegłorocznym czyszczeniu baz danych z tzw. martwych dusz wynosi ok. 16 lat
- Prezentujemy 10 modeli, które w tym roku będą obchodziły 20 rocznicę debiutu rynkowego. Wszystkie z nich są wciąż popularne albo pożądane
- Żaden z nich nie wygląda na youngtimera, choć wiele egzemplarzy tych modeli ma już swoje najlepsze lata dawno za sobą
- Niektóre z nich – jak choćby Bugatti Veyron czy Porsche Cayman – to wciąż auta marzeń
- Dwudziestoletni Mercedes klasy S czy Range Rover w podobnym wieku wciąż mogą nadawać się do roli auta reprezentacyjnego
- Zapraszamy do udziału w ankiecie, która znajduje się pod artykułem
- Auta z 2005 roku: niektóre są nowocześniejsze niż myślisz
- Alfa Romeo 159 (lata produkcji: 2005-2011)
- Audi Q7 (lata produkcji: 2005-2015)
- BMW serii 3 E90 (lata produkcji: 2005-2013)
- Bugatti Veyron (lata produkcji: 2005-2015)
- Chevrolet Corvette C6 (lata produkcji:2005-2013)
- Mazda MX-5 III NC (lata produkcji:2005-2015)
- Mercedes klasy S W221 (lata produkcji: 2005-2013)
- Porsche Cayman (lata produkcji:
- 2005-2012)
- Toyota Aygo i jej bliźnięta (lata produkcji: 2005-2014)
- Range Rover Sport (lata produkcji: 2005-2013)
Dwudziestoletnie auta? To muszą być jakieś niebezpieczne i nieekologiczne wraki, mające się nijak do dzisiejszych standardów! Pewnie nie mają katalizatorów, filtrów cząstek stałych, airbagów, ABS czy ESP, klimatyzacji, systemów asystujących. Kto chciałby czymś takim jeździć? Przecież to wstyd! Jeśli tak właśnie myślicie, to prawdopodobnie straciliście poczucie czasu i wciąż wam się wydaje, że kilkanaście lat temu na drogach wciąż królowały Polonezy i Maluchy, albo po prostu... nie znacie się na motoryzacji.
Dwadzieścia lat temu, czyli w 2005 roku, motoryzacyjny świat wyglądał naprawdę ciekawie, a wiele modeli, które wówczas pojawiały się na rynku, dziś wciąż wypada nieźle na tle aktualnej konkurencji. Oczywiście, to nie znaczy, że od tamtej pory nie dokonał się w motoryzacji postęp albo że kiedyś wszystko było lepsze. Co to, to nie!
Z rzeczy widocznych na pierwszy rzut oka, zmieniły się przede wszystkim systemy inforozrywki, auta zyskały bardziej rozbudowane pakiety systemów asystujących. W 2004 roku w większości krajów Unii Europejskiej ABS był już obowiązkowym wyposażeniem, a auta z wyższej półki w standardzie miały ESP, poduszki powietrzne od ponad dekady były oczywistością.
Auta z 2005 roku: niektóre są nowocześniejsze niż myślisz
Dwadzieścia lat temu auta musiały spełniać normę emisji Euro 4, a filtry cząstek stałych w dieslach stawały się coraz popularniejsze. Z technicznego punktu widzenia, przez to, że normy emisyjne nie były tak wyśrubowane, jak dziś, osprzęt silników mógł być prostszy i ... auta miały stanowczo mniej elementów, które mogły się drogo zepsuć, niż dziś. Szanse na to, że auta spalinowe, które dziś trafiają na rynek, za dwadzieścia lat będą się trzymały tak dobrze, jak dzisiejsi dwudziestolatkowie, nie są niestety duże.
Oto lista wybranych modeli, które debiutowały w 2005 roku, a dziś wciąż są popularne lub poszukiwane.
