• Janusz Ziętkiewicz w czerwcu br. wziął udział w uroczystości odsłonięcia pomnika Jana Szyszki, gdzie w ramach protestu miał na sobie koszulkę "j***ć PiS"
  • Funkcjonariusze policji postanowili ukarać Pana Janusza mandatem za "nieobyczajny napis", którego ten nie przyjął. Sprawa została przekazana do sądu
  • Sprawą zajął się mecenas Robert Kornalewicz, który podkreśla, że wyrażanie poglądów politycznych nawet słowami, które mogą być uznane za nieprzyzwoite jest dopuszczalną formą wolności słowa
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Wszystko zaczęło się w czerwcu br. podczas odsłonięcia pomnika upamiętniającego byłego ministra środowiska Jana Szyszkę w Jarocinie. 65-letni Janusz Ziętkiewicz postanowił pojawić się na uroczystości i w ramach protestu założył koszulkę z napisem "j***ć PiS". Wtedy do pana Janusza podeszło dwóch policjantów zabezpieczających wydarzenie, którzy wylegitymowali mężczyznę. Jak tłumaczy oficer prasowy jarocińskiej policji Agnieszka Zaworska dla Onet.pl, interwencja funkcjonariuszy spowodowana była wnioskiem niektórych uczestników uroczystości, którym nie podobał się napis na koszulce Ziętkiewicza. Jak sam wspomina w wypowiedzi dla portalu poscigi.pl: "Nic nie mówiłem, po prostu stałem spokojnie otoczony również spokojnymi policjantami. Nic się nie działo."

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Najpierw wezwanie na komendę...

Po kilku tygodniach okazało się, że sprawa nie skończy się na samym wylegitymowaniu. Do Pana Janusza przyszło wezwanie z jarocińskiej komendy. Okazało się, że jest on obwiniony o "umieszczenie nieobyczajnego napisu w miejscu publicznym" i przyznany jest mu mandat wynoszący 50 zł. Dodatkowo policjanci, widząc taki sam napis na samochodzie mężczyzny, zdecydowali się mu wręczyć drugą karę w tej samej wysokości. W obu przypadkach Ziętkiewicz nie przyznał się do postawionych zarzutów i odmówił przyjęcia mandatu.

Podczas rozmowy Pan Janusz nie krył zaskoczenia całą sytuacją. "Już od dawna jeżdżę z napisem "j***ć PiS" na samochodzie i jeszcze nigdy nie spotkało się to z reakcją ze strony policji". Jak dodaje, napis ewoluował i niezależnie od jego treści służby mundurowe nie oceniały tego jako "nieobyczajne zachowanie".

...a potem sprawa w sądzie

Z uwagi na odmówienie przyjęcia mandatu sprawa trafiła do sądu, który w trybie nakazowym obciążył Pana Janusza grzywnami w wysokości po 50 zł za dwa wykroczenia, a także kwotą 30 zł tytułem kosztów sądowych. Jak podkreśla Pan Janusz "żadnych zeznań nie składałem i do niczego się nie przyznałem". Odwołał się on od wyroku i oczekuje dalszej rozprawy. Uważa, że całe to zamieszanie to atak na wolność słowa, a jego walka w sądzie to kwestia walki o zasady, a nie pieniądze. "Liczyli, że spokojnie przyjmę mandat, lecz mam prawo do wyrażania swojego niezadowolenia z poczynań obecnego rządu." - dodaje.

W sprawach sądowych pomaga mu mecenas Robert Kornalewicz z Zielonej Góry, który z uwagi na charakter sprawy, zdecydował się pomóc pro bono. Skomentował on dla nas całą sprawę: "Wolność wyrażania poglądów politycznych jest fundamentalnym prawem każdego obywatela naszego kraju i wolność ta w żadnej mierze nie może być ograniczana przepisami kodeksu wykroczeń zakazującymi nieprzyzwoitych zachowań. Powyższe wynika z utrwalonego już orzecznictwa polskich sądów, które niejednokrotnie wskazały, że wyrażanie poglądów, w tym politycznych, nawet przy użyciu słów, które mógłby zostać uznane za nieprzyzwoite, jest w pełni dopuszczalną formą korzystania z wolności słowa i wyrażania poglądów. Z tego powodu osoby, które z tego prawa korzystają, nie ponoszą odpowiedzialności za wykroczenie z art. 141 kw. Pan Janusz Ziętkiewicz, poruszając się pojazdem oraz nosząc koszulkę z napisem „je..ć PIS” niewątpliwie wyrażał swoje poglądy polityczne, w tym sprzeciw wobec władzy. Czynił to m.in. w trakcie odsłaniania pomnika ministra środowiska. W tych okolicznościach nie powinien spotkać się z jakąkolwiek represją.

Na tym się nie kończy

Kolejnym absurdem w całej sytuacji były odwiedziny dzielnicowego w domu Pana Janusza. Okazało się, że wezwanie do stawienia się na komendzie otrzymała również jego żona, gdyż auto, na którym znajduje się napis, zarejestrowane jest na nią. "To jest nękanie mojej rodziny" - komentuje. Dodatkowo wezwanie zostało przekazane w listopadzie, a żona stawić się miała w październiku. Aktualnie Pan Janusz czeka na rozprawę, na której rozpatrywane będzie jego odwołanie.