- Chińska sieć torów dla superszybkich pociągów liczy aż 46 tys. km — to aż 2/3 całej globalnej infrastruktury tego typu
- W każdym przedziale znajduje się prędkościomierz wyświetlający wręcz absurdalne liczby. Bez niego nawet bym nie wiedział, że jadę 303 km na godz.
- Przechodząc środkiem wagonu, konduktorka zrobiła coś, czego nigdy nie widziałem podczas moich kilku tysięcy przejazdów PKP
Ściany wyłożono dziesiątkami połączonych ekranów, które wyświetlają animacje oceanicznych głębin na zmianę z imponującą panoramą 25-milionowego Szanghaju. Ptaki kwilą słodko z playbacku. Wokół wytworne stoliki, wykwintne skórzane kanapy i bezbrzeżna czystość. Nigdy bym nie pomyślał, że tak może wyglądać poczekalnia na kolei.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNo ale to najwyraźniej jest poczekalnia, skoro na ścianie wisi ekran wyświetlający najbliższe odjazdy. Zaraz się okaże, że nawet nie musiałem na niego patrzeć, by zdążyć na swój pociąg.
Przeczytaj także: Nowe MG HS właśnie debiutuje w Polsce i już jest w promocji. Doradzamy, którą wersję wybrać
Na stoliku między cierpką zieloną herbatą a mdląco słodkim wyrobem cukierniczym stoi kawałek plastiku z numerem. Dostałem go, gdy przy wejściu do poczekalni trzeba było okazać nie tylko bilet, ale też paszport. To, że jadąc pociągiem, nie przekroczę żadnej granicy — poza granicą luksusu — nie miało znaczenia.
Paszport musiałem też okazać kilka minut wcześniej — inaczej w ogóle nie wpuszczono by mnie na dworzec w Szanghaju. Zresztą pierwszemu wylegitymowaniu towarzyszyło dokładne omiecenie ciała wykrywaczem metali i prześwietlenie bagażu.
Przeczytaj także: Przebyłem 10 tys. km, żeby pojeździć Omodą 9. Z taką ceną ten wielki SUV z Chin wywoła wstrząs na rynku
Po co wręczono mi ten plastik z numerem? Dzięki niemu osoba z obsługi poczekalni wie, kiedy do mnie podejść. Wie, że nadszedł już ten moment, kiedy trzeba dać mi znać, iż czas porzucić te luksusy i udać się na peron, aby zdążyć na pociąg. Mało tego, ona mnie na ten peron odprowadzi (choć oczywiście, tak na wszelki wypadek, lepiej samemu pilnować terminu odjazdu). Niestety, na takie traktowanie — i poczekalnię — mogą liczyć tylko pasażerowie z biletem najwyższej klasy.
Za to każdemu podróżnemu napis na podłodze peronu wskaże, gdzie ma stanąć, aby drzwi prowadzące do jego wagonu zatrzymały się tuż przed nim.
Chiński pociąg CRH: najszybsze połączenie na Ziemi
Większość superszybkich chińskich pociągów obsługuje China Railway Corporation używająca do tego celu marki China Railway High-speed (CRH). Pierwsze takie pociągi zaczęły kursować w 2008 r., a w 2023 r. podróż nimi odbyło ok. 2 mld 940 mln osób, czyli 78 razy więcej niż mieszka w Polsce, Mało tego, w ciągu ostatnich 10 lat liczba pasażerów wzrosła prawie 4,5 raza. Wcale się im nie dziwię.
Przeczytaj także: Jechałem Shinkansenem i pokusiłem się o porównanie japońskich kolei do PKP
Chińska sieć kolejowa superszybkich pociągów liczy aż 46 tys. km — to aż 2/3 całej globalnej infrastruktury tego typu. Do CRH należą też dwa rekordy świata.
Po pierwsze, skład na trasie Pekin Południe-Szanghaj Hongqiao jedzie ze średnią prędkością 291,9 km na godz.: na tej planecie nie ma szybszego pociągu. Tym samym 1302 km podróży mija w 4 godz. i 24 min (po drodze pociąg zatrzymuje się jedynie dwa razy).
Po drugie, trasa między Pekinem-Zachód a Kunming-Południe to najdłuższy odcinek na świecie obsługiwany przez tego typu pociąg. Dystans 2760 km pokonywany jest w ok. 10,5 godz.
Jak szybki jest ten superszybki pociąg? Podczas testów w 2003 r. skład CRH rozwinął 501 km na godz. Pociąg, którym jadę — czyli model CRH3 — potrafi uzyskiwać stałą prędkość 380 km na godz.
