- Pędzące 253 km na godz. BMW uderzyło 16 września na A1 w tył Kii. W efekcie to drugie auto uderzyło w barierki i stanęło w płomieniach. W wypadku zginęła trzyosobowa rodzina
- Dotarliśmy do świadka, który twierdzi, że widział sytuację krótko po zdarzeniu. — Widziałem trzy osoby z BMW — opisuje nasz rozmówca
- Adwokat Ryszard Kalisz ocenia, że śledczy sami utrudnili sobie zadanie, bo już na miejscu mogli zatrzymać 32-latka
- O spowodowanie wypadku podejrzewany jest Sebastian M. Poszukiwany listem gończym i notą Interpolu został zatrzymany w Dubaju
- Więcej podobnych wiadomości znajdziesz na stronie głównej Onetu
— Jechałem prawym pasem i chciałem wyprzedzić jadące przede mną auto. Rozpędziłem się, spojrzałem w lewe lusterko i włączyłem kierunkowskaz. Docisnąłem gaz do 150 km na godz. i zacząłem wyprzedzać, gdy zrównaliśmy się, dostałem kilka razy "długimi". BMW musiało na chwilę przyhamować. Niemniej musiał pędzić 220-250 km na godz., bo wcześniej go nie widziałem w lusterku, więc musiał być naprawdę daleko — relacjonuje nam kierowca, którego wcześniej miał wyprzedzać M.
Wypadek na A1. "Widziałem trzy osoby"
Jeszcze przed służbami ratunkowymi nasz rozmówca dojechał na miejsce tragicznego zdarzenia. — Kilka minut później mijałem miejsce, gdzie doszło do zdarzenia. Rzeczy pasażerów z Kii były porozrzucane na dystansie 200 metrów. Auto stało na pasie awaryjnym i płonęło. Nie było jak pomóc. Całe stało już w płomieniach. Widziałem też trzy osoby z BMW. Po prostu stały oparte o barierki. Nic więcej nie robiły — dodaje nasz rozmówca.
W podobnym tonie sprawę w rozmowie z "Faktem" relacjonowali inni świadkowie. – Zdążyliśmy tylko powiedzieć do siebie: żeby tylko nikomu nic się nie stało... Niedługo później na własne oczy zobaczyli rozmiar tej tragedii – mówili ludzie, których minęło rozpędzone, jak opisują, BMW.
"Rodzina spłonęła żywcem. Krzyczeli, wołając o pomoc. Kilku mężczyzn próbowało gasić pożar, ale ogień był tak silny i »strzelał«, że musieli się odsunąć i zaprzestać" — relacjonował z kolei na podstawie relacji świadków "Super Express".
Dalszą część artykułu znajdziesz pod materiałem wideo
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo- Czytaj: Awarie na stacjach Orlen. Zapytaliśmy koncern o liczbę usterek i ich przyczyny. Jest odpowiedź
Ryszard Kalisz: Prokuratura utrudniła sobie śledztwo
Na działaniach policjantów podczas wypadku suchej nitki nie zostawia adwokat i były szef MSWiA Ryszard Kalisz. — Policja powinna była zabezpieczyć miejsce wypadku oraz wszystkie okoliczności towarzyszące. To, że auto pędziło z wielką prędkością i zatrzymało się w dużej odległości od drugiego auta, nie zwalniało policji z czynności rozpoznawczych z udziałem kierowcy BMW. W przypadku zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym natychmiast wszczyna się postępowanie i wdraża środki zapobiegawcze, w tym tymczasowe aresztowanie. A że tego nie zrobiono, ten kierowca mógł uciec za granicę — ocenia Kalisz.
Co zdarzyło się na łódzkim odcinku autostrady A1?
Do tragicznego wypadku na łódzkim odcinku autostrady A1 doszło 16 września. Patryk z żoną i ich 5-letnim synkiem Oliwierem wracali z wakacji. Między węzłami Tuszyn i Piotrków Trybunalski Zachód, na wysokości miejscowości Sierosław, doszło do wypadku.
Z informacji zgromadzonych przez śledczych wynika, że kierowca BMW, jadąc co najmniej 253 km na godz., uderzył w tył Kii. Auto uderzyło w bariery i stanęło w płomieniach. Zginęła cała rodzina. Prokuratura chciała przedstawić 32-letniemu M. zarzuty, ale wyjechał z kraju.
M. zatrzymany w Dubaju
Jednak nie na długo. W środę, 4 października szef MSWiA Mariusz Kamiński poinformował, że M. został ujęty w Dubaju.
"Specjalna Grupa Poszukiwawcza powołana przez Komendanta Głównego Policji na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich wspierała lokalną policję, która dokonała dziś zatrzymania poszukiwanego Sebastiana M. Zadania realizowane były w ścisłej współpracy z Prokuraturą Krajową" — napisał na Twitterze minister.
Akurat w tym roku Sejm ratyfikował, a prezydent podpisał Umowę między Rzecząpospolitą Polską a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi o współpracy prawnej w sprawach karnych.
Jeśli byłeś świadkiem tego zdarzenia lub masz przemyślenia na jego temat, to zapraszamy do kontaktu — tomasz.gdaniec@redakcjaonet.pl