Zgodnie z wytycznymi Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska, sprowadzone do kraju powypadkowe auto kwalifikowane jest jako odpad, gdy w opinii rzeczoznawców koszt jego naprawy przekracza 70 proc. wartości nieuszkodzonego pojazdu. Podstawą do zatrzymania samochodu na granicy są też następujące wpisy w dowodzie rejestracyjnym lub w dokumentach zakupu: "Certificate of Destruction" (zaświadczenie o zniszczeniu), "Water Damage" (zniszczony przez powódź), "Fire Damage" (zniszczony przez pożar), "For Parts only" (tylko do demontażu na części). W zależności od języka danego kraju treść tych zapisów wygląda inaczej, ale ich znaczenie pozostaje takie samo.

Zainteresowanie celników wzbudzą też takie wpisy jak: "Non repairable" (nie nadający się do remontu) i "Total Loss" (szkoda całkowita), wbijane często w dokumenty pojazdów sprzedawanych na amerykańskich aukcjach przez towarzystwa ubezpieczeniowe. Firmy te uznają takie auta za nienadające się do naprawy.

Jak wiadomo głównym kryterium stosowanym przy kwalifikowaniu pojazdu do kasacji są koszty naprawy. Usługi blacharskie i lakiernicze w Stanach Zjednoczonych są kilka razy droższe niż w Polsce. Dlatego to co można tam uznać za odpad, u nas jak najbardziej nadaje się do naprawy. Inna sprawa, że wiele aut z adnotacją o szkodzie całkowitej jest tylko nieznacznie uszkodzonych. Dlatego też Inspektorat postanowił zmienić kryteria oceny pojazdów tak, aby nie poprzestawano tylko na badaniu dokumentów, ale odnoszono się również do faktycznego stanu auta

Straż graniczna i celnicy mają obowiązek zatrzymywać wszystkie pojazdy podpadające pod odpad. Najwięcej przypadków wykrycia wraków przy imporcie samochodów, dotyczy aut z Kanady i USA. Wynika to z faktu, że takie pojazdy muszą być przy wwozie do Polski zgłaszane do odprawy celnej.