• Kazimierz Deyna, legenda Legii Warszawa i reprezentacji Polski w piłce nożnej, wsiadł za kierownicę pod wpływem alkoholu. Prawdopodobnie zasnął, a jego Dodge Colt z impetem uderzył w stojącą na poboczu ciężarówkę
  • W wypadku, do którego doprowadził kompozytor Jerzy Abratowski zmarła jego żona, wschodząca gwiazda polskiej estrady Ludmiła Jakubczak. Małżeństwo wyjechało na zaśnieżone drogi bez działającej wycieraczki
  • "Naprawdę boję się coraz częściej, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety" — pisał w 1965 r. w liście do żony Bogumił Kobiela, jeden z najwybitniejszych aktorów powojennego pokolenia. Cztery lata później oboje brali udział w wypadku, którego aktor nie przeżył
  • Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu

Ciężarowy Ford F-600 miał awarię. Kierowca, Manuel Vasquez zatrzymał auto na skrajnym lewym pasie autostrady I-15, na północ od Miramar Road. Włączył światła awaryjne, otworzył maskę i wyszedł sprawdzić, co szwankuje w silniku. Była ciepła i sucha noc, 1 września 1989 r.

Kilka minut przed awarią Forda, ze słynącej z dobrego jedzenia niemieckiej restauracji Kaiserhoff stojącej niedaleko wybrzeża Pacyfiku wychodził Kazimierz Deyna, wielokrotny reprezentant Polski w piłce nożnej i legenda warszawskiej Legii.

W knajpie, po piłkarskim treningu z dziećmi, Deyna spotkał się najprawdopodobniej z Gertem Wieczorkowskim, obrońcą San Diego Sockers. Obaj nie szczędzili sobie alkoholu. Później wsiedli do swoich aut i rozjechali się do domów.

Już w latach 70. środowisko piłkarskie spekulowało o osobistych kłopotach Deyny. W 1978 r. zawodnik opuścił Legię i podpisał kontrakt z Manchesterem City. W Anglii nie czarował jednak tak, jak robił to w Polsce.

Rzeźba przedstawiająca Kazimierza Deynę stoi przy ul. Brzeskiej 16 na warszawskiej Pradze. Foto: Błażej Strzelczyk / Onet
Rzeźba przedstawiająca Kazimierza Deynę stoi przy ul. Brzeskiej 16 na warszawskiej Pradze.

Czuł być może, że jego kariera dobiega końca. Przeniósł się wreszcie do Stanów Zjednoczonych. Tam, legendarny zawodnik znany z doskonałego czytania gry i spektakularnych bramek podpisał kolejny zagraniczny kontrakt, tym razem z San Diego Sockers.

Dzieci znikały w czarnej wołdze? Prawda była okrutna

"Deyna czuł się dobrze w USA, ale jako piłkarz wiedział, że sporo traci, że to jest jego koniec na boisku, że teraz został tylko wakacyjnym grajkiem" mówił były bramkarz Sockers, Volkmar Gross w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" w 2009 r.

1 września 1989 r. Deyna, ubrany w dżinsy i żółto-czarną koszulkę, jechał w stronę domu przy 9949 Maya Linda swoim Dodgem Coltem z 1974 r., o numerze rejestracyjnym 953 MFCA. Był pijany. Na autostradzie I-15 miał sześć wolnych pasów. Przy zjeździe na Mira Mesa Boulevard prawdopodobnie zasnął i z impetem uderzył w tył ciężarówki stojącej na poboczu. Od miejsca wypadku do domu miał zaledwie trzy minuty drogi.

Dodge Colt z 1974 r. Podobnym autem podróżował Kazimierz Deyna. (Zdjęcie ilustracyjne) Foto: Wikimedia Commons / Domena publiczna
Dodge Colt z 1974 r. Podobnym autem podróżował Kazimierz Deyna. (Zdjęcie ilustracyjne)

Amerykańscy śledczy nie zauważyli nawet śladów hamowania. Dodge Deyny roztrzaskał się o Forda i zgniótł się aż do fotela kierowcy. Stefan Szczepłek w biografii Deyny pisze, że "Kazik nie żył nawet minuty od momentu zderzenia".

Ludmiła Jakubczak: "Gdy mi Ciebie zabraknie..."

5 listopada 1961 r. w okolicach Łodzi spadł pierwszy tamtego roku śnieg. O godz. 17.50 w telewizji rozpoczął się program "Muzyka lekka, łatwa i przyjemna". Widzowie mieli okazję zobaczyć występ wschodzącej gwiazdy polskiej estrady, 22-letniej wówczas Ludmiły Jakubczak. Fani już wcześniej pokochali ją za wykonanie słynnego do dziś hitu "Gdy mi Ciebie zabraknie".

Jeszcze dzień przed telewizyjnym występem jej mąż, Jerzy Abratowski jechał do Łodzi specjalnie z Warszawy, by przywieźć żonie sukienkę. Ostatecznie piosenkarka wykonała na wizji utwór "Tango zazdrości".

