• Na obwodnicy Gdyni kierowca sportowego samochodu umyślnie doprowadził do niebezpiecznej kolizji
  • Kierująca Toyotą Yaris, próbując uniknąć zderzenia, straciła panowanie nad autem. Samochód wpadł na barierki
  • Kierowca BMW nie zatrzymał się, uciekł z miejsca zdarzenia
  • Internauci znają już dokładne dane samochodu sprawcy
  • Odpowiedzialność za spowodowanie takiego zagrożenia jest wielopoziomowa

Bandyta drogowy w ciemnej beemce, który popisał się na obwodnicy Gdyni, to typowy przypadek człowieka, który powinien stracić prawo jazdy na lata. Nie chodzi o złośliwość czy chęć zemsty – on po prostu nie jest na tyle stabilny emocjonalnie, aby kierować autem. Może kiedyś będzie mógł jeździć, dziś nie powinien.

Na filmiku z kamerki zamontowanej w aucie ofiary widzimy, że kierująca porusza się lewym pasem z grubsza poprawnie. Odstęp od poprzedzającego auta jest odpowiedni, rozciągnięta kolumna aut jadących lewym pasem wyprzedza wolniej jadące samochody, poruszające się prawym pasem. Kierująca właśnie wyprzedziła ciężarówkę. Czy mogła i czy powinna zjechać na prawo? Trudno powiedzieć. Mając zamiar wyprzedzania, widocznych z daleka pojazdów, jadących prawym pasem – niekoniecznie. Widząc w lusterku nerwowe zachowanie kierującego sportowym samochodem, mogła obawiać się wszelkich manewrów. To zresztą bez znaczenia. Tuż po wyprzedzeniu TIR-a z prawej strony pojawia się ciemne BMW. Po chwili wyjeżdża przed maskę auta kierowanego przez poszkodowaną, jego kierowca wciska hamulec do podłogi, widać pulsujące światła stopu. Kierująca nerwowo próbuje uniknąć wjechania w tył BMW, traci panowanie nad autem. Jej świat już wiruje, słychać uderzenie w barierki... Kierowca ciężarówki jadący z tyłu wszystko widzi i z wyprzedzeniem hamuje, ratując jej życie. Sportowy samochód nie zatrzymuje się, odjeżdża.

Kłopotliwy odstęp na drodze ekspresowej

Na drodze ekspresowej i autostradzie odstęp ma być tym większy, im wyższa jest prędkość jazdy. Sam, ilekroć jadę w gęstym ruchu polską autostradą czy ekspresówką, odczuwam ciągły dyskomfort, próbując trzymać się przepisów. Przewidziany prawem odstęp zapewnia bezpieczeństwo na wypadek konieczności hamowania, ale jest na tyle duży, że prowokuje mistrzów prostej, aby wciskać mi się tuż przed maskę. Sam chętnie bym przyspieszył, ale nie ma na to miejsca. Mistrzowie prostej się tym jednak nie przejmują.

Podsumujmy: gdy jedziesz 100 km/h – minimalny odstęp od poprzedzającego pojazdu to 50 metrów. Jedziesz 140 km/h – zachowaj 70 metrów odstępu.

Warto przytoczyć jeszcze jeden fragment Kodeksu drogowego...

Zwłaszcza warto zwrócić uwagę na punkt drugi, chociaż... nie jest to idealny, a przynajmniej jedyny przepis do zastosowania przeciwko sprawcy zdarzenia widocznego na filmie.

Co grozi kierowcy BMW za "wysłanie" innego auta na barierki?

  • Po pierwsze, nie mamy do czynienia z wypadkiem, a jedynie z kolizją. O wypadku można mówić wtedy, gdy są ofiary. W tym zdarzeniu nie było ofiar, a jedynie mocno rozbity samochód i uszkodzone barierki na drodze ekspresowej.
  • Po drugie, z tych samych względów (brak ofiar) nie można mówić o ucieczce z miejsca wypadku.
  • Po trzecie, w najbardziej optymistycznej dla kierowcy BMW wersji rozwoju wydarzeń sprawa zostanie skierowana do sądu, ale zostanie zakwalifikowana jako wykroczenie. Zarzut: umyślne spowodowanie kolizji drogowej, a konkretnie:

Maksymalna kara to 30 tys. zł. Maksymalny okres zakazu prowadzenia pojazdów to 3 lata. Sąd raczej zleciłby jednak przeprowadzenie rozszerzonych badań psychologicznych sprawcy, co może oznaczać bezterminowy brak możliwości prowadzenia pojazdów.

  • Po czwarte, niezatrzymanie się na miejscu zdarzenia oznacza jednak – bez względu na to, czy mamy do czynienia z kolizją, czy z wypadkiem – odpowiedzialność ubezpieczeniową. Ubezpieczyciel sprawcy zdarzenia wypłaci odszkodowanie za zniszczoną Toyotę, pokryje koszty naprawy infrastruktury drogowej, ale potem zażąda od sprawcy zwrotu wypłaconych odszkodowań. Takie jest prawo.
  • Po piąte, mamy jednak w tym przypadku do czynienia nawet nie z rażącym błędem, ale umyślnym doprowadzeniem do zagrożenia bezpieczeństwa, to tzw. drogowa bandyterka, czym o dużej szkodliwości społecznej, ludzie boją się takich zachowań i mają rację. Na miejscu policjantów i prokuratora rozważyłbym zakwalifikowanie tego zdarzenia jako przestępstwa z następującego przepisu Kodeksu karnego:

To nie jest przestępstwo z kategorii "Przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji", niemniej warto to rozważyć. Samochód w ręku szaleńca to broń tak samo skuteczna, jak nóż albo pistolet.

Internauci już wiedzą, co to za samochód

Trzeba cierpieć na duży deficyt wyobraźni, aby uważać, że niezatrzymanie się po takiej "akcji" pozwoli na uniknięcie odpowiedzialności. Znany jest już numer rejestracyjny auta (to numer indywidualny), wiadomo, że jest to BMW GT 640i xDrive z 2018 r., znany jest jego numer VIN, wiadomo, gdzie auto jest ubezpieczone, numer polisy OC każdy może sam sprawdzić.

Pozostaje liczyć na to, że policjanci będą wiedzieli, co zrobić.