Zdaniem przedstawicieli Unii Europejskiej prędkość to jeden z trzech najważniejszych czynników wpływających na liczbę ofiar na drogach. Obecnie – zdecydowanie zbyt dużą liczbę. Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu od lat przekonuje zatem, by stosować w samochodach, i to możliwie jak najszybciej, inteligentne systemy wspomagające kierowcę, w tym i ogranicznik prędkości. Pierwsze testy takiego rozwiązania prowadzono już na drogach Norwegii i okazało się, że jest ono bardzo efektywne w zmniejszaniu liczby ofiar wypadków drogowych.

Jak działa taki system? Wykorzystuje on kamerę, która odczytuje znaki drogowe i przekazuje do pokładowego komputera informacje o ograniczeniach prędkości. W konsekwencji, jeśli kierowca nie zareaguje na znak i nie zwolni, system najpierw przekaże stosowne ostrzeżenie, a następne – w razie jego zignorowania – samoczynnie dostosuje prędkość samochodu do obowiązujących na danym odcinku limitów. Wciskanie gazu nic nie da i nie spowoduje przyspieszania.

System ten jest też wspomagany przez pokładowy GPS, dzięki któremu, na podstawie map znajdujących się w pamięci komputera, da się ustalić przepisową prędkość na danej drodze, o ile nie ma znaków, które ją określają. Oczywiście system ten wymaga instalowania nawet w najtańszych samochodach modułu GPS, pamięci z mapami oraz wydajnego komputera, który całość będzie w stanie obsłużyć. Na pewno spowoduje to znaczny wzrost kosztów najtańszych aut miejskich i kompaktowych. Wszak obecnie koszt nawigacji satelitarnej oraz kamer odczytujących znaki drogowe to co najmniej kilka tysięcy złotych.

Komisja Europejska już teraz rozpatruje wniosek Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu. Możliwe, że zostanie on przyjęty. Jeśli tak, to opisany system zmuszający kierowców do wolniejszej jazdy, zgodnej z przepisami, może być obowiązkowy we wszystkich nowych samochodach już w 2020 roku. Taką rekomendację wystosowała rada.

No dobrze, a co z wyprzedzaniem? Lub sytuacjami na drodze, które wymagają przyspieszenia do prędkości ponad wyznaczony limit? Przedstawiciele rady wyjaśniają, że choć system ten stale czuwa, to jednak zezwala na krótki czas jazdy z prędkością większą niż dozwolona, np. na czas wyprzedzania. Oczywiście po wyznaczonym czasie kierowca dostanie ostrzeżenie, a potem system wymusi dostosowanie się do danej prędkości.

Według rady technologia ta doprowadzi do zmniejszenia liczby kolizji na drogach o 30 proc., a wypadków z ofiarami śmiertelnymi – o 20 procent. Oczywiście system ograniczający prędkość to żadna nowość, bo można go znaleźć – za dopłatą – w samochodach wielu marek, jak Ford, Mercedes, Peugeot i Citroen, Renault czy też Volvo. Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu ocenia, że seryjne instalowanie tej opcji oznacza wydatek na poziomie 180-250 euro. Mamy jednak wątpliwości, zważywszy na obecny koszt podobnego wyposażenia.