Nadawany na żywo program skończył się o 18:30. Ludmiła i Jerzy razem z Ireną Santor i Lucjanem Kydryńskim zjedli jeszcze kolację w "Syrenie", restauracji Grand Hotelu.

Chwilę po godz. 21.00 małżeństwo, mimo fatalnych warunków na drodze, zdecydowało się na powrót do domu. Do kupionego przez Abratowskiego kilka miesięcy wcześniej Citroena BL 15-six z 1957 r. małżonkowie zaprosili jeszcze Irenę Santor.

Czy rozpoznasz samochody z epoki PRL po detalach?

Podróż w warunkach, które panowały wówczas na drodze, była kiepskim pomysłem. Nie dość, że ulice były śliskie, to jeszcze w Citroenie zepsuła się wycieraczka od strony kierowcy. Z ustaleń śledczych wynika, że Abratowski jechał powoli, jego auto ślizgało się po asfalcie, a dodatkowo jeszcze samodzielnie przecierał przednią szybę, pozbywając się z niej śniegu.

Citroen BL 15-six. Podobnym autem podróżował Jerzy Abratowski. (Zdjęcie ilustracyjne) Foto: Citroën
Citroen BL 15-six. Podobnym autem podróżował Jerzy Abratowski. (Zdjęcie ilustracyjne)

Chwilę przed północą, ok. 35 km od Warszawy Citroen wpadł w poślizg. Auto uderzyło w stojące po lewej stronie drogi drzewo. Irena Santor i Jerzy Abratowski, mimo licznych obrażeń, wyszli z wypadku cało.

Siedząca na fotelu pasażera Ludmiła Jakubczak uderzyła głową w przód auta. Lekarze nie zdążyli udzielić jej pomocy. Piosenkarka zmarła w drodze do szpitala w Grodzisku Mazowieckim. Jako przyczynę zgonu lekarze podali złamanie podstawy czaszki.

Z dramatycznymi konsekwencjami wypadku musiał mierzyć się sam Abratowski. Prasa spekulowała, że mężczyzna miał romans z Ireną Santor. Tuż po pogrzebie Ludmiły Jakubczak, pogrążonego w żałobie kompozytora otoczył zbulwersowany tłum. Krzyczeli, że jest mordercą i celowo spowodował wypadek, by móc związać się z Santor. Kłamliwym pogłoskom kres dał dopiero wyrok sądu. Abratowski najpierw kilka tygodni po wypadku spędził w klasztorze w Tyńcu, a później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych.

Bogumił Kobiela: "Przyroda zawsze wyrównuje, niestety"

Do tej tragedii doszło 2 lipca 1969 r. we wsi Buszkowo, 27 km od Bydgoszczy. Kobiela podróżował swoim BMW 1600 razem z żoną Małgorzatą. O ich relacji i miłosnych listach z pasją rozpisywała się PRL-owska prasa a później biografowie aktora.

BMW 1600. Podobnym autem podróżował Bogumił Kobiela. (Zdjęcie ilustracyjne) Foto: Happy Poppy / Shutterstock
BMW 1600. Podobnym autem podróżował Bogumił Kobiela. (Zdjęcie ilustracyjne)

W jednym z listów odnalezionych po latach w archiwach Kobieli, aktor tak pisał do swojej żony: "Naprawdę boję się coraz częściej, że może zdarzyć się coś nieprzewidzianego, złego, bo nam za dobrze. A ja myślę, że przyroda zawsze wyrównuje, niestety". Cztery lata od tego wyznania małżonkowie brali udział w tragicznym wypadku.

Być może to siąpiący nad Bydgoszczą deszcz sprawił, że Kobiela zlitował się nad dwójką autostopowiczów, których zabrał do samochodu. Jechał ostrożnie. Wiedział, że ma na pokładzie ukochaną żonę i dwoje przypadkowych ludzi. Niestety nagle stracił panowanie nad kierownicą, a jego auto czołowo zderzyło się z autobusem.

Karierę Bogumiła Kobieli przerwał tragiczny wypadek. "Prosił, by ratowali żonę"

Wypadek nie wyglądał groźnie. Świadkowie przekonują, że Kobiela w pełni przytomny wysiadł z auta i natychmiast zajął się swoją żoną. Ratownikom medycznym nakazał troskliwe zajęcie się żoną i przekonywał ich, że jemu nic nie jest. Małgorzata miała złamaną rękę i obrażenia głowy. Razem pojechali do szpitala w Bydgoszczy. Tam jednak doszło do tragedii. Kobiela dostał zapaści i stracił przytomność. Okazało się, że ma pękniętą śledzionę. Krwotok wewnętrzny wymagał natychmiastowej operacji.

Mimo początkowej poprawy, ostatecznie, osiem dni po wypadku Kobiela zmarła w szpitalu.

(bs)

Źródła: "Przegląd Sportowy"; Onet; dzieje.pl; culture.pl; "Deyna", Stefan Szczepłek, Wydawnictwo Marginesy.

Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem — Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl.