- Mandaty za parkowanie przed sklepami to w rzeczywistości wezwania do uiszczenia opłaty, a nie prawdziwe mandaty
- Operator parkingu musi udowodnić, kto zawarł umowę najmu miejsca parkingowego, aby dochodzić od tej osoby roszczeń
- Kierowcy mogą odwołać się od kary na kilka sposobów. Najprostszy polega na wysłaniu skanu paragonu za zakupy
Wracasz z zakupów i znajdujesz za wycieraczką niemiłą niespodziankę – mandat za nieopłacony postój na parkingu przed sklepem. Parkomaty przed Biedronkami i Lidlami w Polsce wyrastają jak grzyby po deszczu, więc nietrudno o taki widok. Ukarani kierowcy często czują się pokrzywdzeni, bo według regulaminów godzina (czy nawet dwie lub trzy) postoju są darmowe, a mimo to po powrocie do auta znajdują mandat. Co robić w takiej sytuacji?
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoMandat za parkowanie przed sklepem to nie mandat
Tak naprawdę w tej sytuacji nie mówimy o typowym mandacie, lecz wezwaniu do uiszczenia opłaty. To dlatego, że operator parkingu nie ma takich uprawnień jak policja czy straż miejska. Może jedynie domagać się wniesienia opłaty za postój na jego terenie. Ma do tego prawo, bo kierowca wjeżdżający na parking zawiera umowę z operatorem, o czym powinien informować widoczny na wjeździe regulamin.
Najczęściej opłata jest naliczana dopiero po godzinie lub dwóch od momentu wjazdu na parking – dyskontom nie zależy na "dojeniu kierowców", lecz na rotacji miejsc po to, żeby klienci nie musieli zastanawiać się, czy będą mieli gdzie zostawić samochód. Taki ruch zabezpiecza sklep przed blokowaniem miejsc np. przez okolicznych mieszkańców.
Zdarza się jednak, że znak zlewa się z otoczeniem, a regulamin jest napisany tak drobnym druczkiem, że nie sposób wychwycić podczas jazdy informacji o płatnym postoju. Niektórzy kierowcy nie zdają sobie też sprawy z tego, że do darmowego postoju uprawnia ich dopiero włożony za szybę bilet pobrany wcześniej z parkomatu. Inni przez przypadek wpisują błędny numer rejestracyjny, a to prosty przepis na "mandat" (najczęściej w wysokości 100-200 zł). Na szczęście nie zawsze trzeba go opłacać.
Jak odwołać się od mandatu za parkowanie przed sklepem?
Jeśli uważasz, że kara została nałożona niesłusznie, masz prawo do obrony. Karol Hojda, radca prawny, podkreślił w rozmowie z Interią, że operator parkingu nie może automatycznie i bezrefleksyjnie domagać się zapłaty od właściciela pojazdu. Nie jest bowiem pewne, że to właściciel zawarł umowę z operatorem, parkując auto przed sklepem.
Zarządca parkingu musi wykazać kto, w jakim konkretnie miejscu i jakim dokładnie czasie przyjął "umowę najmu miejsca parkingowego". Innymi słowy, to operator musi ustalić, kto faktycznie przyjechał danym samochodem na parking, żeby móc dochodzić od niego jakichkolwiek roszczeń. Czasami jest to niemożliwe i wówczas sprawa może trafić do sądu. Jeśli mimo to kierowcy nie uda się ustalić, sąd oddali pozew, a kara nie zostanie nałożona.
Jeżeli nie zgadzasz się ze znalezionym za wycieraczką wezwaniem do zapłaty, powinieneś skontaktować się z operatorem parkingu i wykazać w korespondencji, dlaczego nie uznajesz roszczenia. Cytowany przez Interię radca prawny zalecił, by zażądać przesłania kopii podpisanej umowy oraz faktury za wykonaną usługę, a dodatkowo złożyć sprzeciw wobec wpisu do rejestru dłużników i przetwarzania danych osobowych.
Ale jest też... znacznie prostsza opcja. Czasami do odwołania się od kary wystarczy zdjęcie paragonu potwierdzające, że w momencie wystawienia mandatu kierowca robił zakupy w sklepie. Instrukcję, jak to zrobić, często można znaleźć już na wezwaniu. Uwaga: zanim gdziekolwiek przekażesz swoje dane, upewnij się, że to rzeczywiście zarządca parkingu wystawił mandat. Oszustów czyhających na nasze dane nie brakuje.