• W małej miejscowości pod Siedlcami doszło do kolizji drogowej. Po kolizji pijanego sprawcę kolizji za kierownicą zastąpiła pijana pasażerka
  • Oboje byli tak pijani, że – gdyby do zdarzenia doszło trzy tygodnie później – w grę wchodziłaby konfiskata samochodu
  • Pojawia się pytanie: co z konfiskatą, jeśli dwóch pijanych na zmianę jechało jednym samochodem?

Dąbrówka Ług to nieduża wieś oddalona o 12 km od centrum Siedlec. W tej właśnie miejscowości w piątkowe popołudnie kierowca jadący Oplem poczuł uderzenie w tył swojego samochodu. Zdarza się, ale tym razem wszystko wyglądało inaczej niż zazwyczaj w takich wypadkach: kierujący Hondą, który spowodował kolizję, nie wysiadł z samochodu, ale wycofał i oddalił się jakby nigdy nic. Może nie do końca jak gdyby nigdy nic: mając we krwi cztery promile alkoholu, trudno "trafić w czarne", trudno zachować stabilny tor jazdy. Kierowca Opla, nie zastanawiając się długo, pojechał za Hondą.

Na przystanku zamienili się miejscami

Kierujący Hondą najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że narozrabiał i chyba wiedział, że w zaistniałej sytuacji nie da się zgubić pogoni. Ale można ją zmylić. Auto zatrzymało się w zatoczce autobusowej. Nie otwierając drzwi samochodu, kierowca Hondy wgramolił się na tylne siedzenia. Jego miejsce za kierownicą zajęła pasażerka. Nie wiemy, czy obojgu wydawało się, że kobieta jest trzeźwa, czy stwierdzili, że jest "bardziej trzeźwa i tak będzie lepiej", czy też doszli do wniosku, że prawo jazdy mężczyzny jest więcej warte niż prawo jazdy pasażerki. W każdym razem całą operację zamiany miejsc obserwował poszkodowany, który zdążył już poinformować służby o sytuacji.

Dość powiedzieć, że gdy na miejscu pojawili się policjanci, trudno im było uwierzyć w to, co widzą: pani siedząca z trudem za kierownicą wydmuchała 2,5 promila, a jej "pasażer" miał aż 4 promile, co jednocześnie oznacza, że wykorzystał praktycznie pełną skalę policyjnego alkotestera.

Nie trzeba też zgadywać, że policjanci, naprowadzeni na trop podstępu przez poszkodowanego kierowcę Opla, szybko ustalili rzeczywisty przebieg wydarzeń. "Pasażer" Hondy stracił prawo jazdy i stanie przed sądem.

Kara dla pijanego kierowcy teraz i za trzy tygodnie: rzeczywistość przekroczyła wyobraźnię twórców nowych przepisów?

Po 1 października 2023 roku za sam fakt kierowania w stanie nietrzeźwości (powyżej 0,5 promila alkoholu we krwi) kierowcy grozi:

  • kara do 3 lat więzienia; przepis karny nie przewiduje już alternatywy w postaci grzywny czy kary ograniczenia wolności;
  • od 3 do 15 lat zakazu prowadzenia pojazdów;
  • świadczenie pieniężne od 5000 zł do 60 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej;
  • regres ubezpieczeniowy w razie spowodowania kolizji albo wypadku: ubezpieczyciel nietrzeźwego sprawcy wypłaca odszkodowania poszkodowanym, a następnie zwraca się do sprawcy o zwrot wypłaconych kwot.

Te trzy środki karne (plus regres ubezpieczeniowy) wymierzane są jednocześnie. Pani, która w małej miejscowości pod Siedlcami, sama będąc nietrzeźwą, zajmowała miejsce kierowcy, pewnie nie wiedziała, czym ryzykuje.

Od 14 marca 2024 r. w przypadku kierowców, którzy prowadzili, mając we krwi 1,5 promila alkoholu lub więcej, dochodzi kara przepadku (konfiskaty) samochodu bądź – jeśli auto nie było ich wyłączną własnością – jego równowartości.

Dwóch pijanych – jedno auto. Komu skonfiskować?

Sytuacja jest, wbrew pozorom, łatwa do rozwikłania. Gdy dwóch pijanych kierowców kwalifikujących się do konfiskaty (1,5 promila lub więcej) prowadziło na zmianę ten sam pojazd, wystarczy ustalić, do kogo ten pojazd należy. Jeśli do jednego z nich – samochód podlega konfiskacie. Drugi kierowca – ten, ktory nie był właścicielem auta – powinien zapłacić jego równowartość.

Jeśli auto należy do osoby trzeciej, o konfiskacie mowy być nie może. Wówczas w grę wchodzi "przepadek" równowartości pojazdu, o ile pojazd ma jakąkolwiek "sensowną" wartość. Każdy z kierowców może zostać ukarany przepadkiem takiej samej kwoty.

Problem pojawia się, jeśli pojazd jest współwłasnością obu pijanych kierowców. Literalnie interpretując przepisy, nie powinien zostać skonfiskowany, ponieważ kierowcy nie odpowiadają za swoje przestępstwa razem, ale osobno:

Znów w grę wchodzi przepadek (konfiskata) równowartości pojazdu, która grozi każdemu z kierowców z osobna.

Tyle teoria. W praktyce ma znaczenie także wypłacalność pijanych kierowców – część z nich to osoby, które właściwie majątku nie mają i są w gruncie rzeczy niewypłacalne. To potężny problem już dziś, gdy sądy mają obowiązek zasądzać nawiązki od 5000 zł do 60 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej. Znaczna część ukaranych nie płaci.

Sąd może wziąć pod uwagę niewypłacalność sprawcy przestępstwa i w szczególnych sytuacjach zrezygnować z konfiskaty pojazdu czy obowiązku zapłaty jego równowartości. Pozostaje kara więzienia.

Nie jechała i tylko siedziała za kierownicą?

Z notki policyjnej wynika, że policjanci dojechali na miejsce "przesiadki" bardzo szybko i zastali właśnie taką sytuację: pijana pani za kierownicą, pijany pan na tylnej kanapie (na marginesie: taki widok działa na policjantów jak płachta na byka, kto w normalnej sytuacji siada z tyłu, gdy miejsce obok kierowcy jest wolne?). Pani jeszcze nie rozpoczęła jazdy (włączony silnik o niczym nie przesądza), a zatem za kierowanie po pijanemu nie odpowie. Czy zatem będzie ukarana za składanie fałszywych zeznań albo utrudnianie pracy organów ścigania? Tego nie wiemy. Jeśli nie kłamała, a jedynie siedziała za kierownicą, czekając na rozwój wypadków, to po prostu zostanie jednodniową bohaterką kronik kryminalnych.