Alfa Romeo 159 (lata produkcji: 2005-2011)
Z zewnątrz to auto się po prostu nie starzeje – aż trudno zrozumieć, dlaczego Alfa Romeo zakończyła produkcję modelu 159, który debiutował w 2005 roku, już po sześciu latach. Technicznie to też całkiem przyzwoite auto, które niewiele ma wspólnego z uprzedzeniami dotyczącymi włoskiej motoryzacji. Niestety, wiele egzemplarzy ma już swoje najlepsze lata za sobą, a pod pięknymi karoseriami niedobitków, często buszuje już rdza.
Audi Q7 (lata produkcji: 2005-2015)
Wielki SUV Audi może już nie prezentuje się przesadnie aktualnie, ale wciąż robi wrażenie. Pierwsza generacja modelu Q7, będąca jednocześnie pierwszym prawdziwym SUV-em Audi, a nie tylko podniesionym kombi, utrzymała się w produkcji przez 10 lat – w dzisiejszych czasach to świetny wynik. Starsze egzemplarze tego modelu są już w takim wieku, że stają się prawdziwą pułapką na marzycieli. Nadwozie Audi Q7 jest świetnie wykonane i zabezpieczone przed korozją, przez co nawet niemal dwudziestoletnie sztuki wyglądają wciąż świetnie, a z racji wieku, sprzedawane są już w dosyć przystępnych cenach.
Za auta z lat 2005-2006 trzeba zapłacić zwykle ok. 30-40 tys złotych. To połowa kwoty, którą trzeba dziś wydać np. na Dacię Sandero. Tyle że żadna z wersji nie może się pochwalić niskimi kosztami eksploatacji – nabywcę zarabiającego średnią krajową, leciwe Audi Q7 doprowadzi szybko do ruiny.
BMW serii 3 E90 (lata produkcji: 2005-2013)
Tak, najwyższa pora się z tym pogodzić, że BMW serii 3 E36 to już pełnoprawny klasyk (w tym roku "stuknie mu" 35 lat od debiutu), "trójka" generacji E46 to już youngtimer, a BMW serii 3 E90, to już raczej nie auto dla odnoszących sukcesy managerów, lekarzy czy prawników, ale dla młodych gniewnych, którzy lubią polatać czasem bokiem. Trzeba przyznać, że to jeden z mniej kontrowersyjnych projektów, jakie powstały pod kierownictwem, Chirsa Bangle'a, może dlatego, że nie stworzył go sam Bangle, ale Joji Nagashima. Nawet jak na dzisiejsze standardy to świetnie jeżdżące auto, chociaż w tej generacji warto ostrożnie podchodzić np. do wyboru wersji silnikowej, nie wszystkie są godne polecenia.
Bugatti Veyron (lata produkcji: 2005-2015)
Marka Bugatti, wskrzeszona przez Volkswagena po latach niebytu, wróciła na rynek właśnie w 2005 roku, a produkowany przez 10 lat Veyron był jej pierwszym po 42 latach przerwy, modelem produkowanym (mało)seryjnie. Co ciekawe, jego 16-cylindrowy silnik jest konstrukcyjnie spokrewniony z volkswagenowskimi silnikami VR6. Dziś Veyrony są obiektem kolekcjonersko-spekulacyjnym. Najtańsze egzemplarze z początku produkcji wyceniane są na ok. 1,5 mln euro. Taniej raczej nie będzie.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoChevrolet Corvette C6 (lata produkcji:2005-2013)
Jeśli podobają wam się supersamochody, ale macie budżet, przy którym o Ferrari, Lamborghini czy nawet Porsche 911 nie ma nawet co myśleć, Corvette C6 może być najbliższą im namiastką. To wciąż bardzo atrakcyjne auto, o wysokich osiągach (tu trochę zależy od wybranej wersji), które nie tylko jest tańsze w zakupie, ale też i znacznie łatwiejsze do utrzymania od włoskich czy niemieckich aut sportowych. A jak już np. przesadzicie z zabawami na torze i coś trzeba będzie wymienić, to choć z Polski do Bowling Green w Kentucky (tam powstawała Corvette C6) jest stanowczo dalej niż do Maranello, to potrzebne części dostaniecie i taniej i szybciej, w dodatku w szerokim wyborze wersji i wariantów niż do jakiegokolwiek włoskiego bolidu. Corvette C6 pozostaje jak do tej pory najpopularniejszą generacją modelu. Nie bez przyczyny!
