• Obecnie starosta, wydając decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy, opiera się wyłącznie na notatce policji i nie sprawdza, czy wykroczenie faktycznie miało miejsce
  • Prawo jazdy zatrzymywane jest bez konieczności prawomocnego skazania sprawcy przez sąd
  • Uniewinnienie kierowcy, jeśli następuje, to zwykle dopiero po odbyciu kary polegającej na zatrzymaniu prawa jazdy

Różnica pomiędzy karą administracyjną a np. mandatem jest zasadnicza: mandat, który jest jedną z opcji procedury karnej, opiera się na porozumieniu karzącego i karanego: funkcjonariusz, np. policjant, karząc kierowcę mandatem, przyjmuje, że ta stosunkowo łagodna kara jest adekwatna do wykroczenia. Z kolei sprawca przyznaje się do winy, choć wcale nie ma takiego obowiązku – nie ma wątpliwości, że kara jest sprawiedliwa i nie ma ryzyka, że karę ponosi osoba niewinna.

Co innego kara administracyjna: funkcjonariusz (np. policjant) nie nakłada kary, a „jedynie stwierdza” fakt popełnienia wykroczenia i przekazuje informację o tym fakcie do organu administracyjnego – np. starosty. Starosta nie sprawdza, czy obwiniony (w naszym przypadku kierowca, któremu zarzuca się, że przekroczył dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h) jest winien czy nie jest winien zarzucanego mu czynu, bo ani nie ma obowiązku, ani możliwości, by to zrobić. On jedynie wykonuje swój obowiązek – wydaje decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy na 3 miesiące. Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności – jeśli kierowca oddał prawo jazdy policjantowi, termin biegnie od dnia wydania decyzji o zatrzymaniu prawka. Jeśli kierowca ma jeszcze dokument prawa jazdy, to ma go zwrócić staroście – im szybciej, tym lepiej dla niego, bo dopiero od tego momentu biegnie termin. A prowadzić auta przed zakończeniem kary, nawet mając dokument i tak nie może, bo naraża się na kolejne kary.

Przez analogię: na tej samej zasadzie policja „jedynie informuje” sanepid o wykroczeniach „epidemicznych” – ten, bez sprawdzania, czy ma to sens i czy kara w ogóle jest adekwatna do czynu (np. 10 tys. zł od osoby za niezachowanie odstępu na ulicy pomiędzy małżonkami), wydaje decyzję o karze z rygorem natychmiastowej wykonalności. Jest niemal pewne, że sąd karny czegoś takiego by nie zrobił, prawda?

Niewinny, a prawo jazdy i tak zabrali

Procedura administracyjna zatrzymania prawa jazdy nie wyklucza trwania procedury karnej – zatrzymanie prawka to tylko „dodatek” do mandatu – w naszym przypadku z reguły 500 zł. Jeśli kierowca przyjmuje mandat, to przyznaje się do winy – sprawa jest jasna. A jeśli nie? Kierowca wcale nie musi się przyznawać do popełnienia wykroczenia i nie musi przyjmować mandatu – może stwierdzić, że wcale nie jechał tak szybko, że policjant się pomylił, albo (w przypadku wykroczenia zarejestrowanego przez fotoradar) mógł po prostu w ogóle nie być sprawcą wykroczenia.

Dzieje się to na podstawie przepisu Ustawy o kierujących pojazdami:

Gdy kierowca mandatu nie przyjmuje, bo np. jest pewien, że jechał dużo wolniej, sprawa trafia do sądu, ale w tym czasie starosta i tak zatrzymuje prawo jazdy – opierając się jedynie na informacji policjanta. Może się więc zdarzyć, że sąd (np. po upływie 7 miesięcy) orzeka, że kierowca jest niewinny albo jest winny w mniejszym zakresie – gdy np. biegły stwierdzi, że przekroczył prędkość nie o 55 km/h tylko np. o 35 km/h. Zdarza się? Pewnie, że tak! A co z prawem jazdy? No cóż... zanim sąd orzeknie o winie lub niewinności, kara się kończy, a ukarany przez trzy miesiące ma problemy, np. nie może pracować. Bywa i tak, że kierowca, pewien swojej niewinności i tego, że ma na tę niewinność dowody, ignoruje zatrzymanie prawa jazdy i dalej prowadzi auto. Jeśli go zatrzyma policjant, kara automatycznie ulega przedłużeniu o kolejne 3 miesiące.

Możesz zatem udowodnić swoją niewinność, ale kary administracyjnej cofnąć nie można!

