Od początku czerwca niezachowanie bezpiecznego odstępu na autostradach i drogach ekspresowych jest w Polsce nie tylko niebezpieczne, ale też kosztowne. Według nowych przepisów za jazdę "na zderzaku" drogówka może nałożyć na kierowcę mandat w wysokości nawet 500 zł.

Czy to robi? Statystyk obejmujących to wykroczenie jeszcze nie ma, ale można posiłkować się Twitterem. Mł. insp. Andrzeja Borowiaka, rzecznika prasowego policji w Poznaniu, który opublikował ciekawe dane. Według jego informacji niedawno w ciągu zaledwie kilku godzin poznańska drogówka wystawiła aż 50 mandatów za niezachowanie bezpiecznego odstępu.

Za co można dostać mandat?

Od 1 czerwca 2021 r. na trasach szybkiego ruchu w Polsce minimalny odstęp od poprzedzającego pojazdu jest uzależniony od prędkości jazdy. Stosować się trzeba do zasady, którą można nazwać: "minimalny odstęp = pół licznika". Jeśli jedziesz z prędkością 100 km/h, musisz zachować co najmniej 50 m od poprzedzającego pojazdu. Przy 120 km/h minimalny odstęp to już 60 m, a przy 140 km/h – 70 m. Z przestrzegania tej zasady zwalnia jedynie manewr wyprzedzania.

Oczywiście, w mocy wciąż pozostaje przepis obowiązujący na wszystkich drogach, który wymaga od kierowców "utrzymywania odstępu niezbędnego do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu". Domyślnie zatem nadal winien kolizji polegającej na najechaniu na tył innego pojazdu jest ten, który jechał z tyłu.

Czy sprzęt polskiej policji jest legalny?

Tu – jak to często u nas bywa – pojawiają się rozbieżności. Komendy z innych rejonów Polski nie chwalą się tak chętnie wystawionymi mandatami, bo kontrowersje wzbudza sama legalność pomiarów.

Dlaczego? Zdjęcie opublikowane przez Borowiaka pochodzi z ręcznego radaru TruCAM II, który – owszem – ma funkcję mierzenia odległości dzielącej dwa pojazdy, ale jeszcze na początku tego roku nie była ona homologowana podczas legalizacji urządzenia.

Czy coś się zmieniło w tej kwestii? Cóż, KMP w Poznaniu twierdzi, że jej urządzenia są zgodne z wymogami homologacyjnymi i licencyjnymi, a kierowcy posłusznie przyjmują mandaty za to wykroczenie. Pozostaje pytanie, czy robią to dlatego, że wierzą w legalność pomiarów, czy raczej po to, żeby uniknąć uciążliwych przepychanek sądowych.