Mazda MX-5 III NC (lata produkcji:2005-2015)
Trzecia generacja produkowanego od 1989 roku modelu MX-5 to już kultowe auto – tak jak wszystkie pozostałe jego odmiany. W kategorii "stosunek mocy silnika do przyjemności z jazdy" trudno o lepszą propozycję. Genialna, urocza zabawka i jedno z niewielu niekapryśnych aut sportowych. Macie ochotę na Mazdę MX5, to nie patrzcie na jej rocznik, ale na to, czy nie jest zardzewiała i czy nie nosi śladów kolizji.
Mercedes klasy S W221 (lata produkcji: 2005-2013)
Poprzednik tego modelu, czyli Mecedes klasy S generacji W220 był dla niemieckiego koncernu gigantyczną wpadką, przede wszystkim jakościową. Auto było wprost naszpikowane elektroniką i gadżetami wyprzedzającymi jego czasy, jeździło fantastycznie, było bezpieczne i komfortowe, ale... tylko do czasu. Przyjemność kończyła się szybko, bo nie dość, że na potęgę sypała się w tych "eskach" elektronika, zawieszenie pneumatyczne, skrzynie biegów, psuły się silniki, to jeszcze nadwozie ulegało korozji w jeszcze szybszym tempie, niż w Mercedesach z lat 70., a to już sztuka. Nie bez przyczyny W220 była (i jest) najszybciej tracąca na wartości klasa S, do dziś można kupić te auta za śmieszne pieniądze, ale i tak nie warto. Mercedes W221 musiał być naprawdę udany, żeby zatrzeć fatalne wrażenie pozostawione przez poprzednika i znów przekonać klientów do aut tej marki. I trzeba przyznać, że tym razem się to konstruktorom udało, co po dwudziestu latach nie budzi już żadnych wątpliwości. Design jest ponadczasowy i elegancki, trwałość mechaniki i ogólna niezawodność też wypadają nieźle. To nadal jest samochód, który może pełnić funkcję reprezentacyjną – w kilku krajach takimi autami, tyle że w wersjach opancerzonych, nadal jeżdżą głowy państw. Chcecie się poczuć trochę jak Kim Dzong Un? A może po prostu lubicie wkurzać sąsiadów? Jeśli nie są motoryzacyjnymi ekspertami, to jeżeli trafi wam się zadbany egzemplarz, to nie zgadną, że to auto wkrótce będzie obchodziło 20. rocznicę rynkowego debiutu.
Porsche Cayman (lata produkcji:
2005-2012)
Cayman wygląda pawie jak Porsche 911, a według wielu – po krętych, wymagających odcinkach jeździ nawet przyjemniej od kultowego, starszego brata. Ma wprawdzie nieco gorsze osiągi i tylko dwa miejsca zamiast czterech, jakie ma model 911, w którym na tylnej kanapie nie chcą siedzieć nawet dzieci.
Jeśli przyjemność z jazdy ma być ważniejsza od lansu, to wybierając Caymana zamiast flagowego modelu, przy tym samym roczniku można zapłacić nawet o ponad połowę mniej, np. ok. 70-80 tys. zł za samochód z roku 2005, podczas gdy 911-tka w tym wieku to wydatek rzędu 200 tys. zł. Upływ czasu widać głównie po wnętrzu Caymana – z zewnątrz wciąż wygląda doskonale.
