W tekście o przywożonych zza zachodniej granicy samochodach używanych (czytaj tutaj) poruszyłem kilka punktów: przebieg, co można kupić za niewielkie pieniądze i bezgraniczną wiarę we wszystko co mówi handlarz przywożący samochód (traktowanych przez wielu jako światowiec jeżdżący za granicę). Tekst miał duży oddźwięk na forum. Jednakże czytając Wasze opinie zarzucające mi tendencyjność i setki pochwał własnych modeli, które z ogromnym przebiegiem jeżdżą lepiej niż nowe Chevrolety czy Fiaty, zauważyłem jedną diametralnie różniącą się od innych.

Oto tekst który mnie zainteresował:

Kolega zakładał swój komis 3 lata temu, zapierał się że będzie uczciwy, żadnych piców, żadnego kręcenia i tak też się reklamował. Niby pomysł fajny i faktycznie - samochody miały normalne przebiegi, jak sprowadził uszkodzony to go nie naprawiał - twierdził że lepiej, żeby kupujący sam to sobie naprawił w warsztacie i wiedział co ma, on najwyżej doradzi warsztat. Jedynie samochody mył, sprzątał i robił drobne naprawy.

Sprowadzał też auta zza granicy, ale starał się kupować bezpośrednio od właścicieli - nie od handlarzy. Wydawałoby się że super sprawa. Ale klientów było niewielu, interes ledwo się kręcił. 200m dalej konkurencja otworzyła swój komis. I tam standard - liczniki wszystkich samochodów magicznie zatrzymywały się na 120kkm i praktycznie żaden nie przejeżdżał więcej niż 15kkm rocznie. Wszędzie najtańszy pic przy poważnych naprawach blacharskich - szpachla, szpachla, i gazety zamiast poduszek powietrznych. I to był gwóźdź do trumny - klienci mając tak blisko 2 komisy szli do jednej i drugiego i kupowali u konkurencji.

Oczywiście niby wszyscy wiedzą że "wszyscy kręcą", ale jednak zawsze woleli kupić od nieuczciwego handlarza, sami siebie oszukując że może faktycznie Niemiec kupił sobie 4 Golfy i jeździł nimi na zmianę i dlatego w 8 lat przejechał 80kkm, a błotniki ma w innym kolorze niż dach, bo to tak nierówno płowieje w tym modelu.

Kolega zwinął swoją firmę, konkurencja przejęła plac i jest tam teraz tylko jeden komis. Jaki wniosek? To nie sprzedawcy są winni tym przekrętom - to klienci tego wymagają i oczekują". qweq 18.09.2007 15:04 (pisownia oryginalna)

Takich przypadków od czasu wejścia do Unii Europejskiej jest niestety wiele. Najbardziej na otwarciu granic dla swobodnego importu samochodów ucierpieli uczciwi, którzy kilka lat budowali image swojej firmy. Dobry samochód musi bowiem kosztować i firmy, które dbały o jakość i wizerunek mają tylko dwie możliwości: albo zaprzestać działalności (jak wpisano na forum), albo zapomnieć o kliencie i uczciwości. Zapewne odezwą się głosy, że diler powinien zmniejszyć swoją marżę. Jednakże nawet bez marży dobry samochód jest droższy, niż ten sprzedawany z zarobkiem przez nieuczciwych handlarzy, którzy kupią wrak i odpicują go w Polsce. Przecież żaden użytkownik dobrego samochodu, nie odda go za pół darmo.

Czy zatem wszyscy mają być nieuczciwi?

Jak mówi przysłowie "kiedy wpadniesz miedzy wrony, musisz krakać tak jak one". Polacy chcą być oszukiwani i wierzą w bzdury, które powinny tylko wywołać uśmiech politowania. Jednak pragnienie posiadania swojego (lepszego niż ma sąsiad) samochodu potrafi zaćmić.. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć wiarę w szczęście znalezienia tego jedynego samochodu który nie jeździł, a był tylko czyszczony przez właściciela (oczywiście właściciel to starsza osoba). Jeżeli tę naiwność uda się jeszcze komuś wytłumaczyć, to zupełnie niezrozumiała jest akceptacja, iż samochody są sprzedawane na naszych giełdach przez Niemców, którzy po niemiecku potrafią powiedzieć jedynie "ein Bier bitte" i nie mają nic wspólnego z osobami wpisanymi w dowodzie rejestracyjnym. Także akceptacja faktu iż płacimy 25 tys. zł, a zgadzamy się na wpis na fakturze 3000 zł  wydaje się nieco dziwna. Jednakże jak powiedział kiedyś jeden socjolog "ludzie akceptują sytuację, w jakich sami siebie mogą postrzegać". Z rozumowania tego wynika, iż samochód od "Niemca" (który w kraju nad Renem był kilkanaście razy) lub oszusta zaniżającego fakturę, kupi tylko osoba akceptująca "nieszczęście sprzedającego, który (często nie mając legalnej firmy) unika podatkowego gąszczu".

Na zakończenie warto wspomnieć o nierównym traktowaniu kupujących samochody w Polsce i poza granicami. Cena zakupu pojazdu zarejestrowanego w Polsce jest bowiem sprawdzana wg danych Info Expert, co ma ukrócić chęć kradzieży kilkudziesięciu złotych wynikających z podatku od czynności cywilnoprawnych. Gdy pojazd jest przywieziony, to zaniżenie ceny (powszechne aby płacić niższą akcyzę) jest wg urzędników mało prawdopodobne. Stąd też nikt nie sprawdza realiów cenowych. W efekcie jak akcyza została zapłacona od bardzo niskiej kwoty, to sprzedający musi wykazać, że taką niską kwotę pojazd sprzedał. Czyli przekręty, akceptacja oszustw i … uczciwy bankrutuje.

To ogólnonarodowe zezwolenie na oszustwo, przy którym przegrywają uczciwi przypomina balladę o dwóch koniach Wojciecha Młynarskiego:

Po czym w stajni, już przy żłobie ten woźnica bat swój brał

Brał go tęgo w dłonie obie i... grzecznego konia prał

A do niegrzecznego mówił, strojąc głos na srogi ton:

"Jak się będziesz draniu stawiał, to zarobisz tak jak on"

W naszym przypadku końmi są osoby handlujące samochodami, a woźnicą jest wolny rynek. Tyle tylko, że nasz wolny rynek, który podobno sam wszystko reguluje, bardziej przypomina wolną amerykankę. Alternatywą tej tezy jest stwierdzenie, że modyfikacja rynku odpowiada potrzebom klientów, tyle tylko że w naszym kraju bardziej niż uczciwość klienci cenią oszustwa.