• Komisja Europejska wszczęła postępowanie w sprawie samochodów elektrycznych z Chin, które są dotowane przez rząd chiński i stanowią na europejskim rynku nieuczciwą konkurencję
  • Już po czterech miesiącach śledztwa KE stwierdziła, że ma wystarczające dowody na subsydiowanie przez rząd chiński samochodów eksportowanych do Europy
  • Każdy samochód elektryczny sprowadzony dziś na terytorium UE może zostać obłożony cłem z mocą wsteczną
  • Przedstawiciele Chin są "rozczarowani" działaniami KE i mają własną opinię na temat powodzenia chińskich samochodów elektrycznych na europejskim rynku

Od czasu wszczęcia przez Komisje Europejską dochodzenia przeciwko chińskim samochodom elektrycznym nie minęło nawet pięć miesięcy, w tym czasie import chińskich samochodów elektrycznych do Europy wzrósł, licząc rok do roku, o 14 proc. Wyniki chińskich marek byłyby zapewne nawet bardziej imponujące, gdyby nie chwilowe problemy z transportem samochodów z Chin do Europy: brak statków, konieczność wybierania okrężnych tras z powodu działań wojennych. Niemniej chińskie marki takie jak BYD są zdeterminowane do walki o europejski rynek tym bardziej, im więcej problemów ze zbytem mają u siebie.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Elektryki z Chin są tańsze i nie ustępują europejskim

Europejskie fabryki znalazły się w tarapatach z wielu względów. Kombinacja nakazu ograniczenia sprzedaży samochodów spalinowych z zacofaniem – na tle Chin – w dziedzinie elektromobilności doprowadziła do sytuacji, której nikt nie kwestionuje: europejskie auta nie mają przewagi technologicznej. A mimo to są dużo droższe, co jest zasługą szerokiego strumienia dotacji dla chińskich przedsiębiorców zarówno na poziomie państwowym, jak i lokalnym. Nawet przedstawiciele europejskich marek w kuluarowych rozmowach z dziennikarzami chińską ofertę podsumowują słowami: "rozsądna jakość za rozsądne pieniądze". Cóż... można by to powiedzieć mocniej.

BYD Seal Foto: Tomasz Kamiński / Auto Świat
BYD Seal

Komisja Europejska na ratunek z opcją "atomową"

Problemy europejskich marek podbija niski popyt na auta elektryczne na najważniejszych rynkach w Europie – w tym w Niemczech. Robi się ciasno. Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że Komisja Europejska w pierwszych dniach marca 2024 r. zdecydowała się na krok w zasadzie bezprecedensowy: ogłosiła, iż ma wystarczające dowody na to, iż chińscy producenci korzystają ze wsparcia, które zaburza konkurencję i stanowi zagrożenie dla europejskich producentów. I zdecydowała się na krok "atomowy": od czwartku 7 marca wszystkie chińskie samochody elektryczne są rejestrowane przez służby celne na potrzeby obłożenia "karnym" cłem. Co to oznacza?

Dziś wjeżdżają bez ekstra opłaty, ale...

W największym skrócie: jeśli KE ostatecznie dojdzie do wniosku, że producenci chińskich samochodów importowanych do UE korzystają z subsydiów w Chinach i że te subsydia naruszają zasady uczciwej konkurencji, każdy zarejestrowany dziś samochód zostanie obłożony cłem z mocą wsteczną. Jest przy tym wielce prawdopodobne, że KE nie będzie czekać do listopada z "wbiciem gwoździa do trumny" chińskich elektryków i zrobi to jeszcze w lipcu.

BAIC Beijing 5 Foto: Mateusz Pokorzyński / Auto Świat
BAIC Beijing 5

Chińczycy są "rozczarowani", niektórzy europejscy producenci się boją

W odpowiedzi na ruch KE Chińska Izba Handlu przy UE wyraziła "rozczarowanie" i wyjaśniła, skąd bierze się powodzenie chińskich samochodów elektrycznych na europejskim rynku: jej zdaniem wynika to z "rosnącego zapotrzebowania na samochody elektryczne w Europie". No cóż... chyba nie tylko z tego.

Jednak nie wszyscy europejscy producenci zacierają ręce, a poparcie dla ograniczeń mających powstrzymać panoszących się w Europie chińskich producentów zależy wprost od zaangażowania europejskiej marki na rynku chińskim. Niektóre firmy są już mocno uzależnione od sprzedaży w Chinach, inne mniej lub wcale. A przecież wydaje się oczywiste, że europejskich zaporowych ceł Chińczycy nie pozostawią bez odpowiedzi.

Ostatecznie na obłożeniu opłatami celnymi samochodów produkowanych w Chinach ucierpią nie tylko marki, które dla polskich kierowców wciąż są egzotyczne. Stratna może być m.in. Tesla – te auta także powstają w Chinach.