- Na wielu stacjach benzynowych w Polsce podstawowe paliwa sprzedawane są już po 6,99 zł za litr, a nawet więcej
- Jednocześnie gwałtownie rosną notowania ropy na światowych rynkach, na co wpływa napad na Ukrainę i groźba zablokowania importu surowców z Rosji
- Sytuacja polskich kierowców jest podwójnie zła, gdyż wzrostowi cen ropy towarzyszy silne osłabianie się złotego – a to kombinacja, która w perspektywie dni i tygodni może przynieść absolutnie rekordowe ceny na stacjach
- Atak Rosji na Ukrainę — tu znajdziesz najnowsze informacje
Wciąż aktualne są uspokajające komunikaty, które mówią: Polska ma zapasy paliw na prawie 100 dni, ropa wciąż płynie – nawet więc w czarnym scenariuszu paliw w perspektywie kilku tygodni zabraknąć nie może. Dodatkowo z wyprzedzeniem podejmowane są wysiłki na rzecz dywersyfikacji źródeł zakupu ropy. Niestety, nikt nie jest w stanie obecnie przewidzieć, na jakim poziomie zatrzymają się ceny paliw na stacjach. Można już wręcz mówić, że całkiem realna jest perspektywa ośmiu zł za litr oleju napędowego, a nawet więcej. Z polskiej perspektywy jednocześnie wystąpiły wszystkie niekorzystne czynniki wpływające na wzrost cen paliw.
Ceny paliw w górę – jak szybko drożeje ropa?
W środę rano cena baryłki ropy osiągnęła poziom 112 dolarów, by na chwilę spaść do 110 dolarów, ale już w czwartek kosztowała 116 dolarów. W piątek – 118 dolarów. W poniedziałek rano maksymalna cena baryłki ropy Brent to już ponad 130 dolarów. I choć potem cena spadła do 120 dolarów, nie wróży nic dobrego.
Jedną z przyczyn jest rosnąca niechęć do ropy pochodzenia rosyjskiego: wielu dotychczasowych odbiorców nie chce kupować ropy Ural, nawet jeśli jest ona dużo tańsza od ropy Brent. Rośnie więc popyt na ropę Brent, która jednak z powodu wzmożonego popytu radykalnie drożeje.
Kolejna rzecz to doniesienia z USA o zakazie importu ropy z Rosji, który byłby nałożony wspólnie m.in. z państwami europejskimi. To scenariusz słuszny z uwagi na napaść Rosji na Ukrainę i konieczność odcięcia rosyjskiego reżimu od źródła gotówki, ale jednocześnie taki, który odbije się rykoszetem w krajach uzależnionych od ropy z Rosji – czyli m.in. w Polsce: nie sposób przewidzieć, jak bardzo zdrożeje ropa na światowych rynkach. W Polsce i bez dalszych podwyżek cen surowca można spodziewać się niespotykanych podwyżek na stacjach rzędu 8 zł i więcej.
Zatrzymanie importu surowców z Rosji – zapewne słuszne i konieczne – może być jednak przyczyną kryzysu paliwowego na skalę światową.
Ceny paliw w górę – bo drożeje dolar
Drożeje dolar, a dodatkowo złoty błyskawicznie słabnie wobec wszystkich głównych walut. W czwartek za dolara trzeba było zapłacić 4,41 zł, w poniedziałek – już 4,60 zł (popołudniu 4,54 zł i potem znów 4,60 zł). Ropę kupujemy za dolary, a więc mamy kolejną przyczynę wzrostu kosztów i cen na stacjach. To także kolejny czynnik ryzyka, bo zdaje się że interwencje NBP nie stabilizują sytuacji w wystarczającym stopniu.
Drożeje ropa i paliwa: co może zrobić zwykły kierowca?
W praktyce zachowania polskich kierowców, nawet masowe, mają znikomy wpływ na światowe ceny ropy. Panika może co najwyżej doprowadzić do chwilowych braków na stacjach i punktowych podwyżek. Na zatankowaniu pół baku paliwa dziś zamiast za tydzień można teoretycznie zaoszczędzić 20-30 zł, ale to nie zmienia ogólnej złej sytuacji.
Warto jednak już dziś zastanowić się nad koniecznością ograniczeń w korzystaniu z auta w przyszłości – nie dlatego, że nie będzie czym tankować aut, ale dlatego, że będzie ono zbyt drogie na przeciętną kieszeń.
Na szczęście wiosna na horyzoncie – przesiadka do mniej energochłonnych środków transportu nie będzie więc aż tak bolesna.