Do wypadku doszło w nocy w miejscowości Siedliska niedaleko Łukowa w woj. lubelskim. Według wstępnych ustaleń policji BMW zjechało na chodnik, uderzyło w drzewo, po czym dachowało zatrzymując się na poboczu drogi. Prędkość samochodu i uderzenie były na tyle duże, że jego silnik „wystrzelił” na drugą stronę drogi i wpadł na teren boiska szkoły. W samochodzie poważnie uszkodzone zostało nadwozie, urwane zostały też przednie koła.

W aucie nie było żadnych dokumentów. Okazało się też, że tablice rejestracyjne zamontowane na BMW pochodzą z pojazdu marki Alfa Romeo. Policjanci jednak szybko ustalili właściwe numery rejestracyjne rozbitego samochodu i dotarli do właścicielki. Kobieta była zaskoczono telefonem od policji i informacją o kolizji.

Jak się okazało dwa tygodnie wcześniej odstawiła swoje BMW do jednego z warsztatów. Po tej informacji szybko udało się ustalić dane mechanika i jednocześnie sprawcy kolizji. 25-latek przyznał się, że wziął 400-konne BMW na „przejażdżkę”. Tablice rejestracyjne założył z innego samochodu, który także naprawiał, by nie rzucać się zbytnio w oczy. Mechanik-rajdowiec wkrótce odpowie przed sądem za krótkotrwałe użycie pojazdu i wyrządzenie szkód na kwotę 25 tys. złotych.

Mechanik rozbił twoje auto – co dalej?

Wbrew pozorom takie sytuacje zdarzają się cześciej niż moglibyśmy się spodziewać. Niedawno pisaliśmy także o pracowniku wrocławskiej myjni samochodowej, który miał jedynie umyć i wyczyścić felgi w 500-konnym Dodge'u. Ten także nie oparł się pokusie „przejażdżki”, a ta skończyła się również na drzewie. To jednak ekstremalne przypadki, w których wina po stronie warsztatu i myjni była ewidentna. Zdarzają się jednak sytuacje, w których uszkodzenia są mniejsze i mniej ewidentne, np. obcierka na przywarsztatowym parkingu, czy zarysowanie auta podczas naprawy lub rozbicie szyby. Tu nie zawsze warsztat jest chętny do naprawy uszkodzeń na własny koszt. Co w takich sytuacjach?

Jeśli serwis nie ma wykupionego ubezpieczenia OC (z takiej formy pokrycia kosztów naprawy najłatwiej skorzystać), to niestety prawdopodobnie nie obejdzie się bez konieczności zgromadzenia dowodów na to, że auto uszkodzono w warsztacie. Dlatego tak ważny jest dokładnie wypełniony protokół przyjęcia auta do serwisu. Najlepiej, żeby zaznaczyć w nim wszystkie, nawet te drobne uszkodzenia, a także spisać stan licznika. Auto można jeszcze sfotografować przed zdaniem kluczyków.

Jeśli mimo takim dowodom warsztat nie będzie poczuwał się do winy, warto przypomnieć mu jego obowiązki i prawa jakie ma konsument. Tu należy pamiętać, że zlecenie naprawy to de facto zawarcie umowy cywilno-prawnej (nie musi być zawarta na piśmie – wystarczy forma ustna), której zasady reguluje Kodeks cywilny.

Podstawą do pociągnięcia przedstawicieli warsztatu do odpowiedzialności jest art. 355 ust. 2 i art. 471 Kodeksu cywilnego. Pierwszy z przepisów nakłada na mechanika obowiązek starannego wykonywania obowiązków w ramach prowadzonej działalności zawodowej. Drugi z kolei stwierdza, że szkoda wynikająca z niedopełnienia obowiązku staranności musi zostać naprawiona. Spod odpowiedzialności z tytułu art. 471 Kodeksu cywilnego można wyłączyć tylko i wyłącznie te przypadki, w których wina za uchybienia wynika z czynników niezależnych.

Jeśli i ta argumentacja nie wystarczy, niestety trzeba przygotować się na złożenie pozwu na drodze cywilnej i batalii przed sądem.