Uporządkujmy fakty: na razie istnieje model pojazdu w skali 1:21 (naszym zdaniem bardzo udany), wydrukowany na drukarce 3D. Trwa zbieranie funduszy na stworzenie modelu w skali 1:1 – twórcy zapowiadają, że do auta będzie można wsiąść, a nawet odbyć krótką przejażdżkę, więc należałoby mówić o poglądowym prototypie, który można by pokazywać ewentualnym inwestorom. Czy uda się stworzyć ten pojazd? Naszym zdaniem jak najbardziej! Bazując na podzespołach gotowych aut, mając za sobą grupę zapaleńców i trochę pieniędzy, za kilka miesięcy z garażu powinien wyjechać o własnych siłach nowy Polonez. Stopień technicznego zaawansowania concept caru będzie uzależniony od dostępnych środków finansowych. Pytanie tylko co dalej?

Na tym etapie zaczynają się schody… Stworzenie nawet jeżdżącego samochodu w jednej sztuce to jedno, a produkcja – drugie. Koszt opracowania do produkcji nowego modelu auta i kupno oprzyrządowania fabryki to przynajmniej kilka miliardów euro, tym bardziej, że trzeba by zacząć wszystko od nowa. O Żeraniu możemy zapomnieć – budynki fabryczne są już rozbierane. Czas minął. Twórcy nowego Poloneza zapowiadają też, że będzie on wytwarzany wyłącznie z polskich komponentów – no to znów mamy problem, bo nie ma już na świecie samochodu, który w całości pochodziłby z elementów produkowanych w jednym kraju. Wybudujemy nowe fabryki produkujące podzespoły?

Załóżmy jednak, że i to się uda i znajdą się inwestorzy gotowi wyłożyć pieniądze. Nowy Polonez, wg założeń, miałby być budżetowym pojazdem. Nie do końca rozumiemy dlaczego w takim razie pod maską takiego auta miałby znaleźć się silnik 1.8 o mocy 150 KM, ale zostawmy i to.

Co znaczy więc pojazd budżetowy? Według nas takim samochodem jest np. Dacia Logan lub Sandero – pojazd za ok. 30-35 tys. zł. Pytanie brzmi: ile nowych aut o takiej wartości sprzedano ostatnio w Polsce? Z danych sprzedażowych (od stycznia do kwietnia 2015 roku) wynika, że w pierwszej 50-tce takich modeli było 4: Ford Ka (835 szt.), Dacia Sandero (831 szt.), Skoda Citigo (770 szt.), Fiat Punto (726 szt.). Łącznie: 3162 auta. Przez pierwsze 4 miesiące roku. Rocznie daje to sprzedaż na poziomie 10 tys. aut. Pomnóżmy ją nawet przez 3 (tak na wszelki wypadek) – wychodzi 30 tys. samochodów rocznie. Pod warunkiem oczywiście, że wszyscy kupujący auto do 35 tys. zł wybiorą nowego Poloneza. Przyjmuje się, że próg rentowności produkcji dla aut o wartości 30 tys. zł (a więc najtańszych) to 300 tys. sztuk rocznie (tak wyliczał to Fiat przy drugiej generacji Pandy). Kto więc miałby kupić tyle nowych Polonezów?

To może eksport? Skoro sprzedaje się Dacia, to może i Polonez będzie się sprzedawał za granicą? Niby tak, tyle że za rumuńską marką stoi Renault, ze swoim know-how, siecią dilerską i serwisową. Dla Poloneza trzeba by tworzyć taką bazę od podstaw, a to znów oznacza wydatki i potrzeba na to czasu.

Czy więc to źle, że takie projekty powstają? Wręcz przeciwnie! Designerzy ćwiczą umiejętności (oni akurat na tym wygrają, bo zawsze dobrze jest mieć bogate portfolio projektów), firmy pracujące przy konceptach mają co robić, a dziennikarze – co pisać. Tyle że wielkoseryjnego samochodu z tego wszystkiego nie będzie. Czas na tworzenie firm motoryzacyjnych od podstaw dawno już minął, role są rozdzielone na wielkich graczy, a u progu Europy stoją Chińczycy, którzy też chętnie będą sprzedawać tu samochody. Szkoda, że nie udało się uratować polskich fabryk, jak udało się to np. Czechom, ale nie łudźmy się, że kiedyś jeszcze uda się samodzielnie wskrzesić polską markę. Mimo to za Poloneza trzymamy kciuki!