- W Wiedniu zielone światło pulsuje przed zmianą na żółte, informując kierowców o zbliżającej się zmianie sygnalizacji
- W niektórych polskich miastach można natrafić na sekundniki przy sygnalizacji świetlnej, które odliczają czas do zmiany światła
- W każdym przypadku najwięcej zależy od samego kierowcy — żadna technologia nie pomoże, gdy podejmie on niebezpieczną decyzję
Normalnie sytuacja wygląda następująco. Zielone światło na sygnalizatorze zezwala na wjazd na skrzyżowanie. Po nim zapala się żółte, które oznacza, że kierowca powinien się zatrzymać, chyba że w chwili jego włączenia pojazd znajduje się tak blisko sygnalizatora, że nie będzie to możliwe bez konieczności gwałtownego hamowania. Sygnał ten poleca jednocześnie opuszczenie skrzyżowania użytkownikom, którzy się na nim znajdują, informując, że za chwilę zapali się sygnał czerwony.
Zobacz też: Czekałem na czerwonym świetle i usłyszałem klakson
Co oznacza migające zielone światło?
Np. w Wiedniu sygnalizacja świetlna ma jeszcze jedną fazę. Zanim zapali się światło żółte, kierowca jest dodatkowo informowany, że zostało mu niewiele czasu, żeby przejechać przez skrzyżowanie lub przygotować się do zatrzymania, jeśli ma do niego dłuższy dystans. Wygląda to tak jak na poniższym nagraniu: zielone światło pulsuje pięć razy przed zapalaniem się żółtego.
Takie rozwiązanie jest niespotykane na polskich drogach i wymaga przyzwyczajenia, jednak wydaje się dobrym pomysłem. Kierowcy szybciej wiedzą, że za chwilę nie będą mogli wjechać na skrzyżowanie i mogą z wyprzedzeniem zaplanować manewry. To z kolei powinno eliminować niebezpieczne sytuacje związane z nagłym przyspieszaniem i hamowaniem oraz upłynniać jazdę.
Oczywiście są też przeciwnicy migającego zielonego, którzy twierdzą, że to zbyteczny dodatek do standardowej sygnalizacji. Argumentują, że takie rozwiązanie jest wykorzystywane na przejściach dla pieszych i przejazdach dla rowerów. Nie ma na nich żółtego światła, więc o zbliżającej się zmianie na czerwone informuje właśnie pulsujące zielone.
Przeczytaj także: Polska autostrada bywa koszmarem kierowców. "Walka o przetrwanie"
Sekundniki na światłach
W niektórych polskich miastach, np. w Płocku, można zauważyć jeszcze inne rozwiązanie -sekundniki przy sygnalizacji świetlnej. Zasada ich działania jest prosta: po zmianie światła – czy to na zielone, czy na czerwone – urządzenie zaczyna odliczać czas do kolejnej zmiany cyklu. Dzięki temu kierowca wie, ile dokładnie czasu pozostało mu na przejazd przez skrzyżowanie lub na przygotowanie się do ruszenia spod świateł.
Sekundniki są lubiane przez kierowców, jednak w ich przypadku również nie brakuje głosów krytycznych. Jednym z zarzutów jest rzekome prowokowanie niebezpiecznych zachowań na drodze. Niektórzy kierowcy, widząc, że czas na przejazd przez skrzyżowanie dobiega końca, decydują się na gwałtowne przyspieszenie, aby zdążyć przed zmianą światła. Takie manewry mogą prowadzić do groźnych sytuacji, zwłaszcza w rejonie dużych skrzyżowań.
Drugim ograniczeniem w stosowaniu sekundników jest bariera technologiczna. Wielu zarządców dróg twierdzi, że urządzenia te nie są przystosowane do współpracy z systemami inteligentnego zarządzania ruchem, które coraz częściej są stosowane w miastach.
W każdym przypadku najwięcej zależy od samego kierowcy. To on musi zachować rozsądek, żeby na drodze było bezpiecznie.