Oszuści i zawodowi wyłudzacze stosują bardzo różnorodne metody, aby wykorzystać nieuwagę innych kierowców i w łatwy sposób zarobić. Jednym z ich "patentów" jest oszustwo "na stłuczkę". Jednak coraz więcej Polaków wie, jak bronić się przed metodą "na stłuczkę".
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoZerknij: Niemiecki gigant motoryzacyjny zapowiedział kolejne zwolnienia. Pracę straci trzy tys. osób
Jak działa metoda "na stłuczkę"?
Metoda "na stłuczkę" jest bardzo prosta. Do tego rodzaju przestępstw dochodzi najczęściej na dużych parkingach, choć zdarzają się też na drogach. Sprawcy, którzy zazwyczaj poruszają bardzo starymi i wysłużonymi autami, tzw. trupami, wykorzystują martwe pole w lusterkach innych kierowców. Gdy się w nim znajdą, nagle wyjeżdżając z miejsca postojowego lub wyprzedzają samochód ofiary, po czym gwałtownie hamują. W efekcie kierowca nie jest w stanie szybko zareagować, co prowadzi do kolizji.
"Poszkodowany" kierowcy wychodzi z auta i grozi wezwaniem policji, wysokimi mandatami, punktami karnymi oraz utratą zniżek na ubezpieczenie. Po chwili zmienia ton i proponuje, aby "się dogadać" i nie wzywać służb. Wystraszony i zdezorientowany kierowca często zgadza się na takie rozwiązanie.
Jak zaradzić oszustwu "na stłuczkę"?
Najlepszym sposobem na przeciwdziałanie oszustwom "na stłuczkę" są coraz popularniejsze wideorejestratory. W takich sytuacjach, gdy jest "słowo przeciwko słowu", nagranie z kamerki może być bezcennym dowodem. Zazwyczaj, gdy oszust zobaczy kamerkę, szybko rezygnuje z pieniędzy.
Jak mówił w rozmowie z "Auto Światem" ekspert ruchu drogowego Marek Konkolewski, często samo posiadanie wideorejestratora w widocznym miejscu hamuje źle wychowanych kierowców. — Widząc, że przebieg zdarzenia jest w całości dokumentowany, wiele osób o agresywnych skłonnościach dwukrotnie się zastanowi — mówił emerytowany policjant.
W Polsce używanie wideorejestratorów jest co do zasady legalne i dozwolone.