Według urzędników UE nowe samochody nie będą mogły palić więcej niż 3,9 litra na 100 km. Oznacza to, że średnie spalanie każdego obecnie produkowanego modelu musi spaść o około 2,5 l/100 km.

Urzędnicze ograniczenia spowodują oczywiście pewne oszczędności podczas codziennej eksploatacji, ale równocześnie spowodują, że nowe auta zdrożeją średnio o około 5 tys. zł.

Nowe auta mocno zdrożeją - starych nie kupisz

To jeszcze nie koniec. W jednym z ostatnich raportów Komisja Europejska "odkryła", że przyjęta metodologia podawania zużycia paliwa i emisji CO2 jest niezgodna z rzeczywistością.

Oczywiście większość nabywców danego modelu ma świadomość istnienia znacznych rozbieżności pomiędzy poziomem spalania deklarowanym przez producenta w katalogach, a rzeczywistym. Istnieje jednak pewne grono, które przyjmuje dane katalogowe jako pewnik. Unia Europejska postanowiła więc zmienić jak najszybciej zasady pomiaru zużycia paliwa i emisji spalin, tak aby jak najmniej odbiegały one od rzeczywistości.

Według raportu Komisji Europejskiej obecne metody testowania pokazują bardzo zaniżone wartości - w najlepszych przypadkach odbiegają od rzeczywistości o 10 proc., w najgorszych różnice są wiele większe.

Skąd zatem takie różnice? Według Komisji Europejskiej rozbieżności wynikają przede wszystkim z tego, że pomiary wykonywane są w warunkach niewiele mających z rzeczywistym użytkowaniem samochodu.

Nowe rozporządzenie ma wejść w życie w 2016 roku. Dzięki temu konsumenci zyskają bardziej rzetelne dane. Niestety jak w każdym takim przypadku istnieje też druga strona medalu. Unia Europejska zyska kolejne administracyjne narzędzie. Wyraźnie widać, że akurat w tym przypadku nie chodzi o ochronę klientów, ale o jeszcze lepszą kontrolę nad kolejnymi normami Euro.

Wynik takiego zabiegu jest łatwy do przewidzenia. Już wkrótce możemy być świadkami znacznego wzrostu cen nowych samochodów, co jest nieuniknione ze względu na dodatkowe, bardzo kosztowne inwestycje, które będą musieli ponieść producenci, aby spełnić wymagania Komisji Europejskiej. To z kolei uderzy w nasz rynek motoryzacyjny.

Przypomnijmy. Rząd planuje wprowadzenie zaporowego podatku ekologicznego, który zastopuje prywatny import samochodów używanych zza granicy. Zabieg ten ma na celu "nagonienie" Polaków do salonów. Równocześnie nowe przepisy UE powodują wzrosty cen samochodów nowych. Czy to już koniec "polskiego snu o własnym samochodzie"?

Auta będą cichsze, ale droższe

Unia Europejska chce również ograniczyć o połowę hałas spowodowany przez samochody. Zmiany mają wejść w życie przed rokiem 2020.

Wprowadzanie ograniczeń natężenia dźwięku wydobywającego się z samochodu nie jest nowością. Pierwsze tego typu przepisy zaczęły obowiązywać w Europie w 1970 roku. Od tamtej pory stopniowo się zmieniały i były coraz bardziej rygorystyczne.

Unia Europejska planuje kolejne, jeszcze bardziej drastyczne modyfikacje, które mają "uciszyć" pojazdy o 50 proc. przed rokiem 2020. Powodem takich zmian są wyniki badań mówiące, że głośny ruch drogowy powoduje pogorszenie stanu zdrowia mieszkańców miast. A są oni narażeni na hałas powyżej 55 dB.

W najgorszej sytuacji będą producenci pojazdów sportowych, które są najgłośniejsze i wygląda na to, że do Członków Parlamentu Europejskiego nie przemawia przyjemny ryk wydobywający się z V8-ki.

Przepis po wejściu w życie, będzie wprowadzany stopniowo i obejmie nowe samochody. To będzie wiązało się ze sporymi kosztami dla producentów, którzy będą musieli dostosować modele do nowych wymogów. Co za tym idzie, możemy spodziewać się podwyżek cen nowych aut, bo w ten sposób zazwyczaj producenci radzą sobie z dodatkowymi kosztami...