Ale najwyraźniej szczęście Japończyka nie było pełne, a że w kieszeni miał trochę drobnych, postanowił wysłać dwa Ferrari 575 Maranello F1 (12 cylindrów, 515 KM, ok. 200 tys. euro za sztukę) do Włoch i prostymi, żołnierskimi słowami zlecił znanej firmie karoseryjnej Zagato: "Zróbcie coś z tym".Piękny, niepowtarzalny, i... bardzo drogiMediolańska manufaktura miała spełnić tylko dwa warunki. Pierwszy z nich to zbudowanie karoserii w oparciu o stylistykę Ferrari 250 GTZ z 1956 roku, drugi jest właściwie pochodną całego przedsięwzięcia - właściciel ma na tym nie stracić, bo Japończyk (podobnie jak wielu innych zleceniodawców) traktuje samochody jako lokatę kapitału. Andrea Zagato, szef SZ Design i wnuk założyciela firmy Ugo, kocha takie zlecenia, bo przy ich okazji może wdrożyć w życie filizofię powstałej w 1919 roku firmy - tworzyć samochody, których design ma wyrażać sportową elegancję, bez żadnej masówki i w bardzo bliskim kontakcie z klientem podczas powstawania "dzieła". Czyli dokładnie tak, jak było dawniej, kiedy do Zagato przychodzili dystyngowani panowie, którzy chcieli zadawać szyku niepowtarzalnymi samochodami. Czasy się jednak zmieniły, podobnie jak klientela. Teraz przeważają biznesmeni, ale w dalszym ciągu powstają tu piękne auta, takie jak prezentowane 575 GTZ. Kto tylko spojrzy w "oczy" tego pojazdu, rozpozna od razu Ferrari 612 Scaglietti. Andrea Zagato przyznaje, że z jednej strony ma to swoje uwarunkowanie homologacyjne, z drugiej jednak "to prawdziwa, włoska tradycja samochodów GT, w których projektowanie zaczyna się właśnie od reflektorów, a później dobudowuje całą resztę. Dobrze widaç to także z tyłu pojazdu, gdzie lampy zaprojektowaliśmy już sami". Ale najbardziej przykuwającym uwagę elementem jest dach Double-Bubble, z podwójnymi "pagórkami", które są specjalnością Zagato - były już obecne w 250 GTZ. Oprócz wizualnych zalet takie przetłoczenie ma uzasadnienie praktyczne - poprawia aerodynamikę i zwiększa sztywność nadwozia. 575 GTZ wygląda, jakby było jednolitym odlewem. "Pracujemy nad karoserią jako całością i nie bawimy się specjalnie długo ze szczegółami. Nie wplatamy chromowanych dodatków, karoseria ma być sztuką sama w sobie" - mówi Andrea. Nic dziwnego, że proces twórczy nie trwa zbyt długo - ok. 6 miesięcy. I to bez budowania po drodze modeli! "Aluminiowa karoseria jest wykonywana ręcznie na podstawie komputerowego projektu. Auto rodzi się z instynktu" - dodaje Zagato.Z błogosławieństwem FerrariMediolańska firma nie zmieniła nawet szczegółu ani w płycie podłogowej ani w silniku technicznego pierwowzoru - dlatego auto może się nazywać Ferrari. Ale Maranello nie zgodziło się, by zastało ono zaprezentowane podczas tegorocznego salonu w Genewie - mogłoby być przecież konkurencją dla 599 GTB. Do tej pory bramy firmy opuściły dwa egzemplarze: jeden do prywatnego muzeum, jeden do normalnej jazdy. Ale Zagato przyznaje, że są jeszcze szanse na 3 kolejne. 250 GTZ też zostało wyprodukowane w 5 egzemplarzach. Firma nie chce jednak zdradzić, ile takie cacko kosztuje.
Ferrari 575 GTZ - Z dwóch jeden
Yoshiyuki Hayashi powinien być szczęśliwym człowiekiem. W każdej chwili może się przejśćpo garażu i obejrzeć swoje skarby - Ferrari 166 MM, 250 Spidera Californię, Daytonę Coupé i Spidera czy choćby Enzo.