Z uwagi na to, że w Polsce cały czas doskwiera nam ich deficyt, tak jak w świetności PRL bananów, u wielu rodaków nie zdążyły się jeszcze wykształcić odpowiednie odruchy behawioralne pomocne w przypadku powstania zatoru na tego typu drogach.

Jeśli jesteś ostatnim pojazdem w korku włącz światła awaryjne Korki na autostradach czy dwupasmowych drogach ekspresowych niosą ze sobą spore zagrożenie. Niedostrzeżenie w odpowiednim momencie sznura aut przed nami kończy się z reguły ciężkimi w skutkach wypadkami, często śmiertelnymi. Dlatego wybierając się w dłuższą podróż, szczególnie teraz, w okresie wakacyjnym, trzeba uświadomić sobie jedną rzecz. Robert Kubica jest tylko jeden i nie jedziemy na czas 24-godzinnego wyścigu w Le Mans. Więc skoro mamy wakacje to nie powinno nam się spieszyć i możemy zmniejszyć średnią prędkość podróży, a także częściej robić zjazdy do pit-stopów.

Ale szczególną uwagę trzeba zachować także właśnie podczas takich zjazdów. Zdarza się, że droga prowadząca na stację benzynową czy do przyautostradowej restauracji jest zakorkowana już przy samym zjeździe przez inne auta osobowe lub ciężarówki czekające w kolejce do tankowania. Jest to obecnie obrazek dość rzadko spotykany przy nowych stacjach czy restauracjach w których budowie uwzględnia się tzw. bezpieczne drogi dojazdowe, jednak prawdopodobieństwo jego wystąpienia rośnie właśnie na konkretnych wakacyjnych szlakach.

Innymi niebezpiecznymi zjawiskami prowadzącymi do gigantycznych korków są oczywiście awarie i wypadki innych pojazdów oraz roboty drogowe, których latem przybywa. Należy wówczas zwracać uwagę na znaki drogowe i tablice informacyjne o możliwym występowaniu korków oraz miejscach gdzie często dochodzi do wypadków. Najbardziej aktualnych informacji dostarczają natomiast sygnalizatory elektroniczne (coraz częściej spotykane także w Polsce), które przekazują dane o sytuacji przed nami bezpośrednio z central zarządzających ruchem na autostradach.

Duża koncentracja u kierowców jest wymagana w szczególności przed zbliżaniem się do "niewidocznych" zakrętów czy wzniesień. Tam gdzie nie ma jednak elektroniki i znaków musimy radzić sobie sami. Nieoceniona w takich sytuacjach jest popularnie nazywana jazda "na radyjku" czyli z CB-radiem (włączonym!) lub nasłuchiwanie komunikatów drogowych w tradycyjnym radiu samochodowym (sieć znakomicie rozwinięta np. w Niemczech).

Przy wczesnym dostrzeżeniu zatoru na drodze kierowca jest w stanie szybciej rozpocząć hamowanie i poinformować innych uczestników ruchu jadących z tyłu o niebezpieczeństwie na drodze. Najlepiej sprawdza się tutaj "powiadomienie" poprzez włącznie świateł awaryjnych. Stosujemy tutaj także metodę sztafetową "podaj dalej". Nie wyłączamy ich dopóki nie będziemy pewni, że samochód jadący z tyłu rozpoczął hamowanie i także włączył światła awaryjne. Najistotniejsze jest naturalnie zachowanie bezpiecznej odległości od poprzedzającego pojazdu, które na autostradzie powinno wynosić między pojazdami minimum cztery długości auta.

Co jeśli widmo wypadku jest nieuniknione? "Przede wszystkim ratujemy sytuacje do końca*. Panika i puszczanie kierownicy na zasadzie "niech się dzieje wola nieba"(*puszczamy ją tylko tuż przed samym uderzeniem, a ręce z zamkniętymi dłońmi przyciągamy do klatki piersiowej) to najmniej rozsądne wyjścia. Ważne jest aby ciało było napięte, a głowa przylegała do odpowiednio ustawionego zagłówka" - radzi ekspert mojeauto.pl i ratownik medyczny dr Adam Pietrzak. "W ten sposób dzięki napięciu mięśni mamy zagwarantowaną lepszą amortyzację podczas uderzenia. Warto także zamknąć oczy. Pokaleczone powieki przez odłamki szyby goją się szybciej niż pokaleczone spojówki" - dodaje.

Nic jednak tak nie zmniejsza ryzyka wypadków jak przestrzeganie przepisów i kultura jazdy. Wcześniejsze informowanie o chęci dokonania manewru poprzez włączenie kierunkowskazów, zatrzymywanie się w tylko w miejscach do tego wyznaczonych, a nie bez potrzeby na pasie awaryjnym(!), trzymanie miejsca w szeregu podczas powolnego dojazdu w korkach pozwolą zminimalizować ryzyko wypadków i stresowych sytuacji. Nie jest też niczym nowym, że wspomniana jazda na czas do kurortu potrafi też uszczuplić wakacyjny budżet. Przekroczenie prędkości o 20 km/h w takim kraju jak Włochy kosztować może 150 euro, a w Hiszpanii nawet dwa razy tyle.