Jednak ostatnio złodzieje zmienili technikę. Nie próbują na siłę łamać zabezpieczeń, poza "białymi złodziejami", a nas – właścicieli samochodów. Parafrazując Kevina Mitnicka, najlepszego hackera w historii, złodzieje łamią ludzi, nie komputery pokładowe.

Dzięki funkcjonariuszom operacyjnym policji, udało nam się poznać kilka ze "sztuczek" socjotechnicznych, które powinny nas uczulić i uchronić przed stratą naszego samochodu.

Ekipa sprzątająca

Jedną z najbardziej wyrafinowanych i bezczelnych, to metoda na ekipę sprzątającą miasto. Od kilku miesięcy policja słyszy o podobnych przypadkach, ale jeszcze nie udało się zatrzymać grupy specjalizującej się w takich kradzieżach.

- Są to osoby nieprzypadkowe. Doskonale znające zasady panujące w mieście – rozpoczyna jeden z warszawskich policjantów.

- Na początku wypatrują samochód źle zaparkowany. Jeśli stoi powyżej 15 minut, przyjeżdża laweta. Wszystko wygląda dokładnie tak jak należy, czyli po złamaniu przepisów, samochód jest holowany na koszt właściciela na policyjny lub miejski parking.

Ciekawe jest to, że  w wielu przypadkach, miejscowi mieszkańcy nawet angażują się w takie czyszczenie miasta. Pomagają kierować ruchem, a po 5 minutach szybkiej pracy, samochód bezpiecznie jedzie… niestety w nieznane.

Spotkaliśmy się z takim przypadkiem, że okradziona osoba rozmawiała ze złodziejami. Ci jej tylko powiedzieli, że może odebrać to z parkingu, bo oni zlecenie wykonać muszą. Nic więcej. Wcześniej dostała spreparowany druczek. Bardziej czujni obserwatorzy, powinni zauważyć, że na miejscu nie było policji czy straży miejskiej, która zawsze powinna być w takich sytuacjach. Ponieważ to miasto jest stroną w takiej sprawie– dodaje.

Zdalne sterowanie

Kolejną metodą, która upatrzyli sobie amatorzy cudzych samochodów, to metoda "na kluczyk".

- Ta sytuacja pojawia się najczęściej wtedy, kiedy ktoś chce sprzedać samochód. Zarówno diler jak i osoba prywatna. Jest to jedna z trudniejszych metod do wytropienia, ponieważ sytuacje są tak naturalne, że nasza czujność zostaje absolutnie wyłączona – mówi dalej o sposobie złodziei .

- Załóżmy, że taki Nowak chce sprzedać samochód. Ma Forda Fiestę. Przychodzi do niego taki typ, zachwyca się nad samochodem, jedzie z właścicielem na jazdę próbną. Wszystko jak należy. Na drugi dzień odzywa się, że chce przyjechać po Twój samochód. Nowak wychyla głowę przez okno i… ? Auta już nie ma. Jak to się stało?  Właściciel, zaczarowany euforią kupca, nie zauważył, że ten mu wręczył inny kluczy po zgaszeniu silnika. Tak wyspecjalizowani złodzieje mają dokładnie taki komplet kluczyków, jaki był oryginalnie.

Jeśli jest duże ryzyko wynikające z nieidentycznego kluczyka, złodzieje nie ryzykują. Co ciekawe, na końcu spotkania, kiedy właściciel chce zamknąć samochód, ci z kieszeni dają mu gwarancję, że to właśnie podmieniony kluczyk zamknął, a naprawdę guzik nacisnął złodziej – dodaje.

Przed tą metodą, najlepiej się ustrzec sposobem "podwójnego sprawdzenia". W momencie oddania przez potencjalnego kupca kluczyka, po jeździe próbnej, warto otworzyć i zamknąć raz jeszcze samochód. Dla bezpieczeństwa można również odpalić silnik i sprawdzić czy mamy właściwy komplet.

Papierowy złodziej

Ostatnią ze sztuczek, którą śledczy zgodzili się z nami podzielić, to metoda "na dokumenty". Ta nie jest tak trudna do wytropienia, na co może wskazywać zatrzymanie kilkunastu osób powiązanych z kradzieżami i to tylko w ostatnim miesiącu.

- Osoby te wyszykują ludzi poza Polską, którzy mają przy sobie dokumenty do samochodów. Czasami jest to giełda motoryzacyjna, dilerzy czy warsztaty. Oni działają zupełnie inaczej, bo nie skupiają się na samochodzie – mówi dalej oficer.

- Jak wypatrzą osobę, kradną portfel czy aktówkę z dokumentami. Na początku wydaje się, że to kradzież jak każda inna, ale to jest bardzo dokładnie przemyślane. Skradzione dokumenty przekazywane są do Polski. Fałszowane są umowy kupna-sprzedaży, a podstawiona osoba z oryginalnymi dokumentami idzie zmienić właściciela. Gdy otrzymuje prawdziwe, polskie i  co najważniejsz legalne "blachy", dopiero wtedy jest kradziony samochód.

Ten sam model, ten sam rok. W polskich dziuplach przebijane są numery, a samochód można dalej sprzedać jak legalny. W praktyce jeżdżą dwa takie same auta. Ten właściwy, np.; w Hiszpanii oraz ten skradziony pod nową tożsamość. To najtrudniejszy ze sposobów do weryfikacji i tropienia, bo nawet podczas kontroli policyjnej czy sprzedaży samochodu, nie da się podważyć legalności dokumentów. Jak ich łapiemy, to całą grupą, bo ktoś popełnił błąd – kończy.