• Biegły działający na zlecenie prokuratury odczytał dane zapisane w tzw. czarnej skrzynce pojazdu
  • Inna firma zajmująca się rekonstrukcją wypadków oszacowała prędkość BMW – na kilka sekund przed zderzeniem pojazdów – na blisko 315 km/h
  • Powyższe ustalenia – wbrew pozorom – wcale się nie wykluczają

Wyjaśnijmy najpierw, skąd się biorą dane zapisane w sterowniku pojazdu, z których pierwszy biegły odczytał szokującą wartość: 253 km/h. Otóż od wielu lat producenci samochodów dobrowolnie, a od ponad roku obowiązkowo, umieszczają w samochodach oprogramowanie automatycznie rejestrujące parametry jazdy. W każdym przypadku są to: prędkość, interwencje układów ABS/ESP, ciśnienie w układzie hamulcowym (wiadomo z tego, czy kierowca hamował czy też nie), pozycja pedału gazu/przepustnicy (wiadomo, czy przyspieszał czy nie), kąty obrotów kierownicy, występujące przeciążenia, kąty obrotu karoserii i wiele innych. Przykładowo niektóre auta znają także masę kierowcy i masę pasażera, co pozwala stwierdzić, kto kierował.

Do tych danych nie mają dostępu warsztaty, nawet autoryzowane – potrzebne jest specjalne oprogramowanie, do którego dostęp jest ściśle limitowany, mają do niego dostęp eksperci pracujący na zlecenie policji, prokuratur czy ubezpieczycieli.

Czym samochodowa czarna skrzynka różni się od lotniczej?

Stałe rejestrowanie przez sterownik auta parametrów jazdy przypomina działanie tzw. czarnych skrzynek w samolotach. Są jednak różnice: w lotnictwie zapisywane są parametry lotu i rozmowy pilotów (zwykle działają osobne rejestratory) w dłuższym okresie, np. kilkudziesięciu minut czy kilku godzin. To pozwala w wielu wypadkach odtworzyć przebieg całego lotu – zarówno działanie sprzętu, jak i postępowanie ludzi. W samochodach jest inaczej.

W pojazdach rejestracja parametrów jazdy działa cały czas, ale dane są stale nadpisywane. Blokowane przed nadpisaniem są jedynie dane dotyczące nienaturalnych zdarzeń: interwencje ESP, uruchomienie zabezpieczeń pirotechnicznych, itp. Można przyjąć, że w razie wypadku zapis samochodowej czarnej skrzynki pozwala odtworzyć przebieg zdarzeń z ostatnich kilku sekund przed wypadkiem. Dane raz automatycznie zabezpieczone przed nadpisaniem (gdy np. dojdzie do uruchomienia airbagów) są nieusuwalne. By się ich pozbyć z auta, trzeba by podmienić jeden lub kilka sterowników, co jednak też pozostawia ślady.

253 km/h: z jakiego momentu jest ten zapis?

Według biegłego działającego na zlecenie prokuratury prędkość BMW biorącego udział w wypadku to nie mniej niż 253 km/h. Zastrzeżenie "nie mniej niż" jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu, ponieważ biegły nie jest w stanie, na podstawie zapisów samochodowej "czarnej skrzynki" stwierdzić, co działo się z pojazdem w dłuższym czasie przed wypadkiem. Jeśli na kilkadziesiąt, a być może nawet na kilkanaście bądź kilka sekund przed pierwszą kolizją samochód jechał szybciej, nie jest powiedziane, że sterownik to jakkolwiek zapisał.

W którym momencie rozpoczął się trwały zapis parametrów zdarzenia z udziałem BMW – tego nie wiemy, choć biegły wie to z całą pewnością. Można przypuszczać jedynie, że sterownik BMW zabezpieczył dane od momentu zderzenia z Kią lub kilka na sekund (ułamków sekund?) przed zderzeniem, gdy kierowca BMW rozpoczął awaryjne hamowanie. Ale o tym, że w ogóle BMW hamowało, wiemy z "konkurencyjnej" ekspertyzy, a lepiej powiedzieć: rekonstrukcji wypadku zamieszczonej w serwisie Youtube przez firmę zajmującą się taką działalnością komercyjnie.

Skąd wiedzą, że BMW na autostradzie A1 jechało 314-315 km/h?

Dla przeciętnego człowieka, który ogląda zapis wypadku z kamerki samochodu jadącego w przeciwnym kierunku po drugiej jezdni autostrady, filmik ten jest bardzo mało czytelny. Widzimy światła samochodów jadących z przeciwka, a potem rozbłysk, grę świateł – koniec. Można oglądać to wiele razy i niewiele zauważyć. Dopiero analiza filmu metodą klatka po klatce z uwzględnieniem odbić świateł na ekranach dźwiękochłonnych autostrady pozwoliła stwierdzić, że kierowca BMW przed wypadkiem "poganiał" kierowcę Kii światłami, a także, że po zderzeniu z Kią BMW zaczęło się obracać i kierowca nie panował już nad samochodem.

Gdy specjaliści od rekonstrukcji wypadków wnioski z analizy nagrania uzupełnili analizą śladów na jezdni (zdjęcia wykonane za pomocą drona), doszli do wniosku, że BMW hamowało awaryjnie na wiele metrów przed zderzeniem z Kią. Stąd wiemy, że do zderzenia doszło na środkowym pasie autostrady, a prędkość rzędu 250 km/h pojazdy miały (lepiej powiedzieć: mogły mieć) w chwili zderzenia. To wyjaśnia, dlaczego BMW oddaliło się kilkaset metrów od miejsca zderzenia z Kią, już praktycznie poza kontrolą kierowcy. Natomiast wcześniej, przed zderzeniem – zdaniem autorów rekonstrukcji wypadku – BMW musiało jechać dużo szybciej.

Według ich wyliczeń prędkość BMW przed rozpoczęciem awaryjnego hamowania wynosiła ok. 315 km/h, co jest wartością szacunkową, niemniej prawdopodobną. To twierdzenie – według aktualnie dostępnej wiedzy – nie kłóci się z ustaleniami biegłego działającego na zlecenie prokuratury.

Pojawia się pytanie: czy to możliwe, aby tak szybko jechać? W przypadku seryjnego egzemplarza tego modelu BMW z pewnością nie. Wiadomo jednak, że auto poddawane było tuningowi, wzmocniono silnik, zdjęto fabryczną blokadę prędkości, przeskalowano licznik. Wiemy też, że opublikowano film (obecnie usunięty) pokazujący, iż samochód tuningowany w warsztacie osiągał prędkość ponad 300 km/h.

Z punktu widzenia sądu decydująca i wystarczająca do stwierdzenia winy czy też zakresu winy kierującego BMW jest wartość odczytana ze sterownika pojazdu. "Nie mniej niż 253 km/h" to wartość pozwalająca twierdzić, że mamy do czynienia z człowiekiem nieodpowiedzialnym i niebezpiecznym.