Wideorejestrator to bat na piratów drogowych. Tyle, że podczas pomiarów dokonywanych z daleka wynik jest jedynie przybliżony – sprzęt mierzy cały czas swoją prędkość, a warunkiem dokładnego pomiaru jest zachowanie stałej odległości od nagrywanego auta. W praktyce jest to zwykle niemożliwe. Foto: Autro Świat
Wideorejestrator to bat na piratów drogowych. Tyle, że podczas pomiarów dokonywanych z daleka wynik jest jedynie przybliżony – sprzęt mierzy cały czas swoją prędkość, a warunkiem dokładnego pomiaru jest zachowanie stałej odległości od nagrywanego auta. W praktyce jest to zwykle niemożliwe.

Kara administracyjna wygodna dla organów ścigania

O tym, że z udowadnianiem kierowcom winy są same problemy i że to niepotrzebna fatyga, regularnie przypomina m.in. Inspekcja Transportu Drogowego. Mnóstwo zdjęć zarejestrowanych przez fotoradary „marnuje się”, bo urzędnicy nie nadążają z wysyłaniem wezwań – stąd pojawiające się pomysły, aby karać kierowców administracyjnie albo np. karać właściciela samochodu – o ile sam nie udowodni, że kierował ktoś inny. Tymczasem praktyka wskazuje na to, że „mylą się” zarówno fotoradary, jak i ludzie obsługujący wszelki sprzęt pomiarowy. Typowych błędów jest wiele, a między innymi:

  • Brak świadectwa legalizacji urządzenia: pomiar wykonany sprzętem bez legalizacji nie ma mocy dowodowej; przed sądem instytucja obsługująca fotoradar musi przedstawić wszystkie wymagane dokumenty
  • Pomiar prędkości dotyczy innego pojazdu, co w przypadku radaru (zwłaszcza ręcznego) jest bardzo prawdopodobne – radar nie celuje precyzyjnie w punkt, tylko rejestruje prędkość najszybszego albo najcięższego obiektu w swoim zasięgu; w swoim czasie „karierę medialną” robiły rosyjskie radary ręczne Iskra, które potrafią zmierzyć prędkość wentylatora klimatyzacji...
  • Przy pomiarze wideorejestratorem niemal niemożliwe jest utrzymanie idealnie stałej odległości od pojazdu, którego prędkość jest mierzona – a sprzęt zainstalowany w radiowozie mierzy swoją prędkość! A co, jeśli zarejestrowana prędkość jest wyższa od dozwolonej o 51 km/h przy możliwym błędzie kilku-kilkunastu procent?
  • Fotoradary, zwłaszcza starsze modele Zurad, potrafią wyzwolić migawkę z opóźnieniem, rejestrując na zdjęciu pojazd jadący za pojazdem zmierzonym
  • Także policjanci obsługujący mierniki laserowe, zwłaszcza mierząc z daleka, potrafią zmierzyć inny pojazd, niż im się wydaje (sprawdzone!)
  • Każde urządzenie do pomiaru prędkości ma margines błędu pomiaru (rzędu 3 proc.), czego przepisy nie biorą pod uwagę

Rzecznik pyta, sąd odpowiada

Rzecznik Praw Obywatelskich zauważył, że sądy administracyjne mają różne stanowiska w podobnych sprawach – jedne uważają, iż do zatrzymania prawa jazdy wystarczy informacja policji, a starosta nie jest wręcz uprawniony do weryfikacji winy kierowcy; inne sądy administracyjne stwierdzały, że starosta, w przypadku, gdy obwiniony twierdzi, że jest niewinny, powinien wstrzymać się z wydaniem decyzji do czasy, gdy sąd karny rozpatrzy sprawę. W tej sytuacji RPO wystąpił do Naczelnego Sądu Administracyjnego z pytaniem prawnym, po pierwsze, czy do ukarania kierowcy wystarczy notatka policji, a po drugie, czy w sytuacji, gdy kierowca nie przyjmuje mandatu, starosta powinien wstrzymać się z wydaniem decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia o winie.

Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że w świetle obowiązujących przepisów decyzja starosty może opierać się wyłącznie na informacji policji.

Czas na zmianę przepisów?

RPO stwierdził, że przepisy tym brzmieniu są niezgodne z konstytucją, dlatego wystąpił do przewodniczącego senackiej Komisji Ustawodawczej o zainicjowanie odpowiednich zmian w prawie. To ważna inicjatywa, bo coraz częściej pojawiają się pomysły karania (nie tylko kierowców) w trybie administracyjnym, a nie karnym. Tak jest po prostu wygodniej, odwołanie od decyzji administracyjnej o karze jest znacznie trudniejsze niż uniknięcie kary administracyjnej, nakładanej często „z góry”. A tymczasem art. 45 ust. 1 Konstytucji RP mówi: