• TK uznał, że nie jest zgodne z Konstytucją karne zatrzymywanie praw jazdy jedynie na podstawie oświadczenia funkcjonariusza wykonującego kontrolę drogową
  • Trybunał nie zakwestionował samej kary oraz jej dolegliwości w stosunku do wagi popełnionych czynów
  • Niekonstytucyjne jest nakładanie kary bez prawa do obrony
  • W praktyce oznacza to, że część kierowców ma otwartą drogę do ubiegania się o odszkodowanie
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Od 2015 r. kierowcy w Polsce mogą stracić prawo jazdy w rygorze natychmiastowej wykonalności w dwóch przypadkach:

  • gdy kierowca zostanie zatrzymany na przekroczeniu dopuszczalnej prędkości na obszarze zabudowanym o ponad 50 km/h;
  • gdy przewozi w samochodzie większą liczbę osób, niż pozwala na to dowód rejestracyjny auta.

W tym drugim przypadku kierowca auta osobowego traci prawo jazdy na trzy miesiące, jeśli liczba osób w samochodzie przekracza liczbę miejsc w aucie o więcej niż dwie. Jeśli zatem ktoś w pięcioosobowym samochodzie wiezie osiem osób, to kwalifikuje się do zabrania prawa jazdy.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Zatrzymywanie praw jazdy na trzy miesiące: procedura nie przewiduje odwołania

Na wstępie warto zaznaczyć: choć zapadł wyrok TK, kwestionowane przepisy nadal obowiązują. Jeszcze nie zostały zmienione. Sama procedura karna wygląda tak:

  • Gdy policjant zatrzyma kogoś w terenie zabudowanym np. za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h, zatrzymuje prawo jazdy od razu i przekazuje je staroście.
  • Starosta wydaje decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy z rygorem natychmiastowej wykonalności, licząc trzymiesięczny okres od dnia, w którym policjant zabezpieczył dokument.
  • Jeśli kierowca nie miał przy sobie prawa jazdy, starosta wydaje decyzję o zatrzymaniu go na trzy miesiące, zobowiązując ukaranego do dostarczenia dokumentu do wydziału komunikacji. W tym przypadku trzymiesięczny okres zatrzymania prawa jazdy liczy się od dnia dostarczenia dokumentu do urzędu.
  • Jeśli kierowca pomimo wydania decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy zostanie zatrzymany na kierowaniu samochodem w okresie "karnym", starosta przedłuża okres zatrzymania prawa jazdy do 6 miesięcy.
  • Jeżeli pomiędzy "wpadką" kierowcy skutkującą zatrzymaniem prawa jazdy a wydaniem decyzji przez starostę zostanie on przyłapany na kierowaniu, pojazdem starosta wydaje decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy od razu na sześć miesięcy.
  • Kolejna "wpadka" (kierowanie pomimo zakazu) w okresie karnego zatrzymania prawa jazdy oznacza cofnięcie uprawnień kierowcy.

Jak widać, system jest szczelny, działa natychmiastowo i w obecnej formie nie pozostawia ukaranemu przestrzeni na "kombinowanie". Czego w nim brakuje? Otóż brakuje prawa do obrony czy choćby zakwestionowania faktu, iż doszło do wykroczenia opisanego w ustawie. Kierowca traci prawo jazdy nawet w sytuacji, gdy policjant, który stwierdził wykroczenie, nie dysponuje dowodem, który mógłby utrzymać się przed sądem. O tym dalej. Zresztą przepisy przewidują nawet sytuację, gdy kierowca nie przyjmie mandatu (lub nie otrzyma takiej oferty) i sprawa trafi do sądu. Co wtedy?

Z polskiego na nasze: jeśli sprawa o wykroczenie trafi do sądu i sąd nie zdąży w ciągu trzech czy sześciu miesięcy wydać orzeczenia (winny-niewinny), to oddajemy zatrzymane prawo jazdy po skończeniu kary "jakby nigdy nic". Kara wykonana, nic się nie stało. Niewinny? Przecież zwróciliśmy prawo jazdy – to o co chodzi?

Trybunał jednogłośnie: to naruszenie prawa do sądu i do obrony

Sędziowie jednogłośnie stwierdzili, że kwestionowana procedura narusza art. 2 Konstytucji RP, który stanowi: "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". To absolutnie podstawowa kwestia: w "demokratycznym państwie prawnym" każdy powinien mieć zapewnione prawo do sądu, do obrony, do sprawiedliwości. Blisko siedem lat trzeba było czekać na stwierdzenie, że ten bubel prawny łamie Konstytucję RP. W komunikacie na stronach TK czytamy:

I dalej:

Odszkodowanie za zatrzymanie prawa jazdy? Czemu nie!

Na zdrowy rozum nie byłoby nic złego w natychmiastowym zatrzymywaniu prawa jazdy kierowcom, którzy przyznali się do winy i przyjęli mandat, wiedząc, że mogą skorzystać z prawa do sądu i w ten sposób wstrzymać procedurę karną oraz – być może – uniknąć kary. Jednak od blisko siedmiu lat każdy kierowca wiedział, że jeśli policjant mówi: "przekroczył Pan prędkość o ponad 50 km/h", to nie ma dyskusji. W tym kontekście każdy, komu zabrano prawo jazdy za prędkość czy przewożenie nadmiernej liczby osób, może stwierdzić, że zrezygnował z kwestionowania "wyroku" policjanta, gdyż i tak nie miałoby to sensu. Teoretycznie każdy mógłby teraz domagać się odszkodowania. Wśród kierowców, którzy przyjęli mandaty, zapewne nie będzie jednak wielu chętnych do procesowania się o odszkodowanie.

Natomiast każdy, kto stracił prawo jazdy na trzy miesiące, ale zakwestionował swoją winę (odmówił przyjęcia mandatu) i nie został ukarany czy to z powodu uniewinnienia, czy przedawnienia karalności, ma stosunkowo prostą drogę do ubiegania się o odszkodowanie. W jakiej wysokości? Jak kto uważa! Dla jednego była to mała dolegliwość, a dla innego — ogromna.

Przypomnijmy tylko, że policjanci czasem się mylą, czasem zmierzą prędkość nie tego kierowcy, któremu ją przypisują, a czasem... czasem miernik pokazuje przekroczenie prędkości o 51 km/h. To nie jest dowód na to, że kierowca jechał o 51 km/h za szybko, ponieważ każdy miernik ma dopuszczalny błąd pomiaru.

Ale to już zupełnie inna historia.