W każdym wagonie znajduje się zresztą wyświetlacz. Pokazuje on nie tylko odezwy w stylu "proszę, chroń urządzenia w pociągu", ale też aktualną prędkość jazdy. W pewnym momencie pojawiła się na nim taka liczba:
Gdybym nie spojrzał na ten ekran (i na krajobraz za szybą), byłbym pewien, że skład jedzie góra 90 km na godz.
Nigdy nie prowadziłem bolidu Formuły 1, ale wydaje mi się, że jego kierowca jednak bardziej odczuwa 300 km na godz. niż jedna z blisko 3 miliardów osób co roku korzystających z pociągów CRH.
Prawdę powiedziawszy, przez blisko trzy godziny jazdy w ogóle niewiele czułem.
Chiński pociąg CRH: przepych i własne kapcie
Okazuje się, że mam miejsce w wagonie nr 1. Co ciekawe, wcale nie muszę łowić uchem komunikatu, które wagony "znajdują się u czoła pociągu", nie trzeba też szukać schematu objaśniającego układ składu. Po prostu ustawiam się na peronie za żółtą linią i tabliczką z numerem przypisanego mi wagonu i czekam. Po chwili na peron wjeżdża "mój" CRH, staje, a drzwi do wagonu nr 1 pojawiają się niemal tuż przede mną. O tak:
Niby mam bilet pierwszej klasy, niby standard poczekalni powinien dawać mi do myślenia, ale i tak na widok wnętrza "mojego" wagonu baranieję, do reszty tamując przejście. Bo moje miejsce wygląda tak:
Poprzedzające fotele znajdują się na tyle daleko, że nawet gdybym miał gimnastyczne supermoce, to i tak nogą nie dosięgnąłbym ich oparcia. Na dodatek na czas podróży przysługuje mi kunsztownie wyszywana poduszka z logo operatora pociągu oraz kapciuszki.
Obecność poduszki nabiera sensu, kiedy zaczynam manipulować przyciskami na panelu umieszczonym po wewnętrznej stronie prawego podłokietnika. Okazuje się, że przydzielony mi sofo-fotel elektrycznie się rozkłada — i to aż do pozycji leżącej.
Ucinam więc testową drzemkę. Zasypiam bez najmniejszego problemu, bo jest i wygodnie, i cicho. A wręcz szalenie cicho: po dłuższej chwili orientuję się, że nie słychać nawet typowego dla pociągów stukotu kół o szyny. Jakby w ogóle nie miały łączeń.
Kiedy się budzę, na stoliku czeka na mnie posiłek — jedyna skromna rzecz w tym wagonie. W pierwszej klasie polskiego Pendolino karmią jednak o wiele lepiej.
Z ciekawości zaglądam do wagonu zwykłej klasy i nawet bezczelnie siadam na jednym z wolnych miejsc. Na podobnej powierzchni mieści się tu trzy razy więcej siedzeń niż w klasie lux. W klasie standardowej w jednym rzędzie mamy układ miejsc 3+2, a w lux — już 2+1.
To prawda, w klasie standardowej składu CRH jest wąziutko, ale miejsca na nogi i tak mam znacznie więcej niż w klasie ekonomicznej większości linii lotniczych. Proszę spojrzeć:
Pod tym względem chiński superpociąg przewyższa też japońską legendę, czyli Shinkansena.
W chińskim pociągu byłem też świadkiem czegoś, czego nigdy nie doświadczyłem podczas kilku tysięcy przejazdów PKP: przechodząca środkiem przedziału konduktorka nagle sięgnęła do umieszczonej pod sufitem półki i... poprawiła troczek podróżującego na niej plecaka, żeby nieestetycznie nie zwisał tych kilku centymetrów.
Zresztą nie tylko po tym widać chińską dbałość o porządek. Perony i reszta powierzchni dworcowych są wyjątkowo czyste. A to jeszcze nie wszystko.
Chiński pociąg CRH: rachunek za luksus
Szokująca może się też wydawać cena biletu. Za trwającą blisko trzy godziny podróż w luksusie godnym Bentleya, szybkością bolidu Formuły 1 i wyjątkowym traktowaniem już na poziomie poczekalni trzeba zapłacić ok. 280 zł. Ceny atrakcyjne jak chińskich SUV-ów w Polsce.
Niestety, po wyjściu z pociągu wraca chińska rzeczywistość wzmożonych kontroli. Bez okazania paszportu nawet nie opuszczę stacji docelowej, aby wyjść na tzw. miasto. To jeszcze nic. Bez tego dokumentu nie wszedłbym nawet do szanghajskiego muzeum. A przed powrotem do Polski, na lotnisku w Szanghaju przeszedłem łącznie sześć kontroli, w tym dwie samego bagażu. Chiny pożegnały mnie bardzo dokładnie.