Pozostaje jednak ważna kwestia: czy na dłuższą metę wystarczy mu świeżości? Po objechaniu kuli ziemskiej dwa i pół razy pod kierownictwem redaktorów, którzy słyną z ciężkiej prawej nogi (wiecznie im się gdzieś spieszy) i znajomości wszelkich możliwych skrótów, do których nowoczesne auta osobowe z pewnością się nie nadają, można powiedzieć wprost: żadnej niestrawności, żadnej zgagi. Rogalik pozostał apetyczny i ma jeszcze więcej fanów. I to mimo drażniących drobiazgów, które przeszkadzały przez cały czas. Z pewnością nie można do nich zaliczyć nadwozia. Pochwały zbierała przestronność kabiny, zarówno z przodu, jak i z tyłu, co Clio zawdzięcza sporemu rozstawowi osi. 2,47 m to niemal poziom VW Golfa. Mając zaledwie 3,77 m długości, "renówka" jest subkompaktem, ale o wnętrzu powyżej przeciętnej dla klasy B. Te relacje wielkościowe szybko zostały docenione. Notatki w karcie wozu: "Dużo miejsca, ale wielka łatwość parkowania. Auto zwinne i zrywne". Także drugi wpis wiele nam powie: "2000 km w dwa dni. Bezproblemowo!".Małe auto z "doro- słym" wnętrzemKaroseria ma tu jednak jeszcze inną zasadniczą cechę, którą doceniliśmy dopiero pod koniec testu: bardzo dobrą jakość wykonania. Nie wykazywała niemal żadnych śladów użytkowania, a przecież była to dla niej z pewnością ciężka służba. Nie da się jednak tak dobrze opowiadać na przykład o układzie wydechowym, który zdaje się być piętą achillesową wszystkich modeli Renault. W trakcie testu puściło jedno z mocowań katalizatora, niedługo potem oberwała się siateczka osłony "kata" - razem dało to w czasie jazdy niezbyt miły akompaniament jęków, skrzypów i stuków spod podłogi. Również przyjemnie przestronne wnętrze nie do końca zachwycało. Deska rozdzielcza nie tylko ma tu bowiem niezbyt przemyślany układ, ale w dodatku wykonana jest z twardego, niemiłego w dotyku tworzywa o szaroburym kolorze, tak nieprzyjemnym, że psującym cały smak. W najnowszym wcieleniu Clio kwestia ta już nie istnieje - niemal cała deska została przekonstruowana. Największym jednak brakiem okazał się działający na podczerwień system zdalnego sterowania centralnym zamkiem. Z całą pewnością nie ma to nic wspólnego z nowoczesną techniką. W tym długodystansowym teście doszliśmy do wniosku, iż centralny zamek częściej robił to, co sam chciał robić, niż to, do czego próbował nakłonić go kierowca. Siedmiokrotna wymiana a to kluczyka, a to odbiornika umieszczonego nad lusterkiem nie dawała skutku. Tłumaczono nam, że kluczyk musi być bardzo precyzyjnie wycelowany w odbiornik, mówiono o nieprzekraczalnej odległości... Jeden z redaktorów po takiej przemowie w serwisie mimo wszystko nie potrafił się "dogadać" z pilotem i denerwował się: "Czy ja jestem jakimś strzelcem wyborowym?!". Jako absolutnie bezkonkurencyjny i wspaniały oceniono natomiast system zdalnego sterowania radioodtwarzaczem spod kierownicy. Nauka jego obsługi trwa ledwie kilkanaście sekund, a potem dostarcza on tylko i wyłącznie komfortu i przyjemności. Co więcej, rozwiązanie takie nie odwraca uwagi kierowcy od tego, co dzieje się na jezdni, a zatem wpływa na poprawę bezpieczeństwa. Można zamienić na ten system wszystkie "wielofunkcyjne kierownice" prestiżowych marek. Szybki, funkcjonalny, ale czy komfortowy? Gorzej oceniano natomiast siedzenia. "Obicia są zbyt miękkie, a materiał tapicerki powoduje zwiększone pocenie się. Szkoda, bo samochód poza tym jest naprawdę świetny na nawet długie podróże" - to jedna z notatek na ten temat i wyraz oponii wielu z nas, ale nie wszystkich: "Po przejechaniu 2700 km wylądowałem u masażysty!" - brzmiał inny, rozpaczliwy wpis w książce. Ale twierdzenie tego akurat kolegi, iż jego bóle pleców związane są z profilem fotela kierowcy, nie uzyskało potwierdzenia. W zimie co delikatniejszym użytkownikom przeszkadzała niewysoka skuteczność ogrzewania wnętrza auta. Ale ich wrażliwość na niską temperaturę potęgowała także budowa samochodu - tworzywa, z których wykonano boczki drzwi, już w okolicach zerowej temperatury trzeszczały, jakby miały popękać. Poza tym jednak (prawie) wszyscy zakochali się w Clio za komfort, jaki oferuje: za spokojną i dopracowaną charakterystykę jezdną, za układ kierowniczy precyzyjny i z czuciem, który w standardzie ma wspomaganie. Najlepiej podsumował to jeden z kolegów w książce wozu: "Mały samochód, a dorosły. Komfort resorowania i akustyczny na poziomie samochodów wyższych klas". Wśród licznych chwalonych cech małej "renówki" pojawiała się także co chwilę jednostka napędowa, która mimo 75 KM znakomicie sprawdzała się jako napęd na trasę. "Pędzi jak wiatr", "Na autostradzie nie schodziliśmy ze 190 km/h" - to tylko dwa komentarze na ten temat. I mimo tak ostrego traktowania oraz częstego podróżowania naprawdę mało do tego nadającymi się drogami Clio nigdy nas nie zawiodło. Jedyny kontakt z pomocą drogową spowodowany był pęknięciem przedniej kolumny resorującej. Całkowicie zresztą z naszej winy. Niewielkim rozczarowaniem było średnie spalanie (odbiegające od fabrycznego) psujące nieznacznie ocenę końcową silnika. Niedociągnięcia - drobne, ale uciążliweTrzeba stwierdzić, że 100 tys. km często brutalnego testu nie zdołało zmienić małej "renówki" w rozdygotaną namiastkę samochodu. Co więcej: Clio okazało się autem z dobrym silnikiem, komfortowym, praktycznym i przestronnym. Nieliczne usterki wykryte pod koniec testu i defekty pojawiające się w trakcie eksploatacji nie miały większego znaczenia (łączny koszt napraw wyniósł 2059 zł). Mechaniczne elementy nie wykazywały nadmiernego zużycia, jedynie w egzemplarzach sprzed roku 2000 trzeba uważać - może się pojawić przedwczesna korozja. Jeśli więc Renault w nowym wcieleniu usunęło drobne niedoróbki psujące przyjemność z obcowania z autem, jedyną opinią na temat tego francuskiego smakołyku może być: "Dopracowana receptura, dobrej jakości składniki i staranny wypiek". Nawet dla zwolenników wykwintnych kuchni.
Trochę niedopieczone...
Gdyby samochody dało się zjeść, Clio byłoby odpowiednikiem francuskiego rogalika - apetycznie wyglądającego i doskonale przyprawionego miłymi dodatkami. Liczba miłośników tego przysmaku rośnie lawinowo.
Auto Świat
Trochę niedopieczone...