Toyota Aygo i jej bliźnięta (lata produkcji: 2005-2014)
Toyota Aygo, produkowane w czeskim Kolinie, wspólnie z francuskim rodzeństwem (Peugeot 107, Citroen C1), to przedstawicielka tego gatunku aut, których dziś bardzo brakuje na rynku. Samochód skromny, bez zbędnych dodatków, lekki, tani, niezwykle oszczędny, a przy tym praktyczny, wystarczająco przestronny dla czterech osób i co też nie bez znaczenia – naprawdę dający mnóstwo frajdy z jazdy, nawet z litrowym silniczkiem. Do tego niezawodny i trwały – no, chyba że ktoś przesadził ze sknerstwem i postanowił przerobić go na gaz. Gdyby rzeczywiście ekologia była tak ważna, jak twierdzą koncerny motoryzacyjne, politycy i sami klienci, to większość z nas jeździłaby takimi właśnie autami. Bo to proste autko potrzebuje mniej więcej tyle paliwa, co np. hybrydowy Prius, ale przy jego produkcji zużywane było bez porównania mniej surowców i energii. Niestety, w dzisiejszych czasach wyśrubowane normy europejskie dotyczące emisji spalin, wymaganego wyposażenia i bezpieczeństwa sprawiają, że tak tanich i dobrych aut nie da się produkować z taką marżą, żeby się to koncernom motoryzacyjnym opłacało. Dziś narzekamy na to, że wszystko jest coraz droższe, ale też dajemy namawiać się na coraz większe i cięższe auta, które mają być "premium", na których koncerny mogą zarabiać więcej, produkując mniej. Jeśli znajdziecie ładnie zachowaną Toyotę Aygo pierwszej generacji, kupujcie w ciemno!
Range Rover Sport (lata produkcji: 2005-2013)
Z autami marki Land Rover/Range Rover zawsze jest ciekawie. Stary, klasyczny Defender, choć to auto toporne, niewygodne, przez większość czasu produkcji spartańsko wyposażone i słabo wykonane (nie licząc egzemplarzy z ostatnich lat i wersji specjalnych), trzyma cenę. Obiektywnie rzecz biorąc, to stanowczo najgorsze auto, za które trzeba zapłacić tak drogo. Inne modele w takim stanie, w jakim jest większość nastoletnich i starszych Defenderów, poszłyby dawno na przetop do huty, ale na "Defa" zawsze chętny się znajdzie. Z Range Roverami sytuacja wygląda inaczej – nowe grają w tej samej lidze cenowej, co Toyoty Land Cruiser, Mercedesy klasy G, ale po paru latach nagle stają się często wręcz podejrzanie tanie. Model Range Rover Sport był w swoim czasie całkiem sprytnym pomysłem koncernu na odrobinę przystępniejszego cenowo Range'a, choć wciąż luksusowego i nietaniego. Ten model pod względem technicznym oparty jest na skromniejszym Land Roverze Discovery, ale zupełnie tego nie widać, pod względem charyzmy i prestiżu to prawdziwy Range Rover. Po dwudziestu latach od debiutu wygląda już dosyć klasycznie i konserwatywnie, ale w żadnym wypadku nie staro. To auto, które nadal można bez wstydu zaparkować pod klubem golfowym, elegancką rezydencją czy luksusowym hotelem. W terenie radzi sobie świetnie, w trasie jest komfortowe, ale... zanim zaczniecie szukać egzemplarzy w okazyjnych cenach, poczytajcie najpierw na forach internetowych, czym taki zakup grozi.
Za ok. 30-40 tys. złotych, czyli w cenie przerdzewiałego, dziesięć lat starszego Defendera, można kupić pięknie wyglądające auta. Można, ale czy warto? Na pewno nie za ostatnie pieniądze i lepiej nie podstawowego Diesla 2.7, bo te w tym modelu owiane są zasłużoną, złą sławą. Stawiając takie auto na podjeździe, wkurzymy zawistnych sąsiadów, ale może nas to też dużo kosztować.